Mała rysa, wielki problem. Dlaczego nie warto uciekać z miejsca zdarzenia?
Jedna mała rysa na lakierze samochodu może stać się źródłem sporych problemów i niespodziewanych wydatków. Przekonał się o tym czytelnik Interii, który postanowił podzielić się z nami swoją historią ku przestrodze. Oto dlaczego nie warto odjeżdżać z miejsca zdarzenia.

Pozornie błaha rzecz zamieniła się w źródło niemałych wydatków u naszego Czytelnika, który postanowił podzielić się swoją historią. Wiadomość, którą odebraliśmy od pana Mariusza pokazuje, że odjeżdżanie z miejsca zdarzenia się po przerysowaniu innego auta to najgorsza możliwa decyzja. Choć policja potraktowała go ulgowo, ubezpieczyciel nie był tak wyrozumiały.
Delikatne zarysowanie i duży problem sprawcy
W wiadomości mailowej od pana Mariusza do redakcji motoryzacyjnej Interii opisano interesującą sytuację.
Kilka lat temu zarysowałem Fiata Pandę stojącego blisko mnie na parkingu pod bankiem
Sytuacja pewnie nie wzbudziłaby większej sensacji, gdyby nie fakt, że pan Mariusz, jak sam pisze, spanikował i odjechał z miejsca zdarzenia, licząc po cichu, że uniknie konsekwencji. Szybko okazało się, że sytuacja nie umknęła oczom świadków, którzy najprawdopodobniej spisali numery rejestracyjne samochodu pana Mariusza i przekazali go właścicielowi.
Policja po kilku dniach dotarła do sprawcy zarysowania
Kilka dni po niefortunnym zdarzeniu pod domem pana Mariusza pojawili się funkcjonariusze policji, badający sprawę. Wyjaśnili naszemu czytelnikowi, że postąpił co najmniej nagannie, ale miał sporo szczęścia, że do incydentu doszło na prywatnym parkingu. W przypadku, gdyby stłuczka miała miejsce w przestrzeni publicznej, kierowca nie mógłby liczyć na wyrozumiałość Policji. W zaistniałej sytuacji pan Mariusz wziął na siebie winę i przyjął mandat karny w wysokości 50 złotych.
Swoją drogą interesujący okazuje się powód mandatu, bo przecież na prywatnym parkingu, gdzie nie ma znaków D-52 (strefa ruchu), ani D-40 (strefa zamieszkania), policja nie może nakładać mandatów za wykroczenia drogowe. Niestety pan Mariusz nie podzielił się z nami szczegółami w tej materii.
Ubezpieczyciel zażądał zwrotu odszkodowania
Mogłoby się wydawać, że na tym sprawa ucieczki z miejsca zdarzenia się zakończy, będąc za razem życiową nauczką dla pana Mariusza, by nie postępować w ten sposób w przyszłości. Niestety na nieszczęście naszego czytelnika, gdy niemal zapomniał o całej sprawie, dotarł do niego list z ubezpieczalni.
Ubezpieczyciel Pana Mariusza poinformował go, że wycenił szkodę w Pandzie na 1,2 tys. zł i wypłacił odszkodowanie poszkodowanemu. Niestety ponieważ pan Mariusz zbiegł z miejsca zdarzenia, ubezpieczyciel zastosował wobec niego regres ubezpieczeniowy. To sytuacja, w której ubezpieczyciel występuje do swojego klienta o zwrot wypłaconego odszkodowania w przypadku, gdy np. kierowca ucieknie z miejsca kolizji.
Regres ubezpieczeniowy wobec pana Mariusza
Jak przekazał nam pan Mariusz, zanim zwrócił ubezpieczycielowi żądaną kwotę, próbował zorientować się, czy ma szanse cokolwiek wskórać w tej sytuacji. Godziny przeczesywania internetu oraz konsultacje ze znajomymi, którzy kiedyś byli w podobnej sytuacji doprowadziły go jednak do wniosku, że sprawca pozostaje w takiej sytuacji bez szans. Jedyne rozwiązanie, jakie mu pozostawało, to posypać głowę popiołem i pokornie rozliczyć się z ubezpieczycielem.
Byłem strasznie zły na tę sytuację, ale nie miałem innego wyjścia, musiałem zwrócić 1,2 tys. zł ubezpieczycielowi
Sytuacja pana Mariusza pokazuje, jak bardzo nieopłacalne jest uciekanie z miejsca zdarzenia. W każdym przypadku, kiedy dochodzi do stłuczki, której jesteśmy sprawcami, warto pozostać na miejscu lub przynajmniej pozostawić dane kontaktowe na kartce za wycieraczką. Jest to nie tylko wyraz drogowej uczciwości, ale też jedyny słuszny sposób postępowania, który pozwoli nam uniknąć regresu ubezpieczeniowego.
Pan Mariusz mimo wszystko miał sporo szczęścia, że zarysował Fiata Pandę, do którego tylny zderzak na rynku części używanych kupić można mniej niż 400 zł. Gdyby był to droższy samochód, konsekwencje finansowe mogłyby się okazać zdecydowanie bardziej dotkliwe.