Elektryczne busy nad Morskie Oko kosztowały 3,2 mln zł. I wożą powietrze
Od falstartu rozpoczęło się kursowanie elektrycznych busów, które mają wozić turystów do Morskiego Oka. Busy jeżdżą puste, a w tym czasie do konnych bryczek ustawiają się długie kolejki.

W skrócie
- Elektryczne busy do Morskiego Oka jeżdżą puste, a do wozów konnych tworzą się długie kolejki.
- Wysokie ceny biletów na elektryczne busy nie odbiegają od cen przejazdów bryczkami.
- Turyści wolą korzystać z przejazdów konnych, traktując je jako dodatkową atrakcję
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Cztery elektryczne 19-osobowe pojazdy zostały kupione za niemal 3,2 ml zł przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Samochody kursują z Centrum Edukacji Przyrodniczej Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN) w Zakopanem do Włosienicy. Odjazdy z Zakopanego odbywają się o godzinach 7.30 i 12.00, a powrotne z Włosienicy - o 9.30 i 15.00.
Z Palenicy, gdzie jest parking samochodowy, busy nad Morskie Oko wyjeżdżają o 6.30 i 12.00 (ta trasa nakłada się na trasę wozów konnych).
Cena przejazdu elektrycznym busem jest wysoka
Ceny biletów są wysokie. Bilet w jedną stronę z Zakopanego kosztuje 100 zł przy zakupie online i 110 zł w punkcie informacji turystycznej. Powrót to koszt 90 zł lub 100 zł w punkcie.
Cena biletu na kurs z Palenicy do Włosienicy (pokrywający się trasą wozów) to 80 zł. Powrót wyceniono na 60 zł. W cenie jest bilet do TPN (11 zł normalny), jadąc bryczką za bilet do TPN trzeba zapłacić dodatkowo.

Innymi słowy, 4-osobowa rodzina chcąca dostać się elektrycznym busem z Zakopanego do Włosienicy i nim wrócić musi się liczyć w wydaniem 760 zł. Jeśli dojedzie busem spalinowym (15 zł od osoby) czy własnym autem na parking w Palenicy i dalej pojedzie elektrykiem, to zapłaci 560 zł. Jeśli jedziemy własnym samochodem, trzeba doliczyć koszt parkingu (50-80 zł w zależności do terminu).
Busy przewiozły 40 osób. Konie - 1000
Ceny przejazdu elektrycznym busem są wysokie, ale nie odbiegają od cen przejazdów bryczką (100 zł) z Palenicy na Włosienicą. Mimo tego busy w ciągu trzech pierwszych dni majówki przewiozły zaledwie 40 osób, tymczasem bryczki są oblegane, tworzą się do nich kolejki, w których stało nawet po 200 osób. .Jak poinformował PAP szef stowarzyszenia przewoźników konnych Władysław Nowobilski, w ciągu dwóch dni majówki z tej formy transportu skorzystało około tysiąca turystów.
Dlaczego tak się dzieje?
- Tegoroczna majówka jest wyjątkowo tłoczna w Tatrach, a zwłaszcza na najpopularniejszym szlaku w Polsce. I wbrew temu, co czasem próbują forsować różne organizacje - Polacy chcą koni w Tatrach. Wiedzą, że nasze zwierzęta są silne, zadbane i dobrze przygotowane - bo ich dobro to nasza codzienna praca i odpowiedzialność - zaznacza szef wozaków.
Jednym słowem, majówkowi turyści, którzy chcą zobaczyć Morskie Oko i się przy tym przesadnie nie zmęczyć, przejazd wozem konnym traktują jako dodatkową atrakcję, część folkloru góralskiego. Coś, czego nie mają u siebie w mieście. W przeciwieństwie do autobusów elektrycznych...
Trzeba jednak zauważyć, że obecnie busy działają na zasadzie pilotażu, a na dalszym etapie ministerstwo chce mocno ograniczyć działalność wozów konnych - od przyszłego roku mają jeździć tylko między Palenicą Białczańską a Wodogrzmotami Mickiewicza, czyli po płaskim i krótkim, liczącym około 2,8 km, odcinku. A dodajmy, że dziś wozy pokonują większość liczącej 8 km trasy - z Włosienicy turystom zostaje do przejścia już tylko ok. 1,7 km.