Płonie prom z 3000 samochodów. Przyczyną pożar auta elektrycznego?

Jedna ofiara śmiertelna i "wielu rannych" to dotychczasowy bilans pożaru na promie samochodowym Fremantle Highway, który stanął w płomieniach u wybrzeży Holandii. Straż przybrzeżna musiała ewakuować załogę, kilka osób ratowało się skokiem do morza. Wstępne informacje mówią, że źródłem pożaru może być samochód elektryczny.

Holenderska straż przybrzeżna poinformowała, że tuż przed północą odebrała sygnał alarmowy od - znajdującego się nieopodal wyspy Ameland - transportowca Fremantle Highway. Załoga wzywała pomocy w związku z rozprzestrzeniającym się w szybkim tempie pożarem, jaki wybuchł na jednym z pokładów towarowych. 

Płonie statek z 3 tys. samochodów. Jedna osoba nie żyje

Początkowo załoga próbowała samodzielnie walczyć z płomieniami, ale nie była w stanie zdusić pożaru. Do incydentu doszło około 27 mil morskich (ok 50 km) na północ od wyspy Ameland

Wiadomo, że na pokładzie samochodowca, który wypłynął niedawno z niemieckiego Bremerhaven i kierował się do egipskiego Port Said, było 23 członków załogi. W akcji ratunkowej uczestniczyły śmigłowce marynarki i łodzie ratunkowe Holenderskiej Kompanii Ratowniczej (KNRM) z Ameland i Schiermonnikoog.

Reklama


W niesieniu pomocy załodze włączyły się też inne znajdujące się w okolicy jednostki. Ich zadanie polegało na wyławianiu z wody dryfujących marynarzy, którzy - uciekając przed płomieniami - skakali za burtę. Aktualny bilans mówi o jednej ofierze śmiertelnej i "wielu rannych", ale holenderska straż przybrzeżna nie precyzuje czy członek załogi, który poniósł śmierć zginął w pożarze, czy raczej w wyniku hipotermii w zimnych wodach morza północnego.

Statek bez załogi i napędu. Przyczyną pożar auta elektrycznego?

Na pokładach płynącego z Bremerhaven do egipskiego Port Said Fremantle Highway znajdowało się 2857 samochodów. Zaledwie 25 to auta elektryczne.

Trzeba jednak zaznaczyć, że - na tym etapie - jest to jedynie hipoteza bazująca na zeznaniach członków załogi. Obecnie pozbawiony załogi i napędu statek dryfuje około 27 mil morskich od wyspy Ameland, wciąż trawiony przez płomienie.

Pożar promu samochodowego na morzu północnym. Trudna akcja ratunkowa

Fremantle Highway wypłynął z Bremerhaven 25 lipca około godziny 14:30 i obrał kurs na egipski Port Said. Z najnowszych informacji wynika, że pożar wybuchł na jednym z pokładów samochodowych około godziny 21:30.

Straż przybrzeżna odebrała komunikaty wzywające pomocy na krótko przed północą. W akcji ratowniczej uczestniczą m.in. holowniki, bo statek pozbawiony jest napędu i dryfuje. W przypadku pożarów statków handlowych sytuacja jest o tyle skomplikowana, że próby gaszenia wodą często kończą się utratą stateczności i zatonięciem jednostki.
Najnowsze komunikaty mówią o coraz większym przechyle.

Fremantle Highway to zbudowany w 2013 roku samochodowiec długości 200 metrów i wyporności blisko 60 tys. ton pływający pod banderą panamską.  

Kolejny porom pokonany przez elektryki? To nie pierwszy taki przypadek

Chociaż straż pożarna przekonuje, że - w ujęciu statystycznym - do pożarów aut elektrycznych dochodzi rzadziej niż w przypadku pojazdów spalinowych, gaszenie takich samochodów stanowi duże wyzwanie. Dzieje się za sprawą budowy samych baterii, które - w przeciwieństwie do benzyny - płoną "chemicznie", czyli bez dostępu powietrza atmosferycznego. Odcięcie dopływu tlenu nie rozwiązuje problemu, bo utleniacze wyzwalane w momencie pożaru znajdują się w samej baterii.

Sceptycy elektromobilności zwracają jednak uwagę, ze statystyki straży pożarnej są nie do końca wiarygodne, bo nie uwzględniają dysproporcji w liczbie eksploatowanych aut spalinowych i elektrycznych oraz np. wieku tych pierwszych.

Jeśli podejrzenia holenderskiej straży przybrzeżnej się potwierdzą, będzie to już drugi przypadek poważnego pożaru promu samochodowego, którego źródłem - najprawdopodobniej - był samozapłon elektrycznego auta. 

1 marca ubiegłego roku na Atlantyku zatonął - strawiony pożarem - samochodowiec Felicity Ace z ładunkiem blisko 4 tys. samochodów koncernu Volkswagena o wartości 438 mln dolarów. Pożar na Felicity Ace wywołał spekulacje, że źródłem płomieni były transportowane przez prom samochody elektryczne wyposażonych w baterie litowo-jonowe. Po czterech nieudanych próbach szturmu jednostki i opanowania płomieni, ekipy ratunkowe zrezygnowały z prób ugaszenia promu i czekały aż samochodowiec ostatecznie się wypali.

Pozbawiony napędu prom zatonął przy próbie holowania 1 marca 2022 roku. Utrata jednostki przekreśliła szanse na ustalenie rzeczywistego źródła pożaru - teoria o samozapłonie elektrycznego auta pozostała więc w sferze domysłów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy