Nie będzie elektrycznych busów do Morskiego Oka. Sprzeciw samorządów
Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, by zastąpić zaprzężone w konie fasiągi elektrycznymi pojazdami. Pojawiły się pierwsze przetargi, a także projekt polskiego pojazdu, który wpisywałby się w tradycję Podhala. Wygląda jednak na to, że wszystko zostanie po staremu, bo tego chcą miejscowe samorządy.
Spis treści:
Samorządy nie chcą elektrycznych busów na Morskie Oko
Przypomnijmy, że miesiąc temu Tatrzański Park Narodowy ogłosił przetarg na zakup czterech elektrycznych busów, które miały służyć wożeniu osób niepełnosprawnych nad Morskie Oko. Chodziło więc jedynie o pewne uzupełnienie ciągniętych przez konie fasiągów, a nie rezygnację z nich. Tydzień temu wpłynęła jedna oferta od warszawskiej firmy MERCUS PSQ Sp. z o. o., która zaoferowała dostarczenie czterech elektrycznych busów za cenę 3 mln 198 tys. zł.
Okazuje się jednak, że władze wszystkich gmin powiatu tatrzańskiego są przeciwne wprowadzeniu takich pojazdów na trasę do Morskiego Oka. Stowarzyszenie Przewoźników do Morskiego Oka poinformowało dzisiaj, że wspólne stanowisko w tej sprawie zostało skierowane do MKiŚ, które zapewniło zakup czterech elektryków na ten szlak. Starosta tatrzański Andrzej Skupień zwraca wagę w rozmowie z PAP, że minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska odwołała spotkanie planowane po wakacyjnych testach elektryków i sama podjęła decyzję o zakupie busów elektrycznych.
Mięliśmy przeanalizować wyniki testów i wspólnie podjąć decyzję, co dalej. Nie możemy się godzić na takie traktowanie, że bez samorządów zapada decyzja na szczeblu ministerialnym o transporcie na naszym terenie. TPN nie jest uprawniony do świadczenia przewozów pasażerskich, a do utworzenia nowych linii komunikacji potrzebna jest odpowiednia infrastruktura. Wprowadzenie takiego transportu mogłoby stworzyć niebezpieczeństwo dla turystów wędrujących tą trasą
Będą dalsze testy hybrydowych wozów na Morskie Oko?
Skupień dodał, że wozacy nadal są zainteresowani testami wozów konnych wspomaganych elektrycznie, a dysponując funduszami ministerialnymi, można by przeznaczyć środki na opracowanie takich zaawansowanych wozów. Warto jednak przypomnieć, że prace nad takimi wozami trwają już 10 lat. W pierwszym prototypie spaliły się baterie podczas testów, zaś drugi nie zanotował co prawda podobnych usterek, ale pojawiły się inne problemy. Okazało się, że baterie mają za małą pojemność, więc zdarzało się, że podczas jazdy pod górę rozładowywały się, stanowiąc tylko dodatkowy balast dla koni. Z kolei podczas zjazdów system odzyskiwania energii był za mało wydajny, przez co pojazd popychał zwierzęta. Samo sterowanie napędem i regulowanie poziomu elektrycznego wspomagania przerastało też wozaków i pojawiały się nawet głosy, że potrzebna byłaby dodatkowa osoba sterująca układem elektrycznym.
Ostatnie testy fasiągów z elektrycznym wspomaganiem odbyły się w zeszłym roku, a wnioski po nich nie były optymistyczne. Dlatego też, kiedy w tym roku coraz głośniej zaczęło się mówić na temat odciążenia koni ciągnących turystów nad Morskie Oko, popularność zaczęła zdobywać koncepcja przejścia na pojazdy całkowicie elektryczne. Sporo osób zwracało co prawda uwagę na to, że zwykłe busy jeżdżące po słynnej trasie nie mają w sobie nic z ducha Podhala i zwyczajnie by tam nie pasowały, ale kto powiedział, że muszą to być takie pojazdy, jakie jeżdżą po drogach? Odpowiednie rozwiązanie dość szybko zaproponowała polska firma Innovation AG ze Zgorzelca, która przerobiła swojego Evana na e-Fasiąg, świetnie nawiązujący do tradycji regionu. My już nim nawet jeździliśmy, co możecie zobaczyć na poniższym wideo.
Samorządowcy z Podhala nie widzą powodów rezygnowania z koni na trasie do Morskiego Oka
Najwyraźniej jednak podhalańskie samorządy nie są zainteresowane nawet takim pojazdem. Co więcej, miejscowe władze w ogóle nie widzą powodu rezygnacji z końskich zaprzęgów, a głosy wzywające do takiej zmiany uważają za efekt działania wrogich im sił:
Zmiana, która została zaproponowana w transporcie do Morskiego Oka, nie jest poparta żadnymi argumentami. To działania lobby, które kieruje się swoim interesem, a na pewno nie dobrostanem koni, bo wszystkie badania przeprowadzone szczegółowo co roku wskazują, że konie są w dobrej kondycji, więc nie ma żadnych argumentów, aby zaprzestać kursowania wozów konnych
Przypomnijmy, że w maju doszło do spotkania minister Hennig-Kloski w siedzibie TPN w Zakopanem z przedstawicielami wozaków organizujących konny przewóz na trasie do Morskiego Oka i aktywistami działającymi na rzecz zwierząt. Wypracowano wówczas 12-punktowe porozumienie, które m.in. zakładało rozpoczęcie testów elektrycznych busów na trasie do Morskiego Oka.
Aktywiści domagają się całkowitego wycofania transportu konnego z trasy do Morskiego Oka. Według nich zwierzęta cierpią, ciągnąc wozy pod górę, a trasa jest zbyt wyczerpująca, by praca koni mogła odbywać się w humanitarnych warunkach. Z kolei miejscowi argumentują, że konie pracujące na trasie do Morskiego Oka co roku, przed każdym letnim sezonem turystycznym, przechodzą szczegółowe badania weterynaryjno-hipologiczne, w tym ortopedyczne. W bieżącym roku 303 z 307 koni zostało dopuszczonych do pracy na trasie przez wszystkich członków komisji, a w ubiegłym roku dwa konie nie przeszły badań i zostały wycofane z pracy. Zasady pracy koni na górskim odcinku ściśle określa regulamin Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Mamy nadzieję, że normalność zwycięży. Szczegółowe badania lekarskie wykluczają, że konie na trasie do Morskiego Oka są źle traktowane i pracują ponad siły. Teraz dostaliśmy wsparcie wszystkich samorządów z powiatu tatrzańskiego. Dobrostan koni jest pod stałą kontrolą. Tak zwani obrońcy praw zwierząt mają w tym jakiś cel i wymyślają różne niestworzone historie. Z jednej strony mówią, że po górach trzeba chodzić pieszo, a z drugiej proponują turystom podwózkę busami. To hipokryzja