Apel: olewajmy idiotyzmy

Przez długie lata z obrzydzeniem odnosiłem się do amerykańskich "produkcyjniaków" - filmów, w których dzielny obywatel, idąc nawet po granicy prawa, w końcu zwyciężał w starciu z bezduszną maszyną państwową i bezmyślnymi biurokratami.

article cover
Informacja prasowa (moto)

Rzygać mi się chciało, jak w filmie "Więzień Brubaker" na koniec więźniowie i klawisze (przynajmniej ci uczciwi) bili brawo przegranemu per saldo Robertowi Redfordowi.

Ale od dziś koniec z nabijaniem się z takich scen. Sam ogłaszam krucjatę przeciwko sabotażystom działającym w majestacie prawa - socjopatom, którzy zamiast robić, co w ich mocy, by w miarę możliwości naszej jakże skromnej substancji drogowej upłynnić ruch i ułatwić poruszanie się samochodów, usiłują nas, kierowców, pozabijać, a przynajmniej doprowadzić do takiego stanu, żeby zabił nas sam skok ciśnienia tętniczego. I choć to dotyczy wielu miejsc w Polsce, opis ograniczę do jednego przykładu.

Przejechałem się otóż po dłuższej przerwie po tzw. Drodze E77 - czyli Tranzytowej Drodze Europejskiej Północ-Południe. Mówiąc po ludzku, trasie Warszawa-Gdańsk. Przeżyłem niebywale jak na Polskę pozytywne zaskoczenie w Płońsku, gdzie w ciągu ostatnich czterech miesięcy (a więc błyskawicznie) powstała piękna obwodnica z nowym, drugim wiaduktem.

Ale potem już nie było tak dobrze. Konkretnie od czasu, gdy minąłem znak "Witamy na Warmii i Mazurach". Nagle zacząłem co chwilę dostrzegać przejawy tak drastycznej nienawiści wobec zmotoryzowanych, że nie śmiem już nikogo oskarżyć o głupotę i bezmyślność. Bo to jest jak najbardziej przemyślane działanie.

Na odcinku około 150 km naliczyłem nie mniej niż 40 miejsc, gdzie domalowano znaki poziome lub dostawiono znaki pionowe do już istniejącego oznakowania drogi z jedną myślą: maksymalnego utrudnienia jazdy.

Na długich i przejrzystych nawet nocą odcinkach szerokiej, pięknej nawierzchni namalowano podwójne linie ciągłe, żeby broń Boże nie dało się wyprzedzać. A ponieważ w wielu przypadkach chodzi o odcinki bardzo wręcz wiejskie, wiadomo - mamy kilometrami wlec się za traktorem czy kombajnem, chociaż zwykła ciężarówka też wystarczy.

Po natknięciu się na taką podwójną ciągłą lub znak zakazu wyprzedzania w miejscach, które jako "częściowy gdańszczanin" znam od dziesiątków lat jako absolutnie bezkolizyjne i przelotowe, zacząłem się zastanawiać, czy aby nie powstało tu coś przy drodze, co podniosłoby zagrożenie z poziomu 0/10 do 10/10, ale ani razu się czegoś takiego nie dopatrzyłem. Czyli - zwyczajna nadgorliwość inżyniera ruchu z "nowej polskiej szkoły". Dla ułatwienia - "nowa polska szkoła inżynierii ruchu" mówi, że trzeba maksymalnie utrudnić ruch pojazdów, bo jak nie będą jechać, to będzie bezpiecznie.

No nic, napotyka człowiek coś takiego raz czy dwa, to sobie tylko pomyśli o owym urzędasie z uczuciem - wiadomo, co mu w co. Ale kiedy na odcinku 150 km musi snuć się za ciężarówką 40 km/h po raz piąty czy dziesiąty, to największemu legaliście puszczają nerwy i? I zaczyna jechać tak, jakby tych cholernych i idiotycznie domalowanych ciągłych linii tam w ogóle nie było.

Efekt jest oczywisty - kolejny upadek autorytetu państwa. Bo jak się pojawia następny idiotyczny przepis, którego nie przestrzega nikt (nawet Policja, co na "siódemce" jest normą), to zaczyna się erozja prawa. A w skrajnym przypadku dochodzi do kontestacji takiego prawa, czyli właśnie tytułowego obywatelskiego nieposłuszeństwa.

I dziś w świątecznym nastroju naprawdę z całego serca namawiam do oficjalnego, demonstracyjnego olewania takich idiotyzmów. Żeby nie było, że się czaję: przyznaję się publicznie do wielokrotnego złamania zakazu wyprzedzania na trasie Warszawa - Gdańsk na odcinku przebiegającym przez województwo Warmińsko - Mazurskie. I jeśli ktoś mnie spróbuje na tej podstawie pociągnąć do odpowiedzialności, będę walczył.

Już tu dzisiaj niniejszym zawiadamiam wszelkie możliwe organa ścigania, że w trakcie pokonywania ww. trasy administratorzy tego odcinka "siódemki" wielokrotnie usiłowali sprowadzić zagrożenie katastrofą lądową na mnie i na innych użytkowników drogi przez samowolne i bezmyślne uzupełnianie oznakowania Drogi Krajowej nr 7 (E77) o zakazy wyprzedzania w miejscach nie wykazujących śladowych choćby cech wskazujących na konieczność dodatkowego sterowania ruchem.

A jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, dorzucam bezpłatnie w zestawie następujące doniesienie: władze zarządzające drogą E77 na odcinku warmińsko-mazurskim z premedytacją powodują zagrożenie katastrofą w ruchu lądowym przez niespodziewane umieszczanie na drodze w osi jezdni fizycznych elementów nieuzasadnionych i nieujętych w Kodeksie Drogowym.

Pojawiły się tu otóż np. dziwaczne słupki zamocowane śrubami na stałe w osi jezdni w miejscu, gdzie według obowiązujących przepisów wolno dokończyć manewr wyprzedzania przed rozpoczynającą się strefą zakazu wyprzedzania (np. skrzyżowanie).

Na drodze tej pojawiły się też ni stąd ni z owąd wysepki, które co prawda nie są w żaden sposób oznakowane, ale za to mają 3-5 cm wysokości, więc znikną pod pierwszym opadem śniegu, ale zawieszenie w razie najechania urwą! I spowodują naprawdę katastrofę - bo jakiś orzeł intelektu pozwolił jakiemuś swojemu znajomkowi zarobić na tych przeróbkach. A inny to zatwierdził.

No i clou programu: między Olsztynkiem a Rychnowem wydano masę pieniędzy na ZLIKWIDOWANIE jednego z dwóch pasów do stromego podjazdu w stronę Rychnowa przez zastawienie go solidnym płotkiem o standardach autostradowego oddzielacza pasów - wytrzymałby najechanie 40-tonowej ciężarówki. A ponieważ tu jest naprawdę stromo, przez 3 km trzeba będzie się turlać na pierwszym biegu za zdychającą ciężarówką.

To jest już naprawdę szczyt, bo my, kierowcy, nie mamy najmniejszych szans na obronę. Pozostaje więc tylko powtarzanie głośno i wyraźnie: KTOŚ NA TYM NIEŹLE ZAROBIŁ! Bo jak inne argumenty nie podziałają, może chociaż takie oskarżenie - niechby i fałszywe, oszczercze i niesprawiedliwe - wywoła efekt...

Maciej Pertyński (Auto Moto)

"POLSKA TO TAKA DZIWNY KRAJ" - zobacz film a przekonasz się dlaczego dziwny :)

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas