Dramatyczne dane z Polski. Kogo stać na takie auta?

Nie ulega wątpliwości, że polska "słabość" do samochodów używanych nie wynika z sentymentu lecz... słabości gospodarczej. Smutne dane dotyczące siły nabywczej polskich kierowców płyną z najnowszego raportu Otomoto.


Największy w polskim internecie serwis ogłoszeń motoryzacyjnych pokusił się o wnikliwe podsumowanie trendów, jakie towarzyszyły nabywcom samochodów w trudnym 2020 roku. Ich analiza nie napawa optymizmem...

Z najnowszego raportu Otomoto wynika, że co czwarty z użytkowników serwisu (aż 24,6 proc.) poszukuje dla siebie samochodu w przedziale cenowym między 10 a 19 tys. zł! O słabej kondycji finansowej społeczeństwa świadczy też fakt, że  aż 19,7 proc. użytkowników portalu było zainteresowanych pojazdami DO(!) 9 tys. zł! 16,9 proc. poszukiwało dla siebie auta używanego w cenie między 20 a 29 tys. zł. Powyższe dane wskazują, że zdecydowana większość polskich nabywców - w sumie to aż 61,2 proc! - przeznacza na zakup samochodu osobowego mniej niż 30 tys. zł!

To raczej smutna wiadomość, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę listę dziesięciu najczęściej wyszukiwanych aut. Otwiera ją BMW serii 3, które zdetronizowało Audi A4. Co ciekawe, od 5 lat to właśnie te dwa samochody rywalizują ze sobą o pozycję lidera. Ich udział w ogóle wyszukań przekracza 3 proc! Ponadto na podium znalazło się BMW serii 5 (2,34 proc. wyszukań), które zwykle plasowało się poza nim. W pierwszej piątce są jeszcze: 4. Volkswagen Golf i 5 (2,24 proc. wyszukań) i Audi A6 (2,14 proc. wyszukań). Pierwszą dziesiątkę uzupełniają kolejno: 6. Opel Astra (1,92 proc.), 7. Volkswagen Passat (1,81 proc.), 8. Audi A3 (1,61 proc.) 9. Ford Focus (1,51 proc.) i 10. Skoda Octavia (1,44 proc.)

Reklama

Wnioski? Niezbyt optymistyczne. Dysponując budżetem maksymalnie 30 tys. zł oczekujemy od auta nie tylko wszechstronności, na co wskazuje np. popularność Golfa i Astry, czy dużej przestrzeni bagażowej (Octavia, Passat). Aż pięć aut segmentu premium w pierwszej dziesiątce najczęściej wyszukiwanych modeli nie pozostawia złudzeń. Nasz "nowy" samochód musi też być wygodny, bezpieczny (przynajmniej z założenia) i - co najważniejsze - pełnić również funkcje reprezentacyjne! Nie trzeba chyba tłumaczyć, że próba pogodzenia tych skrajnie różnych wymagań przy tak ograniczonym budżecie to wyraźny sygnał, że dealerzy nowych aut jeszcze przez długie lata skazani będą na mocne zaciskanie pasa.

Informacje płynące z raportu Otomoto nie wróżą też dobrze, promowanej obecnie przez producentów (co wynika z nowych norm emisji spalin), elektromobilności. Dość powiedzieć, że najpopularniejszy w Europie samochód elektryczny - kompaktowy Nissan Leaf - w najtańszej wersji kosztuje w Polsce od 114 900 zł (z wykorzystaniem dopłat). Dealerzy muszą więc tylko przekonać polskich nabywców, by zamiast używanego Audi A4 czy BMW serii 3, które przejeżdża na zbiorniku około tysiąca kilometrów, za czterokrotnie większą kwotę, kupili w salonie nowego elektryka o czterokrotnie mniejszym zasięgu...
Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama