Samochody elektryczne

Polska w ogonie Europy. Samochodów elektrycznych jest mało, a ładowarek jeszcze mniej

Polska jest jednym z krajów o najmniejszej sprzedaży samochodów elektrycznych. Czy wobec tego możliwe jest wprowadzenie zakazu rejestracji aut spalinowych w 2035 roku?

Dojście do pełnej elektryfikacji sprzedaży nowych aut w 2035 r., wymaga zwiększenia sprzedaży "elektryków" o 45 razy w stosunku do obecnego poziomu - oszacowali eksperci platformy Carsmile. Dodali, że aktualnie średnio miesięcznie sprzedaje się w Polce ok. 800 sztuk aut elektrycznych.

Według prezesa Carsmile Łukasza Domańskiego, Polska należy do najsłabiej "zelektryfikowanych" krajów w Europie. "Z danych ACEA wynika elektryki stanowiły zaledwie 2,2 proc. wszystkich rejestracji nowych aut osobowych w I kwartale br. Wynik podobny albo gorszy od nas mają jedynie trzy kraje w UE. Są to Cypr, Czechy i Słowacja" - podał.

Reklama

Liderem elektromobilności... kraje spoza Unii Europejskiej

Jak zaznaczył, europejskim liderem elektromobilności jest Norwegia, która nie należy do UE. "Choć to Unia zmierza pełnej elektryfikacji wprowadzając zakaz sprzedaży aut spalinowych od roku 2035, w gronie 10 najbardziej zelektryfikowanych krajów Europy, aż cztery nie należą do wspólnoty. Poza Norwegią są to Islandia (z wynikiem 42-proc. udziału elektryków w sprzedaży), oraz Szwajcaria i Wielka Brytania (z udziałem po ok. 15-16 proc.)" - podał.

Według szacunków szefa Carsmile, od Norwegii dzieli nas w rozwoju elektromobilności 10 lat, od Islandii - 5 lat, od Szwecji dzielą nas 3 lata, a od Danii czy Holandii - 2 lata.

800 sztuk - to miesięczna sprzedaż aut elektrycznych w Polsce

Jak wskazał wiceprezes Carsmile Michał Knitter, w tej chwili miesięczna sprzedaż osobowych elektryków w Polsce wynosi niespełna 800 sztuk, co daje ok. 2300 pojazdów kwartalnie, przy łącznej liczbie "kryzysowych" rejestracji wynoszących nieco ponad 100 tys. pojazdów kwartalnie.

"Zakładając utrzymanie zbliżonego poziomu łącznych rejestracji w kolejnych latach, musielibyśmy co kwartał dokładać do sprzedaży aut elektrycznych średnio ok. 2000 sztuk, aby za 12 lat dojść do 100-procentowego udziału samochodów zeroemisyjnych w rejestracjach bez załamania w branży dealerskiej. Uśredniając wynik, sprzedaż elektryków w pierwszych trzech latach, musiałaby rosnąć kwartalnie o 23 proc., a do czerwca 2025 roku zwiększyć się 12-krotnie" - podał.

Sprzedaż aut elektrycznych w Polsce musi wzrosnąć 45-krotnie

Jego zdaniem, tylko przy takiej dyscyplinie mamy szansę dojść do pełnej elektryfikacji sprzedaży nowych aut do 2035 roku, co wymaga zwiększenia sprzedaży elektryków o 45 razy w stosunku do obecnego poziomu - wyliczył. Zwrócił uwagę, że mamy obecnie kryzys podażowy. "Gdy z niego wyjdziemy i całkowita sprzedaż odbije, rejestracje elektryków też będą musiały proporcjonalnie wzrosnąć" - ocenił.

Według ekspertów Carsmile, nie lada wyzwaniem będzie zaledwie 12 lat przeskoczyć z 2-proc. udziału elektryków w całkowitej sprzedaży nowych aut do wyznaczonych przez Unię 100 proc. "Zacząć trzeba od usunięcia barier ekonomicznych" - wskazał Domański. Wyjaśnił, że ten proces już ma miejsce i powinien być kontynuowany. "Dopłaty w programie "Mój elektryk" zrównywały miesięczny koszt użytkowania (np. rata za wynajem, uwzględniająca koszt finansowy, ubezpieczenie, serwis, opony) auta elektrycznego ze spalinowym pomimo faktu, że ceny katalogowe tych pierwszych są zwykle o ok. 30-40 proc. wyższe. W efekcie, użytkownik nie ma wrażenia, że elektryk jest rozwiązaniem droższym" - wskazał.

Na prądzie taniej bo... podrożała benzyna

Według Knittera, kolejną kluczową sprawą jest zapewnienie kosztu ładowania na relatywnie niskim poziomie względem kosztu tankowania. "Wysokie ceny benzyny powodują, że dziś według symulacji Power Dot, ładowanie elektryka w warunkach domowych (prąd zmienny) jest średnio czterokrotnie tańsze od tankowania zbliżonego auta z silnikiem benzynowym. W przypadku ładowania mieszanego (w domu oraz na stacjach publicznych), koszt energii jest średnio dwukrotnie niższy od kosztu benzyny" - wyjaśnił.

Dodał, że kolejnym czynnikiem zachęcającym do posiadania auta elektrycznego jest rozwój fotowoltaiki, prowadzący do zminimalizowania, czy wręcz wyzerowania kosztu ładowania w długim okresie.

Infrastruktura ładowania wymaga intensywnego rozwoju

Zdaniem ekspertów, konieczny jest też rozwój infrastruktury do ładowania. Przypomnieli oni, że według PSPA w Polsce działa tylko 2,2 tys. publicznych stacji ładowania, z czego zdecydowana większość to ładowarki wolne, wymagające kilkugodzinnego ładowanie (prąd zmienny do 22 kW). Tymczasem do 2030 roku liczba stacji publicznych w naszym kraju powinna wzrosnąć aż 150-krotnie, co wymaga potężnych inwestycji oraz odpowiednich warunków prawnych do ich przeprowadzenia.

Dodali, że kilka decyzji administracji publiczna również może zadziałać na korzyść rozwoju elektromobilności. "Choćby stymulowanie popytu na zeroemisyjne pojazdy poprzez zamówienia publiczne, albo wprowadzenie podatek od spalin" - wymienił Domański. Jak zaznaczył, wśród kamieni milowych zawartych w "Krajowym Planie Odbudowy", znalazły się dwa jednoznacznie zniechęcające do posiadania auta spalinowego, tj. podatek od posiadania auta emitującego spaliny oraz opłata rejestracyjna.

Knitter wskazał jeszcze na strefy czystego transportu. Przypomniał, że do końca marca 2025 roku w Polsce mają zostać wprowadzone strefy niskoemisyjnego transportu w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców. "To jeden z elementów KPO, który spowoduje duże utrudnienia w poruszaniu się autami spalinowymi w centrach miast" - dodał.

8 czerwca br. Parlament Europejski opowiedział się za zmianą norm emisji CO2 i wprowadzeniem zerowej emisji dla nowych samochodów osobowych i lekkich pojazdów dostawczych w 2035 roku. To część pakietu Gotowi na 55 (Fit for 55 in 2030). 
***

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy