Niemcy boją się starcia z Chinami. Nie zagłosują za cłami
Cła na samochody elektryczne z Chin ciągle są przedmiotem dyskusji w Unii Europejskiej. Wśród państw członkowskich wspólnoty mają one zarówno zwolenników, jak i przeciwników. W najbliższym głosowaniu w sprawie ceł niemieccy przedstawiciele mają wstrzymać się od głosu. Jaki jest powód?
Znacznie niższe ceny samochodów elektrycznych z Chin spotkały się z podejrzeniami, że koncerny z Państwa Środka korzystają z państwowych subwencji, by zalać europejski rynek tanimi samochodami na prąd. W efekcie ruszyło śledztwo, które miało na celu wykazanie, czy dopłaty i benefity oferowane przez Pekin są bezpośrednio związane z próbą zaszkodzenia europejskim producentom aut elektrycznych.
W marcu rozpoczęto rejestrację wszystkich samochodów chińskich, które trafiają na teren Unii w związku z ewentualnym obłożeniem antysubsydyjnymi cłami wstecznymi. W czerwcu Komisja Europejska ogłosiła natomiast, że zdecydowała się wprowadzić cła na elektryki importowane z Państwa Środka. W Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej 4 lipca opublikowana została stosowna decyzja. Wysokość ceł to, w zależności od producenta, od 17,4 do 38,1 proc. Zdaniem KE zależało to od tego, czy dany chiński koncern wyraził chęć współpracy, czy też nie.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami decyzja ma charakter tymczasowy. Jeśli w okresie jej obowiązywania (czyli przez kolejne cztery miesiące) wszystkie kraje członkowskie osiągną w tej kwestii porozumienie, cła mogą być wprowadzone na stałe.
Karne cła na samochody elektryczne z Chin wyraźnie pokazują jednak, że w Unii Europejskiej daleko do jednomyślności w tej kwestii. Za ukaraniem producentów z Dalekiego Wschodu jest Francja. To właśnie francuski rząd zwrócił uwagę, że samochody z Chin mają "niesprawiedliwie niskie ceny", co w oczywisty sposób zagraża wszystkim europejskim producentom. Według francuskich polityków wyższe cła sprawią, że chińscy producenci zdecydują się na inwestowanie na Starym Kontynencie. Przeciwni wprowadzaniu karnych ceł są natomiast Niemcy, Szwedzi i Węgrzy.
Szczególnie ważny w tym kontekście jest głos naszych zachodnich sąsiadów - wszak to jedna z najważniejszych unijnych gospodarek. "Izolacja i sztuczne bariery celne ostatecznie sprawiają, że wszystko staje się droższe, a wszyscy biedniejsi" - mówił jakiś czas temu niemiecki kanclerz, Olaf Scholz. Przeciwni wprowadzaniu ceł byli również niemieccy producenci. Warto tutaj zaznaczyć, że chiński rynek jest bardzo ważny z ich punktu widzenia. Przykładowo 1/3 rocznej sprzedaży samochodów Grupy Volkswagena trafia właśnie do Państwa Środka.
Póki co Niemcy najprawdopodobniej nie zamierzają deklarować wsparcia dla działań UE. Na 15 lipca w Parlamencie Europejskim zaplanowane jest pierwsze głosowanie dotyczące ceł na chińskie samochody elektryczne. Anonimowe źródła agencji Reuters wskazują jednak, że niemieccy deputowani mają wstrzymać się od głosu. Oficjalnie motywowane to ma być trwającym śledztwem w sprawie subsydiów oraz negocjacjami, które Bruksela ciągle prowadzi z Pekinem.
Głównym powodem mają być jednak obawy Niemiec przed reakcją Chin na wprowadzone cła. W odwecie Pekin mógłby uderzyć właśnie w niemieckich producentów samochodów. W efekcie ceny tych aut w Państwie Środka mogłyby znacząco wzrosnąć. To zaś oznaczałoby mniejszy udział w rynku.
Warto jednak zaznaczyć, że zaplanowane głosowanie nie jest wiążące. Na tym etapie można to traktować bardziej jako sprawdzanie stanowisk poszczególnych państw członkowskich wspólnoty w tej kwestii. Wiążąca decyzja Unii w sprawie ceł ma być ogłoszona w październiku.