Kierowco, uważaj na nową metodę oszustów. Nie daj się złapać "na podnajem"
Coraz więcej aut z polskimi tablicami rejestracyjnymi występuje w filmach na YouTube, teledyskach zagranicznych gwiazd czy filmach ze zlotów. Efekt wyjazdów na wakacje? Nie. To efekt pracy oszustów.
Coraz częściej pojawiają się nagrania z samochodami sportowymi na polskich tablicach rejestracyjnych. Jeden z ostatnich materiałów został zarejestrowany podczas zlotu zorganizowanego przez imigrantów we Francji. Prezentują oni tureckie flagi na maskach samochodów, z których aż 11 ma polskie tablice. Skąd się tam wzięły?
Jak dochodzi do sytuacji, w której za naszymi granicami pojawiają się auta sportowe na polskich tablicach? Jak wyjaśnia Mariusz Bartuzi, ekspert ds. przeciwdziałania wyłudzeniom w Związku Polskiego Leasingu, proceder wygląda następująco: do polskiego przedsiębiorcy zgłasza się zagraniczny kontrahent i proponuje układ, w którym Polak bierze na siebie leasing sportowego samochodu pokroju Audi RS6, a jego kontrahent obiecuje opłatę za podnajęcie tego auta, która znacznie przekracza wysokość miesięcznej raty.
Polskie oferty leasingowe są dużo niższe niż zagraniczne, dlatego w teorii każdemu się to opłaca.
Umowa potwierdzająca ten układ jest spisywana często przy przekazaniu auta "na kolanie" odręcznie. Przekazujemy kluczyki, inkasujemy pierwszą wpłatę, która czasem może być równowartością sześciu miesięcznych rat i rozstajemy się z nadzieją na świetny interes. I tu zaczynają się kłopoty.
Dopóki pieniądze od naszego kontrahenta, który może być np. handlarzem narkotyków, spływają regularnie, jesteśmy zadowoleni. Firma leasingowa o nic nie pyta, nam dodatkowe środki zostają na koncie, w zasadzie - żyć nie umierać. Problem zaczyna się w sytuacji, do której prędzej czy później dojdzie, kiedy euro przestają przychodzić na konto, a nasz "kontrahent" nie odbiera telefonu i nie odpowiada na maile.
Pierwsza myśl, może być za razem tą ostatnią - zgłosić się na policję. Tyle, że w takiej sytuacji sami przyznajemy się do popełnienia przestępstwa podnajęcia leasingowanego samochodu. I nic nam nie da to, że mamy na to umowę - firma ubezpieczeniowa nie wypłaci odszkodowania, a leasingodawca i tak zgłosi się do nas po swoje pieniądze, często wymagając jednorazowej spłaty kilkuset tysięcy złotych.
A co dzieje się z naszym autem w tym czasie? Z informacji właściciela agencji detektywistycznej, która miała kilka zleceń odnalezienia takich aut wynika, że mogą one brać udział w bardzo różnych, legalnych i nielegalnych przedsięwzięciach. Mogą grać w teledyskach, startować w nielegalnych wyścigach, a nawet być wykorzystywane podczas rozbojów i napadów czy służyć do transportu narkotyków.
Pół biedy, jeśli auto się odnajdzie. Ponieważ spisana wcześniej umowa najmu jest nielegalna i nie ma żadnej wartości, wystarczy wziąć zapasowy kluczyk i odjechać. Najczęściej jednak auta te są rozbierane na części lub też konfiskowane przez policję i wystawiane na licytację. Wtedy nie ma szans na ich odzyskanie samochodu.
Często też bywa tak, że auto jest przerejestrowywane i trafia jeszcze dalej, na przykład do Afryki. To również uniemożliwia jego namierzenie.
Samochód może również zostać rozbity podczas brawurowej jazdy, (a film zwykle trafia do sieci) lub też spalony w celu zatarcia śladów przestępstwa. Tak czy inaczej, polski właściciel auta zostaje bez samochodu, z kosztami leasingu i poszukiwania auta w Europie do pokrycia. Sytuacje, w których udaje się odzyskać auto to ledwie kilka procent wszystkich przypadków.
Jak nie dać się nabrać? Po pierwsze nie podnajmować samochodu w leasingu bez zgody leasingodawcy. A po drugie dokładnie "prześwietlać" potencjalnych kontrahentów, zwłaszcza tych proszących o szczególną dyskrecję.
***