Drogowcy byli "na gazie"? Nie, to nowy sposób na piratów drogowych
Jadąc tą drogą można odnieść wrażenie, że doszło do fiksacji wzroku, pogorszył się nasz stan zdrowia lub jesteśmy skrajnie zmęczeni. Falujące białe linie na jezdni to nowość, z którą niewielu kierowców miało dotąd do czynienia. Pełnią jednak bardzo ważną funkcję i może się okazać, że są wyjątkowo skuteczne.

- Władze amerykańskiego miasteczka Montgomery Township opracowały sposób na redukcję prędkości pojazdów, malując falujące linie na drogach.
- Nowe oznakowanie ma na celu dezorientację kierowców, co powinno powodować ich automatyczne zwalnianie.
- Pomysł budzi kontrowersje wśród kierowców, którzy nie są przekonani co do jego skuteczności.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Jednym z najczęściej popełnianych wykroczeń na drogach jest przekraczanie dozwolonej prędkości. W 2024 r. polscy policjanci zatrzymali uprawnienia 26 155 kierującym, którzy w obszarze zabudowanym jechali z prędkością przekraczającą dopuszczalną o ponad 50 km/h.
Fotoradary nie do końca poprawiają sytuację ponieważ kontrolują kierowców jedynie na bardzo krótkim odcinku drogi, więc coraz większą rolę zaczynają odgrywać drogie i zaawansowane systemy odcinkowego pomiaru prędkości. Spora część ekspertów poszukuje jednak prostszych metod spowolnienia kierowców.
Falujące linie na drodze. Powinieneś zwolnić
Władze amerykańskiego miasteczka Montgomery Township w stanie Pensylwania, we współpracy z policją i ekspertami ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego, opracowały bardzo prosty, a przede wszystkim tani sposób na kierowców ze zbyt ciężką nogą.
Zamiast instalować urządzenia rejestrujące przejeżdżające pojazdy czy montować progi zwalniające, postawiono na namalowanie linii w kształcie nieregularnej fali. Linie wymalowano na ulicy Grays Lane, której mieszkańcy systematycznie zgłaszali, że kierowcy samochodów i motocykli przekraczają na tym odcinku dozwoloną prędkość.
Falujące linie na asfalcie to sposób na piratów drogowych
Ten specyficzny kształt linii ma za zadanie dezorientować kierowców, tak aby odruchowo zwolnili. Dojeżdżając do tego odcinka drogi, zmotoryzowani mogą odnieść wrażenie, że operator malowarki drogowej podczas nocnej zmiany pracował pod wpływem alkoholu, zrobił sobie nieśmieszny żart, jeżdżąc we wszystkie strony, albo że droga nagle staje się wyjątkowo kręta na bardzo krótkim odcinku. Bez względu na to co pomyślą, ten niecodzienny kształt ma wymusić na nich obniżenie prędkości.
Czy kierowcy faktycznie zwolnią?
W tym prostym rozwiązaniu eksperci pokładają spore nadzieje. Nowe oznakowanie pojawiło się na ulicy Grays Lane pod koniec marca i obecnie jest badane pod kątem skuteczności. Z racji tego, że kierowcy po raz pierwszy spotykają się z takim kształtem linii, część z nich automatycznie zwalnia, natomiast inni traktują krętą sekcję wytyczoną przez linie jak... mały tor wyścigowy.
Pomysłodawcy biorą pod uwagę, że z czasem zmotoryzowani przyzwyczają się do nowego oznakowania poziomego i ponownie zaczną przekraczać dozwoloną prędkość, po prostu jadąc na wprost. Jeśli tak się stanie, a skuteczność falowanych linii okaże się niewystarczająca, władze rozważają wprowadzenie niewielkich plastikowych krawężników.
Tego typu rozwiązania chętnie stosują polskie miasta. Np. w Krakowie ciężko już o prostą i szeroką drogę. Gdzie tylko się dało organizator ustawiał wysepki, obszary wyłączone z ruchu, a nawet różnego rodzaju instalacje drogowe, których nie znajdziemy w przepisach drogowych. Wszystko po to, by na drodze było ciasno, dzięki czemu kierowcy będą jeździć wolniej.
Kierowcy nie podzielają entuzjazmu policjantów
Chociaż władze miasta wraz z lokalną policją dumnie chwalą się nowym oznakowaniem, nazywając je rewolucyjnym, kierowcy nie podzielają ich entuzjazmu. W komentarzach pod postem na Facebooku nie brakuje głosów, że falowane linie "są najgłupszym sposobem ograniczenia prędkości, jaki kiedykolwiek widzieli”. Spora część internautów zaznacza również, że gdyby kiedykolwiek przejeżdżała ulicą Grays Lane, po prostu pojechałaby na wprost.
Kilku komentujących było przekonanych, że zdjęcie to fotomontaż, bo - jak twierdzili - "nikt nie wpadłby na taki pomysł”. Inni z kolei pytali, czy eksperci ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego oraz policjanci słyszeli o progach zwalniających, które chociaż są niewiele droższe, skutecznie wymuszają na kierowcach znacznie obniżenie prędkości.
Czy ten prosty sposób okaże się faktycznie skuteczny? Czas pokaże. Miejmy nadzieję, że bez względu na wynik trwających obecnie testów władze miasta podzielą się oficjalnymi rezultatami.