Zakaz sprzedaży silników spalinowych. Dotknie kosiarki i generatory prądu!

Zakaz rejestracji samochodów innych niż elektryczne w 2030 roku to nie wszystko, co szykują mieszkańcom władze Kalifornii. Gubernator stanu Gavin Newsom podpisał właśnie rozporządzenie zakazujące sprzedaży wszelkich urządzeń napędzanych silnikami spalinowymi już w 2024 roku!

Jeśli przeszkadza wam spalinowa kosiarka sąsiada czy pracujący na budowie obok generator prądotwórczy, możecie śmiało myśleć o emigracji do Kalifornii. Od 2024 roku sprzedawanie tego rodzaju urządzeń będzie tam zakazane. To efekt nowych przepisów, za których wdrożenie odpowiada Kalifornijska Rada ds. Zasobów Powietrza (CARB). Gubernator podpisał właśnie stosowne rozporządzenie w tej sprawie, które precyzuje pomysły zapowiedziane dekretem z roku 2020.

Kalifornia: CARB na wojnie z SORE

Założenia mówią o zakazie sprzedaży wszelkich urządzeń napędzanych silnikami spalinowymi, które nie służą do transportu, już w 2024 roku. To prawdziwy szok dla wielu mieszkańców i właścicieli niewielkich biznesów. Uściślijmy, zakaz sprzedaży obejmować ma urządzenia "SORE" (smart off-road engine), czyli takie, których moc nie przekracza 25 KM. Wbrew pozorom nie chodzi wyłącznie o asortyment ogrodniczy pokroju kosiarek do trawy czy dmuchaw do liści. Niewielkie silniki spalinowe napędzają bowiem całą masę sprzętu wykorzystywanego w branży budowlanej (od niewielkich koparek po agregaty prądotwórcze), przez wózki golfowe, na specjalistycznym sprzęcie strażackim (jak chociażby motopompy) kończąc.

Reklama

Zdaniem lokalnych władz tego rodzaju urządzeń jest w Kalifornii około 16,7 miliona, czyli zauważalnie więcej niż samochodów (13,7 mln). Zdecydowana większość, bo aż 77 proc. służy ogrodnikom, ale około 11 proc. to sprzęt niezbędny do pracy ekip budowlanych. W definicję "SORE" wpisują się też np. prywatne generatory prądotwórcze często wykorzystywane chociażby przez niewielkie placówki medyczne.

Całkowity zakaz sprzedaży silników spalinowych w styczniu 2024 roku

Nie trzeba chyba tłumaczyć, że ambitne plany władz wywołują ostry sprzeciw właścicieli małych i średnich firm. Przykładowo samojezdna kosiarka napędzana silnikiem spalinowym oznacza obecnie wydatek między 7 a 11 tys. dolarów. Jej odpowiednik napędzany energią elektryczną kosztuje średnio dwukrotnie więcej. Władze zdają się jednak nieugięte argumentując, że urządzenia "SORE" w ogromnym stopniu odpowiadają za stanową emisję CO2. Eksperci CARB wskazują chociażby, że godzina pracy spalinowej dmuchawy do liści stanowi ekwiwalent 1100 mil (!) przejechanych Toyotą Camry z rocznika 2017. Z drugiej strony krytycy pomysłów władz stanowych wskazują, że by wykonać taką samą pracę co w przypadku dmuchaw spalinowych, zamiast kilku kanistrów z benzyną, trzyosobowy zespół pracowników potrzebowałby wozić ze sobą 40 (!) w pełni naładowanych akumulatorów...

Pomysłodawcy nowych przepisów starają się tonować nastroje przedsiębiorców, obiecując 30 mln dolarów pomocy publicznej dla tych, którzy będą zmuszeni wymienić wykorzystywane w biznesie maszyny. Problem w tym, że na terenie Kalifornii z "SORE" korzysta około 50 tys. firm, więc - średnio - dopłata wynosiła by około 600 dolarów na przedsiębiorcę.

PR

***


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy