Sprawdzili, ile elektryki przejadą na pustych bateriach. Wyniki zaskakują
Niemiecki automobilklub ADAC przetestował sześć elektrycznych samochodów, sprawdzając, co się dzieje, gdy wskaźnik naładowania akumulatorów pokazuje zero. Okazuje się, że współczesne elektryki mają ukryte rezerwy awaryjne pozwalające dojechać do najbliższej ładowarki nawet po całkowitym wyczerpaniu wyświetlanego zasięgu.

Spis treści:
- Tesla Model Y i VW ID.3 przejechały po 11 km na pustych akumulatorach
- Puste akumulatory w aucie elektrycznym. System redukuje moc
- Co zrobić, by wydłużyć zasięg w aucie elektrycznym?
- Konsekwencje całkowitego rozładowania akumulatorów
Test przeprowadzono na 2,2-kilometrowym pasie byłego lotniska wojskowego, gdzie samochody jeździły do całkowitego rozładowania akumulatorów. W przeciwieństwie do rzeczywistych warunków, gdzie kierowcy stosowaliby techniki oszczędzania energii, naukowcy celowo utrzymywali normalny styl jazdy, aby zbadać najgorszy możliwy scenariusz.
Tesla Model Y i VW ID.3 przejechały po 11 km na pustych akumulatorach
Wyniki testu są zaskakujące, szczególnie dla osób obawiających się nagłego zatrzymania elektryka. Tesla Model Y, po wyświetleniu zera na wskaźniku naładowania akumulatorów, pokonała jeszcze 11 kilometrów w trzech fazach stopniowej redukcji mocy - najpierw 3 km przy częściowym ograniczeniu osiągów, następnie 6 km przy znacznej redukcji, a na końcu 2 km w trybie minimalnej prędkości.
Identyczny wynik osiągnął Volkswagen ID.3, choć z innym rozkładem dystansu. Niemiecki kompakt przejechał po 4 kilometry w pierwszych dwóch fazach ograniczenia mocy i 3 kilometry w fazie końcowej, gdy auto ledwo się toczyło.
Chiński BYD Seal wykazał się najbardziej agresywną strategią udostępniania rezerwy. W pierwszej fazie, gdy inne auta już znacząco ograniczały moc, Seal przejechał aż 10 kilometrów przy względnie normalnych osiągach. Dopiero później system drastycznie redukował możliwości - 8 km w drugiej fazie i minimalna odległość w trzeciej.
Kia EV6 zachowywała się podobnie, oferując 11 kilometrów w pierwszej fazie, ale potem gwałtownie ograniczała dystans do 7 km w drugiej i ledwie kilkuset metrów w trzeciej fazie. Z kolei Volvo EX40 stosowało najbardziej konserwatywne podejście, równomiernie rozdzielając rezerwę - 3 km początkowo, a potem dwukrotnie po 9 kilometrów w kolejnych fazach.
Wszystkie testowane samochody rozpoczynają sekwencję ostrzeżeń znacznie wcześniej, niż można by się spodziewać. Pierwsze komunikaty pojawiają się już przy 15-20 procentach naładowania, co w zależności od modelu i pojemności akumulatorów przekłada się na 40 do 80 kilometrów realnego zasięgu. Wskaźnik zmienia wtedy kolor z zielonego na pomarańczowy, a na wyświetlaczu pojawia się dyskretne przypomnienie o konieczności ładowania.
Na tym etapie jazda pozostaje w pełni komfortowa - dostępna jest maksymalna moc, wszystkie systemy komfortu działają normalnie, a jedyną zmianą jest kolor ikony i sporadyczne komunikaty. To celowe działanie producentów, którzy chcą dać kierowcom wystarczająco dużo czasu na znalezienie ładowarki bez wywoływania paniki.
Puste akumulatory w aucie elektrycznym. System redukuje moc
Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy licznik pokazuje mniej niż 10 kilometrów zasięgu lub spadek poniżej 5 proc. baterii. W tym momencie elektronika przejmuje kontrolę i rozpoczyna przymusowe oszczędzanie energii. Moc silnika spada o 30-50 proc., co oznacza, że rozpędzenie się do 100 km/h może zająć dwa razy więcej czasu niż normalnie, a osiągnięcie prędkości autostradowych staje się praktycznie niemożliwe.
Niektóre modele, jak BYD Seal, przestają w ogóle pokazywać konkretne liczby - zamiast nich pojawiają się kreski lub komunikat "Low", pozostawiając kierowcę w niepewności co do rzeczywistego zasięgu. Tesla i Volkswagen kontynuują odliczanie aż do zera, co przynajmniej daje jasną informację o tym, ile kilometrów teoretycznie pozostało.
ADAC szczególnie ostrzega przed traktowaniem rezerwy awaryjnej jako pewnika, na którym można polegać w każdej sytuacji. Test przeprowadzono w optymalnych warunkach - temperatura wynosiła 20 stopni Celsjusza, trasa była idealnie płaska, a akumulatory były stosunkowo nowe, z przebiegiem nieprzekraczającym 30 tysięcy kilometrów.
Co zrobić, by wydłużyć zasięg w aucie elektrycznym?
Gdy poziom naładowania akumulatorów zbliża się do krytycznego, kluczowe staje się natychmiastowe podjęcie działań. Przełączenie na tryb ECO może wydłużyć zasięg o 10-20 proc., ponieważ system automatycznie ogranicza moc silnika do 60-70 proc. maksimum i redukuje wydajność klimatyzacji. Wyłączenie wszystkich zbędnych odbiorników energii - podgrzewania foteli, kierownicy, a nawet radia i wyświetlaczy - może zaoszczędzić kilkaset watów mocy, co przy krytycznie niskim poziomie naładowania akumulatorów przekłada się na dodatkowy kilometr czy dwa zasięgu.
Prędkość jazdy ma ogromne znaczenie dla zużycia energii w elektrykach. Przy 130 km/h samochód zużywa niemal dwukrotnie więcej energii niż przy 80 km/h, a różnica między jazdą 100 km/h a 50 km/h może oznaczać wydłużenie zasięgu o 40-50 proc.
Konsekwencje całkowitego rozładowania akumulatorów
Całkowite rozładowanie akumulatorów litowo-jonowych może prowadzić do ichj trwałego uszkodzenia lub znacznego skrócenia żywotności. Niektóre ogniwa mogą ulec nieodwracalnej degradacji, co zmniejszy pojemność całego pakietu o 5-10 proc. W skrajnych przypadkach, szczególnie gdy auto pozostanie z całkowicie rozładowaną baterią przez kilka dni, może dojść do konieczności wymiany całego modułu, co w zależności od modelu kosztuje od 50 do 150 tysięcy złotych.
Teoretycznie możliwe jest awaryjne doładowanie elektryka z przenośnego powerbanku lub z innego samochodu elektrycznego wyposażonego w funkcję V2L (Vehicle to Load). Jednak przekazanie energii z innego elektryka wymaga specjalnego kabla i zgodnych systemów, a sam proces trwa 30-60 minut dla uzyskania zasięgu 5-10 kilometrów.