Samochody elektryczne

Elektryki są bez sensu? Miażdżący test!

Od czasu wprowadzenia słynnego ”autopilota” Tesli, elektronika przyczyniła się już do śmierci kilku osób. Mimo tego, nie brakuje śmiałków, którzy są w stanie powierzyć własne życie układom scalonym i nie chodzi tu wcale o kilkukilometrową podróż po drodze szybkiego ruchu...

Tak właśnie postąpił amerykański "jutuber" - Ryan Trahan - który wraz z przyjaciółmi odbył niedawno podróż Teslą Model X z Austin w Teksasie do Chicago w stanie Illinois. 21-latek chciał w ten sposób sprawdzić, jak elektronika auta poradzi sobie z trasą liczącą - uwaga - 1200 mil, czyli 1931 km!

Plan polegał na tym, by "pozwolić autu jechać samodzielnie" - ustawić cel w nawigacji i zatrzymywać się wyłącznie dla naładowania baterii, skorzystania z toalety czy posiłku.

Uprzedzając fabułę uspokajamy - wszyscy przeżyli! Tesla dojechała na miejsce bez większych przygód, jeśli pominąć te związane z policyjnymi kontrolami i ładowaniem akumulatorów. Trzeba też przyznać, że - przynajmniej przed kamerą - kierowca zachowywał się odpowiedzialnie. W przeciwieństwie do tego, co sugerują miniaturki filmu - nie spał w czasie jazdy, a drzemki ucinał wyłącznie przy okazji ładowania akumulatorów.

Reklama

Wideo zwraca jednak uwagę na inną ciekawą kwestię. Amerykanin wylicza, że gdyby korzystał z napędzanego silnikiem spalinowym nowego SUVa, na paliwo musiałby wydać około 220 dolarów. Teslą, dzięki sieci darmowych ładowarek, udało mu się pokonać taką trasę bezkosztowo. Problem w tym, że auto spalinowe pokonałoby ten dystans w około 17 godzin. Tesla - uwzględniając postoje przy ładowarkach - potrzebowała na to - uwaga - 36 godzin! W sumie samochód wymagał aż 11 postojów na ładowanie. Dla porównania auto spalinowe musiałoby w tym czasie zawitać na stację benzynową maksymalnie trzy razy. W przypadku nowoczesnego diesla wystarczyłby raz...

Ciekawy eksperyment stawia pod dużym znakiem zapytania sens posiadania tego typu auta na Starym Kontynencie. Darmowe stacje ładowania znikają z europejskich dróg wprost proporcjonalnie do upowszechniania się elektrycznych pojazdów, co podważa sensowność inwestycji w elektryczne auto.

Elektryczna rewolucja może więc mieć nieprzewidziane skutki. Zamiast rezygnacji z auta spalinowego może się okazać, że przeciętna europejska rodzina zmuszona będzie posiadać dwa samochody: miejski, elektryczny i "rodzinny" - spalinowy, zapewniający wygodną podróż na większych dystansach. Nie jesteśmy tylko do końca pewni, czy o to właśnie chodziło ekologom...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy