Ceny samochodów wystrzelą w kosmos. Od stycznia zmiana przepisów

Już od stycznia 2025 roku w Europie zaczną obowiązywać nowe zapisy unijnej regulacji CAFE dotyczące kar za przekroczenie emisji. Zgodnie z nimi średni limit emisji CO2 dla pojedynczego samochodu sprzedawanego na terenie UE zostanie obniżony do 93,6 gramów CO2/km. Chociaż przepisy skierowane są do producentów, eksperci nie mają wątpliwości – za wspomniane wymogi i idące wraz z nimi kary zapłacą głównie konsumenci, a nowe regulacje mogą przynieść wzrost cen samochodów o nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.

CAFE (Clean Air For Europe - Czyste Powietrze dla Europy) to obowiązujący od 2020 roku pakiet unijnych regulacji, który określa limity emisji CO2 dla nowych samochodów. Dotychczas przepisy wymagały od producentów przestrzegania odgórnie określonych norm, a te obejmowały średnie limity CO2 na poziomie 94 g CO2/km. W przypadku ich przekroczenia, każdy producent był zmuszony zapłacić wysoką karę finansową. Od stycznia 2025 roku przepisy się jednak zmienią i średni limit emisji w przypadku nowego samochodu zostanie obniżony do 93,6 gramów CO2/km. Co to oznacza dla producentów?

Reklama

Nowe przepisy oznaczają trzęsienie ziemi dla producentów

Chociaż na pierwszy rzut oka różnica wydaje się marginalna, w rzeczywistości oznacza dla koncernów prawdziwe trzęsienie ziemi. Dotychczas bowiem wszystkie limity emisji obliczano opierając się na zużyciu paliwa liczonym według normy NEDC. Tymczasem dziś obowiązuje procedura WLTP, w której przypadku limit - 95 gramów CO2/km mierzony wg procedury NEDC oznacza emisję około 120 gramów na kilometr. Planowana na styczeń redukcja nie dotyczy więc 1 grama na kilometr lecz - uśredniając - 26 gramów. Ze spełnieniem takich wymogów będą mieć problemy nie tylko samochody spalinowe, ale także niektóre modele hybrydowe.

Producenci staną zatem przed trudnym wyborem. Albo będą musieli przestawić swoją produkcję na samochody elektryczne, które od dłuższego czasu nie chcą się sprzedawać. Albo będą musieli płacić wysokie kary sięgające nawet 95 euro za każdy przekroczony gram emisji CO2. W przypadku spalinowego samochodu rodzinnego, który emituje 140-150 g/km, kwota ta sięgnie ok. 5 tys. euro, a więc w przeliczeniu ponad 20 tys. zł.

 

Kierowców czeka terapia szokowa. Wyższe ceny i mniejsza oferta

Jak tłumaczył niedawno w rozmowie z Interią prezes IBRM Samar Wojciech Drzewiecki, już w 2020 roku producenci mieli problem z uzyskaniem wymaganego poziomu emisji, wskutek czego zapłacili wówczas około 510 mln euro kar.

Jak można się domyślać, koszt wspomnianych kar został przerzucony na barki konsumentów. Samochody znacząco zdrożały, a ponadto z ofert zniknęło wiele popularnych modeli,  zwłaszcza tych tańszych, z segmentów A i B, obłożonych najniższą marżą. Sprzedaż ich nie tylko nie przynosiłaby zysku, ale wręcz generowałaby duże straty. Niestety, dokładnie taka sama sytuacja czeka nas dzisiaj i to w dobie już i tak astronomicznie wysokich cen za nowe samochody.

Chcesz kupić nowe auto? Lepiej się pospiesz, bo będzie drożej

Eksperci zaznaczają, że jeśli ktoś zamierza kupować nowy samochód, powinien to zrobić jeszcze w tym roku. Noworoczne podwyżki cen mogą sięgać bowiem od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Np. Toyota ostrzega, że w styczniu samochody mogą podrożeć o przeszło 20 tys. złotych. Jednocześnie wraz z wyższym kosztem zakupu nowych samochodów należy się także spodziewać podwyżek na rynku aut używanych.

Na noworoczne załamanie sprzedaży przygotowują się także sami producenci. Większość dilerów już teraz robi odpowiednie zapasy aut i dokonuje tzw. samorejestracji. Pozwoli to na sprzedaż nowego auta jeszcze po "starych cenach". 

Jednocześnie organizacje dealerów apelują do władz Unii Europejskiej o zmianę przepisów, dzięki czemu można by uniknąć tak drastycznych podwyżek. Póki co, jest to jednak głos wołającego na puszczy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: UE | emisja CO2 | ceny samochodów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy