Dlaczego wybuchł pożar Fremantle Highway. Nowe informacje

Od wczoraj na Morzu Północnym trwa akcja ratunkowa samochodowca Fremantle Highway, który stanął w płomieniach u wybrzeży Holandii około 27 mil morskich od wyspy Ameland. W pożarze zginęła jedna osoba, a kilku członków załogi zostało rannych. Wraz z postępami akcji ratowniczej rośnie temperatura debaty dotyczącej ewentualnej przyczyny nieszczęścia. Czy źródłem pożaru rzeczywiście był jeden z przewożonych przez prom samochodów elektrycznych?

Wczoraj informowaliśmy, że na pokładzie samochodowca, który w poniedziałek wypłynął z  Bremerhaven i kierował się do egipskiego Port Said, znajdowało się 2857 pojazdów. Płomienie miały pojawić się około godziny 21:30 na jednym z pokładów samochodowych. Początkowo załoga próbowała walczyć z żywiołem na własną rękę, ale tuż przed północą holenderska straż przybrzeżna otrzymała komunikaty wzywające pomocy. 

Pożar Fremantle Highway. Jedna osoba zginęła w płomieniach

Dziś wiemy już, że jedyna ofiara śmiertelna zginęła jeszcze na pokładzie samochodowca, a w akcji ratunkowej, oprócz śmigłowców i łodzi SAR, brały też udział znajdujące się w okolicy jednostki, które podjęły z wody część z liczącej 23 osoby załogi.

Reklama

Z biegiem czasu pojawią się nowe informacje, czasem podważające wcześniejsze doniesienia. Niemiecka agencja dpa podała, że jednostka przewozi nie 2857 ale aż 3783 samochody, wciąż mówi się, że tylko 25 z nich ma napęd bateryjny. 

Zamienił się również port docelowy. Armator, japońska firma K Line poinformowała, że statek zmierzał do Singapuru, co sugerować może, że na pokładzie znajdowało się sporo bardzo drogich pojazdów. Dotychczasowe doniesienia mówiły o egipskim Port Said, ale ten - być może - miał być jedynie następnym punktem rozładunku na drodze do Singapuru.

K Line podał również, że Fremantle Highway wyprodukowany został w 2013 roku, a jego zdolności przewozowe wynoszą sześć tysięcy samochodów. Jednostka ma 200 m długości, ponad 32 m szerokości i wyporność niemal 60 tysięcy ton.

Obecnie pozbawiony napędu i załogi samochodowiec dryfuje około 16 kilometrów na północ od wyspy Terschelling. Ekipy ratunkowe starają się ugasić płomienie, jednak nie jest do możliwe - wpompowanie zbyt dużej ilości wody doprowadziłoby do zatonięcia statku. 

W walkę o uratowanie Fremantle Highway włączył się m.in. holownik, którego zadaniem jest ustabilizowanie jednostki i dopilnowanie, by nie znalazła się na uczęszczanych szlakach żeglugowych. Połączenie jest jednak prowizoryczne i holowanie statku na większą skalę nie jest możliwe.

Elektryk źródłem pożaru? To tylko jedna z teorii

Fremantle Highway to samochodowiec typu ro-ro, czyli prom do transportu aut, na który pojazdy wjeżdżają i wyjeżdżają o własnych siłach po specjalnie skonstruowanych rampach. Nie do końca wiadomo ile pojazdów jest na pokładzie. Początkowo miało to być 2857 aut, z których zaledwie 25 było pojazdami elektrycznymi (BEV), ale agencja dpa twierdzi, że statek przewozi 3783 samochody.

Jak informowaliśmy, najpowszechniej rozpowszechniana teoria dotycząca źródła pożaru mówi o zapłonie samochodu elektrycznego.

Problem w tym, że - na ten moment - to tylko jedna z hipotez bazujących na zeznaniach członków załogi. W środę światowe media, cytując agencję Reutersa, podały, że źródłem pożaru miał być właśnie jeden z transportowanych przez prom elektryków.

W przekazie zabrakło jednak wyraźnego zaznaczenia, że mamy do czynienia z hipotezą. Co więcej, Reuters wskazywał, że informacja wyszła od holenderskiej straży przybrzeżnej, ale jej rzecznik nie potwierdza takiego przekazu.

Lea Versteeg - rzecznik holenderskiej straży przybrzeżnej - tłumaczy, że dziennikarze Reutersa musieli źle zrozumieć, złożone przez nią telefonicznie, oświadczenie.

Z kolei agencja Reutersa w swoich najnowszych publikacjach donosi, że przyczyna pożaru nie jest znana lecz - powołując się na własne źródła i straż wybrzeża - sugeruje, że wszystko zacząć się miało "w pobliżu samochodu elektrycznego". 

Według Polskiej Agencji Prasowej powołującej się na źródła portalu RTL Nieuws, pożar auta elektrycznego jako prawdopodobna przyczynę pożaru statku podał już japoński armator. 

Prom samochodowy spłonie przez elektryki? Prawda spocznie na dnie morza?

Ustalenie rzeczywistego źródła pożaru będzie możliwe tylko wówczas, jeśli ekipom ratunkowym uda się opanować płomienie i ocalić jednostkę. W przypadku pożarów statków handlowych zadanie jest o tyle utrudnione, że gaszenie pożarów wodą często kończy się utratą stateczności i zatonięciem statku.

Taki los spotkał np. utracony w marcu ubiegłego roku samochodowiec Felicity Ace z ładunkiem blisko 4 tys. samochodów koncernu Volkswagena o wartości 438 mln dolarów. Jednostka trawiona była płomieniami przez kilka dni, w tym czasie straż pożarna dokonała czterech nieudanych prób szturmu na opuszczony statek i opanowania płomieni. Ostatecznie pożar rozrósł się do takich rozmiarów, że - po ewakuacji załogi - zrezygnowano z dalszej akcji ratunkowej czekając, aż pożar strawi całą konstrukcję.

Chociaż od początku jako najbardziej prawdopodobną przyczynę pożaru wskazywano samozapłon samochodu elektrycznego, nie udało się tego potwierdzić. Prom - a wraz z nim wszystkie dowody - zatonął 1 marca 2022 roku na oceanie atlantyckim przy próbie holowania. 

Teoria o samozapłonie auta elektrycznego pozostała więc w sferze domysłów. Czy tak samo będzie w przypadku - płonącego na Morzu Północnym - Fremantle Highway?

Najnowsze zdjęcia statku, ukazujący spowity dymem statek z wypalonymi plamami na burtach sugerują, że ekipy ratunkowe mają poważny problem z opanowaniem żywiołu. Nawet jeżeli jednostkę uda się ocalić, jeśli pokłady samochodowe całkowicie się wypalą, ustalenie rzeczywistych przyczyn pożaru może się okazać niemożliwe.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pożar samochodu | samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy