Motoryzacyjny konflikt Zachodu z Chinami to zagrożenie dla całego świata
Nasilający się spór handlowy między Chinami a krajami zachodnimi, w dłuższej perspektywie może okazać się zagrożeniem dla światowej gospodarki. Zdaniem byłego dyrektora generalnego grupy Volkswagen – jeśli relacje te nie ulegną poprawieniu, branżę motoryzacyjną może czekać kolejny kryzys.
"Jeśli ten konflikt wymknie się spod kontroli, cały świat bardzo ucierpi" - tymi słowami były dyrektor generalny Grupy Volkswagen, Herbert Diess, podsumował swoją niedawną konferencję zorganizowaną w Monachium. Zdaniem austriackiego biznesmena, fragmentacja gospodarcza świata następuje w zbyt szybkim tempie, a na ewentualnych podziałach najbardziej ucierpią kraje o niższych dochodach.
Spór handlowy między Chinami a Zachodem może doprowadzić do wzrostu inflacji i znaczącego opóźnienia tzw. zielonej rewolucji. Niewykluczonym scenariuszem jest także załamanie się dzisiejszych łańcuchów dostaw i konieczność przeniesienia produkcji półprzewodników z Tajwanu do innych krajów. To z kolei może zwiastować kolejny kryzys dla całej branży motoryzacyjnej.
Od pewnego czasu zarówno Joe Biden, jak i Donald Trump prześcigają się w udowadnianiu który z nich jest ostrzejszym graczem w kontaktach z Chinami. W maju tego roku Stany Zjednoczone wprowadziły szereg rozwiązań mających chronić ich gospodarkę przed nieuczciwą konkurencją. Działania te były skierowane głównie przeciwko branży motoryzacyjnej z Państwa Środka. Przykładowo, cła na chińskie samochody elektryczne wzrosły z dotychczasowych z 25 do zawrotnych 100 proc. Rzecz jasna na rekcję Chin nie trzeba było długo czekać. W swoim oświadczeniu przedstawiciele chińskiego rządu skrytykowali tę decyzję i podkreślili, że dalsza eskalacja konfliktu będzie skutkowała rozdziałem gospodarczym pomiędzy dwoma państwami.
Także napięcie pomiędzy Chinami a Unią Europejską rośnie w gwałtownym tempie. Od pewnego czasu Komisja Europejska prowadzi śledztwo mające wyjaśnić sprawę chińskich subsydiów na samochody elektryczne. Jeśli wykaże ono, że ingerencja chińskiego rządu miała na celu zaszkodzenie europejskim producentom samochodów elektrycznych, KE planuje nałożyć tymczasowe cła, które zadziałają wstecz aż do 7 marca. O jakich kwotach mowa? Na ten temat nie wiadomo. Wiadomo jednak, że do sprawy unijnego śledztwa odniosło się już chińskie ministerstwo spraw zagranicznych. Pekin ostro zasygnalizował, że w przypadku kontynuowania takich działań, Chiny są "gotowe do odwetu".
Branżę motoryzacyjną czeka fala bankructw. Powodem elektryki.
Co ciekawe, przeciwko działaniom Unii Europejskiej coraz głośniej wypowiadają europejscy producenci samochodów. Niedawno szef koncernu Stellantis, Carlos Tavares stwierdził, że cła i tak nie pozwolą zachodnim producentom uniknąć restrukturyzacji, koniecznej do sprostania chińskiej konkurencji. W podobnym tonie wypowiedział się także dyrektor generalny BMW, który nie przebierając w słowach zaznaczył, że ewentulnymi cłami Unia "strzela sobie w stopę". Negatywnie do planów Unii w tej kwestii odnosili się również przedstawiciele koncernu Volkswagen.
Szefowie koncernów zdają sobie bowiem sprawę, że nałożenie ceł będzie oznaczało podobny krok ze strony Pekinu, a to właśnie Chiny są największym rynkiem motoryzacyjnym świata. Nałożenie ceł na samochody eksportowane do Kraju Środka musi więc negatywnie odbić się na wynikach finansowych europejskich firm.