Nigdy nie rozumiałem "badge engineeringu". Colt nie rozjaśnił mi sprawy
Mitsubishi Colt to właściwie wierna kopia Renault Clio. Podczas testu próbował znaleźć odpowiedź na pytanie, w czym ten model jest lepszy od francuskiego pierwowzoru.
Szczerze mówiąc, nie rozumiem logiki, jaka kryje się za zjawiskiem zwanym po angielsku "badge engineering". Sformułowanie to nie ma polskiego, dosłownego odpowiednika, ale chodzi w nim o oferowanie przez różnych producentów tych samych samochodów pod różnymi markami. Nie jest to zjawisko nowe, raczej praktykowane od lat. Po co tworzyć wewnętrzną konkurencję? Nie mam pojęcia, ale takie decyzje podejmują osoby znające rynek motoryzacyjny zapewne lepiej ode mnie, a już na pewno zarabiające większe pieniądze. Pozostaje więc im zaufać, że wiedzą, co robią.
Efektem "badge engineeringu" jest nowe Mitsubishi Colt (a także nowe Mitsubishi ASX). Samochód nie ma nic wspólnego z pojazdem produkowanym w latach 2004 - 2012. Tamten model nie był może piękny, ale był oryginalną japońską konstrukcją i miał swoją grupę nabywców.
Nowa, siódma generacji Colta została zaprezentowana w połowie 2023 roku. Samochód wygląda jak Renault Clio i nie ma w tym żadnego przypadku. W ramach aliansu Nissan-Mitsubishi-Renault zapadła bowiem decyzja, że Mitsubishi nie będzie wprowadzało na rynek europejski nowych modeli. Początkowo interpretowano to nawet jako wycofanie się japońskiej marki ze Starego Kontynentu. Ostatecznie okazało się, że nic takiego nie miało miejsca, a w salonach pojawiły się nowe generacje Colta (Clio) i ASX-a (Captur).
Zmiany stylistyczne w Colcie ograniczono o naprawdę niezbędnego minimum. Właściwie poza zmianą logo ograniczono się do zmiany sygnatury świetlnej świateł dziennych (jednak utrzymano ich zasadniczy kształt) oraz osłony chłodnicy. Inżynierom udało się jednak zachować niezmieniony zderzak.
Większy problem pojawił się z tyłu. Francuzi zastosowali bowiem sprytny wybieg, montując kamerę cofania wewnętrza logo Renault na klapie bagażnika. Prosta podmiana na diamenty Mitsubishi stała się niemożliwa. Kłopot rozwiązano w najprostszy możliwy sposób - napisem Mitsubishi na klapie zastąpiono napis Clio, a logotypu japońskiej firmy z tyłu w ogóle nie znajdziemy. Zamiast tego na środku klapy bagażnika zamontowano mało estetyczną plastikową obudowę, w której znajduje się kamera.
Całość zmian tylnej części uzupełniają światła - ponownie zachowano ich kształt, ale zmieniono sygnaturę. Klapa bagażnika czy tylny zderzak są identyczne.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli: Mitsubishi Colt nie wygląda źle. Wygląda po prostu inaczej niż inne modele japońskiej firmy. Poza tym Clio należy do najchętniej kupowanych w Europie modeli, więc nawet osoby niezbyt interesujące się motoryzację widząc Colta, myślą, że to Clio.
Podobnie powierzchowne zmiany znajdziemy w kabinie. Identyczny w obu modelach jest nawet wieniec kierownicy czy lewarek skrzyni biegów. Jedyna różnica sprowadza się do logo - jego inny kształt wymusił niewielką zmiany w centralnej części kierownicy.
Chcąc odróżnić ofertę rynkową obu modeli, w Mitsubishi nieco inaczej skonstruowano gamę silnikową. Dostępne są trzy wersje do wyboru: bazowa napędzana jest przez wolnossący silnik benzynowy o mocy 66 KM, wyżej stoi silnik 1.0 turbo o mocy 91 KM i momencie obrotowym 160 Nm (testowana wersja), a gamę uzupełnia wersja hybrydowa oparta o silnik 1.6. Dwie pierwsze odmiany dostępne są wyłącznie z manualną przekładnią, natomiast 145-konna hybryda jest wyposażona w automat, ale i koszmarnie droga - trzeba za nią zapłacić ponad 126 tys. zł.
Natomiast w Clio nie znajdziemy wolnossącego silnika, dostępna jest za to wersja 1.0 TCe z fabryczną instalacją gazową, którą też testowaliśmy w naszej redakcji.
Jak się jeździło testowanym egzemplarzem? Szczerze mówiąc, ciągle nie mogę się przekonać do trzycylindrowych silników, zdecydowana większość z nich nie tyle że źle jeździ, co cechuje się wyraźniej gorszą kulturą pracy i pracuje głośniej niż jednostki czterocylindrowe. Nie inaczej było w Mitsubishi Colt. Już na postoju słychać i czuć na fotelu, że silnik jest włączony. Podczas rozpędzania hałas narasta i nie pozostaje nic innego, jak się do tego przyzwyczaić.
Sześciostopniowa skrzynia biegów nie jest szczególnie precyzyjna, ale oczywiście nie jest pod tym względem gorsza niż Clio. Osiągi są za to przyzwoite. Auto rozpędza się do 100 km/h w 12,2 s, a jego prędkość maksymalna wynosi 180 km/h. To oznacza, że Colt radzi sobie dobrze w każdych warunkach, również autostradowych.
Trzy cylindry mają za to pozytywny wpływ na zużycie paliwa. Na drodze ekspresowej samochód zużywa około 6 l benzyny na 100 km, na autostradzie jest około 7-7,5 l i podobny wynik zanotujemy w mieście (w zależności od stopnia zakorkowania). Na pozamiejskich drogach możliwe jest uzyskanie wyniku poniżej 5 l/100 km.
Pewną niedogodnością podczas jazdy autostradowej jest spory hałas, który wynika z przeciętnego wygłuszenia. Zawieszenie zestrojono raczej z nastawieniem na komfort, więc samochód nie prowokuje do szaleństwa na zakrętach, jednak na drogach szybkiego ruchu, prowadzi się pewnie i stabilnie.
Osoby siedzące z przodu nie będą narzekały na brak miejsca (no, może doskwierać jedynie przeciętna szerokość). Z tyłu jest gorzej, szczególnie, jeśli siądziemy za kimś wysokim. Siedzisko kanapy jest krótkie, a na nogi nie ma zbyt dużo miejsca. Uwaga - z tyłu nie ma ani nawiewów ani nawet jednego złącza USB.
Pozytywne wrażenie jak na tę klasę samochodów robi bagażnik - jest ustawny i ma bardzo dobrą pojemność 391 litrów, przy czym w tę pojemność jest wliczany schowek pod podłogą.
Wyposażenie testowanego egzemplarza było bardzo bogate. Samochód miał m.in. duży ekran cyfrowych zegarów (10 cali) oraz umieszczony pionowo ekran systemu infotainment (9,3 cala), pod którym znalazł się szereg fizycznych przycisków - to bardzo wygodne rozwiązanie. Jeszcze niżej umieszczono fizyczny panel sterowania klimatyzacją, zdecydowanie wolę takie rozwiązanie niż ustawianie temperatury za pomocą ekranu.
Systemy wspomagania kierowcy, jak utrzymywania samochodu na pasie czy adaptacyjny tempomat działają bardzo dobrze, a jak pokazał nasz niedawny test Beijinga 5, to wcale nie musi być regułą. Auto posiada również m.in. system kamer 360 stopni i półautomatycznego parkowania. To przydatne rozwiązanie, chociaż przy tak niewielkich gabarytach sprawny kierowca zawsze zaparkuje szybciej.
A jak wygląda cenowe porównanie Mitsubishi Colta i Renault Clio? Biorąc pod uwagę, że oba modele powstają w tym samym zakładzie w tureckiej Bursie, można się spodziewać podobnych cen.
Ceny Mitsubishi Colta zaczynają się od 73 tys. zł w bazowej wersji Inform z silnikiem 1.0 o mocy 66 KM, to auto nie ma odpowiednika w gamie Renault. Z kolei za Colta z silnikiem 1.0 turbo trzeba zapłacić przynajmniej 86 800 zł (Invite), a w testowanej, bogatej wersji Instyle - 108 290 zł.
Natomiast ceny Renault Clio z silnikiem 1.0 turbo zaczynają się od 74 200 zł, a kończą na 93 900 zł za świetnie wyposażoną wersję esprit Alpine. Co więcej, już wersji Techno Clio ma właściwie wszystko co możemy potrzebować w samochodzie, a kosztuje 82 900 zł (plus ew. 4 tys. dopłaty do instalacji LPG).
W tym zakresie oferta Renault wygląda więc bardziej korzystanie. Natomiast niezaprzeczalnym atutem Mitsubishi jest gwarancja - Colt jest objęty 5-letnią ochroną gwarancyjną, limitowaną przebiegiem 100 tys. km. W przypadku Renault mamy zaś do czynienia z gwarancją zaledwie 2-letnią. Ale znów - za dodatkowy tysiąc zł można wykupić dodatkową 3-letnią ochronę pogwarancyjną.
No i w tym momencie muszę zadać słynne pytanie: Jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać? Aktualnie nie potrafię na nie odpowiedzieć.