Centra miast się wyludniają. To przez brak miejsc parkingowych?
Posłowie Lewicy domagają się od ministerstwa infrastruktury "rozwiązania problemu miejsc parkingowych". Ich interpelacja nie podoba się aktywistom miejskim i ekologom.
Od dłuższego czasu europejskie miasta, w ramach przyjętej przez siebie polityki transportowej, wytaczają kolejne działa przeciw kierowcom. Strefy czystego transportu, ograniczenia prędkości do 30 km/h czy celowa likwidacja miejsc parkingowych ma - przy pomocy kija - skłonić mieszkańców, by korzystali z szerokiej oferty komunikacji miejskiej.
Problem w tym, że prowadzenie takiej samej polityki w polskich miastach, które - w przytłaczającej większości - pozbawione są takich udogodnień, jak chociażby warszawskie metro (słowa "warszawskie" użyliśmy celowo), skutkuje głównie frustracją wśród mieszkańców.
Problem znikających miejsc parkingowych zauważyli nawet parlamentarzyści. 14 lutego do ministra infrastruktury wpłynęła interpelacja nr 31464 "w sprawie braku miejsc parkingowych w miastach w związku ze wzrastającą liczbą samochodów osobowych".
Chociaż resort nie ustosunkował się jeszcze do jej treści, dokument spowodował spore poruszenie wśród sympatyzujących z lewą stroną sceny politycznej aktywistów miejskich i ekologów. Pod interpelacją podpisało się bowiem sześcioro posłanek i posłów z klubu Lewicy:
- Monika Falej,
- Maciej Kopiec
- Paweł Krutul
- Anita Kucharska-Dziedzic
- Robert Obaz
- Marek Rutka
Posłanki i posłowie zwracają uwagę na poważny problem społeczny, który skutkuje m.in wyludnianem się centrów miast.
Dodają też, że chociaż ustawa o partnerstwie publiczno-prywatnym pozwoliła samorządom regulować opłaty w strefach parkowania, nie ograniczyło to ruchu w centrach i nie zmotywowało branży parkingowej do nowych inwestycji.
W dokumencie padają też konkretne pytania. Posłanki i posłowie lewicy chcą wiedzieć, "jakie działania ustawodawcze zamierza podjąć ministerstwo w celu rozwiązania problemu braku miejsc parkingowych w miastach"? Dopytują, "czy działania te opierać się będą na konieczności realizacji nowych inwestycji infrastrukturalnych przez jednostki samorządu terytorialnego, czy też na regulacji kosztów parkowania?".
Interesują się też: "czy rozważane są prace nad rozwiązaniami prawnymi obligującymi miasta o określonej liczbie mieszkańców do budowy parkingów typu Park & Ride?
Jeżeli tak, to: "czy ministerstwo wprowadzi w nich zapisy definiujące sposób budowy takich parkingów, ich oznakowanie, konieczność zapewnienia udogodnień dla osób niepełnosprawnych, wyznaczenia miejsc dla rowerów oraz rozwiązania chroniące środowisko, czyli m.in. wyposażenie w punkty ładowania pojazdów elektrycznych, w odnawialne źródła energii i ekologiczne rozwiązania typu zbiorniki retencyjne" - pytają.
Interpelacja wywołała ogromne poruszenie wśród sympatyzujących z lewicą środowisk, z których duża część od lat prowadzi działania, jakie śmiał okrzyknąć można krucjatą przeciwko zmotoryzowanym. Wśród nich wymienić można chociażby kontrowersyjne organizacje pokroju Miasto Jest Nasze czy Alarm Smogowy, które z walki z kierowcami uczyniły sobie jeden z dogmatów swojego istnienia
"Szanowna Pani posłanko Lewicy. Nie ma problemu niedoboru miejsc parkingowych. Mamy problem nadmiaru samochodów. I to z nim właśnie musimy się zmierzyć, a nie wydawać kolejne miliardy i dalej zabierać przestrzeń na przechowywanie samochodów. Zdaje się pani zabiegać o leczenie otyłości poluzowywaniem paska od spodni" - grzmiał na swoim facebookowym profilu Warszawski Alarm Smogowy.
Problem w tym, że ograniczanie miejsc parkingowych prowadzi nie tylko do frustracji kierowców, ale ma też ogromny wpływ na miejską demografię. Przykładem może być sama Warszawa, której centrum systematycznie pustoszeje. Jak alarmuje "Gazeta Wyborcza", tylko w ubiegłym roku stolica straciła ponad 12 tys. mieszkańców. Zjawisko widać doskonale w śródmieściu, które dawno już liczy mniej niż 100 tys. mieszkańców. Kurczenie się liczby mieszkańców skutkuje m.in. tym, że w kolejnej kadencji dzielnica straci część radnych.
Nie powinno to być jednak zaskoczeniem, skoro kierowcy, których grupa w skali kraju pokrywa się niemal 1:1 z liczbą osób pracujących, traktują wycieczkę do centrum jak karę. W efekcie prestiżowa lokalizacja staje się kulą u nogi przedsiębiorców, którzy tracą klientów. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że - przy braku sprawnego transportu miejskiego - dentysta, adwokat czy pediatra, przy gabinecie którego nie da się zaparkować - traci klientów.
W polskich warunkach bardzo złożony problem stanowi też demografia. Jesteśmy jednym z nielicznych państw Unii Europejskiej, w których większość mieszkańców mieszka poza aglomeracjami miejskimi i dojeżdża do nich właśnie do pracy. Niestety, tylko nieliczne gminy mogą pochwalić się własnym systemem transportu zbiorowego, w pozostałej większości jedyna realną alternatywą dla własnych czterech kółek pozostają... własne nogi.
***