To już pewne. Nawet 1000 kary dla spóźnialskich kierowców!

To już w zasadzie pewne. Za niedotrzymanie obowiązku przerejestrowania pojazdu w ustawowym terminie 30 dni grozić będzie kara administracyjna. Spóźnialscy zapłacić mogą nawet 1000 zł.

Czekają nas gigantyczne kolejki w wydziałach komunikacji?
Czekają nas gigantyczne kolejki w wydziałach komunikacji?Piotr KamionkaReporter

12 lipca Senat przyjął  "Ustawę o zmianie ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach oraz niektórych innych ustaw". Pod pojęciem "niektórych innych ustaw" kryje się m.in. Prawo o ruchu drogowym (Dz. U. z 2018 r. poz. 1990, z późn. zm.4). W jego treści pojawi się wkrótce nowy artykuł 140mb. Czytamy w nim, że: "Kto będąc właścicielem pojazdu sprowadzonego z terytorium państwa członkowskiego Unii Europejskiej wbrew przepisowi art. 71 ust. 7 nie rejestruje pojazdu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej / będąc właścicielem pojazdu zarejestrowanego na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej wbrew przepisowi art. 78 ust. 2 pkt 1 nie zawiadamia starosty o nabyciu lub zbyciu pojazdu/ podlega karze pieniężnej w wysokości od 200 do 1000 zł".

Kolejny artykuł- 140n - precyzuje, że wspomniane kary pieniężne nakładane będą w drodze decyzji administracyjnej. O ich nałożeniu decydować ma starosta, a same kary stanowić będą dochód powiatu.Projekt przepisów wywołał burzliwą dyskusję w środowisku handlarzy i importerów. W pierwotnym kształcie zakładał bowiem, że obowiązek zarejestrowania pojazdu w terminie 30 dni od daty zakupu ciążyć będzie również na podmiotach sprowadzających do Polski nowe samochody. W praktyce oznaczałoby to, że osoba kupująca fabrycznie nowy pojazd u dealera byłaby w istocie jego trzecim(!) właścicielem. Wcześniej auto musiałby przecież zarejestrować na siebie importer, a następnie - dealer. Ostatecznie autorzy projektu poszli jednak po rozum do głowy i tego typu zapisy nie znalazły się w finalnej, przyjętej przez Senat, wersji.

Niestety zapowiadane zmiany, zamiast w handlarzy, uderzą najmocniej w przeciętnych obywateli, zwłaszcza tych, którzy mają więcej niż jeden pojazd. Obecnie za niedopełnienie obowiązku przerejestrowania go w terminie 30 dni nie grożą żadne konsekwencje. Z tego względu wielu kierowców omija wydziały komunikacji wożąc ze sobą jedynie umowę kupna-sprzedaży (chociaż i to nie jest konieczne).

Takiemu postępowaniu trudno się dziwić - chociaż Ministerstwo Cyfryzacji co rusz chwali się nowymi e-usługami (np. historia pojazdu) zmiana właściciela pojazdu zarejestrowanego wcześniej na terenie Polski (biorąc pod uwagę dane zgromadzone w CEPIK to jedynie formalność) wciąż wymaga osobistego stawiennictwa w wydziale komunikacji. Dla większości przeciętnych obywateli oznacza to konieczność poświęcenia na ten cel dnia urlopu.

Obowiązku przerejestrowania pojazdu w terminie 30 dni masowo nie dopełniają też entuzjaści youngtimerów. Zmiana właściciela wiąże się bowiem ze zmianą numerów rejestracyjnych, czyli - w przypadku starszych aut - pozbyciem się "modnych" czarnych tablic.

Co ciekawe, chociaż wprowadzenie kar miało poprawić sytuację kupujących pojazdy sprowadzone, wielu handlarzy w ogóle ich nie odczuje. Wręcz przeciwnie - można spodziewać się nasilenia, trwającego w najlepsze, nielegalnego procederu fałszowania umów. By omijać nowe prawo handlarze sprzedawać będą sprowadzone pojazdy z umową "in blanco" podpisaną przez poprzedniego właściciela (np. obywatela Niemiec), pomagając jedynie w załatwieniu formalności (przegląd techniczny, tłumaczenia dokumentów, opłata recyklingowa itd.).

W efekcie data na umowie wpisywana będzie na długo po tym, jak auto fizycznie przekroczyło granicę naszego kraju, a sam handlarz nie będzie występował w żadnych dokumentach. W ten sposób uniknie nie tylko płacenia podatku, ale też ewentualnych nieprzyjemności związanych z zatajeniem rzeczywistego stanu technicznego. Gdy po zakupie okaże się, że auto ma cofnięty licznik i jest skrajnie zużyte, pretensję można będzie mieć wyłącznie do sprzedającego widniejącego na umowie... Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że nowe przepisy zdają się wręcz zachęcać do tego typu oszustw. Wiele sprowadzanych do kraju samochodów wymaga bowiem wizyty u mechanika czy blacharza. W ich przypadku dopełnienie obowiązku rejestracji w 30 dni od zakupu jest zupełnie nierealne. W "pierwotnym" stanie, w jakim przekroczyły granicę (wymeldowane, "nur fur export"), nie mają szans przejść obowiązkowego badania technicznego. Biorąc pod uwagę kolejki w warsztatach (np. lakierniczych) usunięcie usterek w 29 dni to wysoce nierealny termin... Nowe prawo masowo omijać też mogą drobni polscy handlarze kupujący auta na terenie Polski, by po kilku tygodniach sprzedać je z zyskiem. Ci będą musieli wprawdzie przerejestrować pojazd na siebie (co w efekcie spowoduje wzrost cen), ale i tak unikną płacenia podatku dochodowego. Wystarczy przecież, że w umowie sprzedaży wpiszę kwotę równą lub niższą od tej, za jaką wcześniej kupili pojazd. Biorąc pod uwagę postępującą z czasem utratę wartości urzędnikom skarbówki trudno będzie udowodnić, że w rzeczywistości auto sprzedano z zyskiem.

Podsumowując - tłumaczenie wprowadzonych zmian troską o nabywców używanych pojazdów to nic innego, jak mydlenie oczu obywatelom. Osoby zawodowo trudniące się handlem używanymi autami w zasadzie ich nie odczują. Zwykli obywatele - jak najbardziej... Póki co nie wiadomo, kiedy nowe przepisy wejdą w życie. Najprawdopodobniej, gdy pod ustawą podpisze się prezydent, stanie się to z dniem 1 stycznia 2020 roku. Po tej dacie wydziały komunikacji czekać może prawdziwy paraliż.

Paweł Rygas

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas