BMW nie chce rezygnować z silników spalinowych. Podaje argumenty
Nadchodzący zakaz sprzedaży samochodów spalinowych na terenie Unii Europejskiej sprawia, że wielu producentów przygotowuje się do całkowitego przejścia na auta bezemisyjne. Są jednak marki, które w dalszym ciągu bronią klasycznych napędów. Do ich grona należy choćby BMW.
Perspektywa wejścia w życie zakazu sprzedaży samochodów spalinowych w 2035 roku na terenie Unii Europejskiej sprawia, że wielu producentów przygotowuje się do tego momentu i deklaruje, kiedy w ich ofercie będą już wyłącznie auta bezemisyjne. Przykładem może być choćby Renault, które chce oferować wyłącznie auta na prąd już w 2030 roku. Trzeba jednak pamiętać, że zakaz sprzedaży silników spalinowych nie będzie całkowity - Niemcy wynegocjowały, że takie auta dalej będą mogły znajdować się w ofercie pod warunkiem, że będą zasilane paliwami syntetycznymi. Paliwo ma właściwie takie same właściwości, jak jego "klasyczny" odpowiednik. Różnica polega jednak na innej, póki co droższej, technologii produkcyjnej, w której utylizuje się dwutlenek węgla. W efekcie trudno dziś przewidzieć, czy w 2035 roku będzie to furtka do powszechnego oferowania samochodów spalinowych.
Wielu producentów podchodzi jednak ze sporym dystansem do zakazu. Przykładem może być Stellantis. Plan strategiczny koncernu zakłada, że do 2030 roku koncern chce, by 100 proc. sprzedawanych przez niego samochodów w Europie miało napęd wyłącznie elektryczny. W USA firma z kolei chce osiągnąć do tego czasu sprzedaż osobówek i lekkich pojazdów użytkowych na prąd na poziomie 50 proc. Szef koncernu, Carlos Tavares, stwierdził jednak, że koncern jest gotowy zmienić swoje plany, jeśli polityka klimatyczna ulegnie zmianie. Według niego mogą do tego doprowadzić mające odbyć się w przyszłym roku wybory do Parlamentu Europejskiego i wybory prezydenckie w USA.
Inni producenci natomiast cały czas widzą wartość silników spalinowych i nie zamierzają z nich rezygnować. Takim przykładem jest choćby Dacia. W zeszłym roku szef marki, Denis Le Vot zapowiedział, że jednostki spalinowe będą produkowane tak długo, jak to tylko możliwe. Ostatnio tę deklarację potwierdził wiceprezes Xavier Martinet. Co więcej rumuński producent nadal będzie stawiać na zasilanie LPG, oferując auta z fabryczną instalacją.
Silników spalinowych broni również szef BMW, Oliver Zipse. "Nie chcemy spisać na straty silnika spalinowego" - stwierdził Zipse, cytowany przez niemiecki dziennik Frankfurter Allgemeine Zeitung. Według niego niewłaściwe byłoby, gdyby zrezygnować z produktów, które wciąż są w ofercie. Szef BMW stwierdził ponadto, że wielu konsumentów nie jest jeszcze przekonanych do aut na prąd i dodał, że w przypadku zniknięcia aut spalinowych z oferty, klienci prawdopodobnie dłużej używaliby swoich dotychczasowych samochodów. Zipse zwrócił również uwagę na znaczenie paliw syntetycznych.
Warto zaznaczyć, że to nie pierwszy raz, kiedy szef BMW broni silników spalinowych. W zeszłym roku Zipse przestrzegał przed ich całkowitym wycofaniem. Jak wówczas stwierdził, całkowita rezygnacja z jednostek spalinowych może spowodować "zniekształcenia, których nikt nie będzie w stanie kontrolować".
Oczywiście deklaracje szefa BMW nie oznaczają, że bawarski producent zamierza porzucić elektryfikację swojej gamy. Niemcy chcą zwiększyć udział elektryków w swojej sprzedaży do 50 proc. w 2030 roku. Ponadto po 60 latach BMW zakończyło produkcję silników spalinowych w swoim zakładzie w Monachium. Fabryka skupi się teraz na produkcji aut elektrycznych. Na jej terenie ma powstać hala montażowa za 400 mln euro.