Samochody elektryczne

Miało być elektromobilne Eldorado. Zapowiadają się duże spadki

Analitycy nie mają wątpliwości. Boom na samochody elektryczne minął i rynek czekają ciężkie chwile. Popyt na auta bateryjne spada, a pomóc może jedynie sztuczne stymulowanie za pomocą rządowych dopłat.

W teorii wszystko brzmiało pięknie. Samochody elektryczne, "lokalnie bezemisyjne", miały się upowszechniać, tanieć i w efekcie w szybkim tempie zastępować auta spalinowe, czego zwieńczeniem miało być wprowadzenie w 2035 roku zakazu rejestracji samochodów spalinowych. Dziś już wiadomo, że to fikcja.

Niemcy. Sprzedaż aut elektrycznych w 2024 roku spadnie

Europejski rynek samochodów elektrycznych roku na rok rośnie, ale są to wzrosty znacznie odbiegające od założeń producentów. Europejczycy kupowali auta na prąd, skuszeni programami rządowych dopłat. Ale dopłaty się skończyły i popyt zamarł. W ślad za nimi zamarły fabryki produkujące samochody elektryczne - na przymusowe urlopy udali lub udadzą się pracownicy fabryk produkujących auta na prąd, należących m.in. do Volkswagena i Stellantisa.

Reklama

Niemiecki Związek Przemysłu Motoryzacyjnego (VDA) szacuje, że u naszych zachodnich sąsiadów, na największym europejskim rynku samochodowym, sprzedaż samochodów elektrycznych w 2024 roku spadnie po raz pierwszy w historii. I nie będzie to mały spadek. Analitycy obliczyli, że w tym roku z niemieckich salonów wyjedzie 451 tys. aut bateryjnych, czyli o 14 proc. mniej niż sprzedano w 2023 roku (524 tys.).

Niemiecki rynek motoryzacyjny jest największy w Europie

W efekcie udział samochodów elektrycznych w niemieckim parku samochodowym ma spaść z 18 proc. w 2023 do 16 proc. w 2024 roku. Warto przy tym zauważyć, że rynek niemiecki jest największym pojedynczym rynkiem europejskim. Prognozy wskazują, że w 2024 roku na niemieckie drogi wyjedzie ogółem 2,82 mln nowych samochodów, czyli o 1 proc. mniej niż w 2023 roku. Sprzedaż nadal będzie znacznie, o około 25 proc., niższa niż przed pandemią.

Dlaczego sprzedaż samochodów elektrycznych ma spaść? Głównym powodem są wysokie ceny, znacznie wyższe niż porównywalnych aut spalinowych oraz zakończenie w grudniu 2023 roku programu dopłat. Niemieccy kierowcy aut na prąd narzekają również na niedostatecznie rozwiniętą infrastrukturę ładowania. 

Elektromobilność znalazła się na zakręcie

To są realne problemy, które znajdują odbicie w rynku. Wielu producentów opóźnia premiery nowych modeli bateryjnych (informowaliśmy np., że nowe elektryczne modele Maserati pojawią się kilka lat później niż zakładano), a np. wypożyczalnie, rozczarowane wyższymi kosztami napraw samochodów elektrycznych, wyższymi cenami zakupu i niską wartością rezydualną aut używanych, wracają do samochodów spalinowych. Kilka dni temu pisaliśmy, że Hertz zamierza sprzedać 20 tys. aut elektrycznych.

Ale konsekwencja są większe. Volkswagen i Renault, które zamierzały pozyskać inwestorów do swoich spółek zależnych zajmujących się elektromobilnością, zrezygnowały z emisji publicznych, obawiając się niskiego popytu i spadku cen akcji.

Niemcy to drugi producent samochodów elektrycznych na świecie, w zeszłym roku wyprodukowano tam 1,2 mln aut bateryjnych, zdecydowaną większość na eksport. Niekwestionowanym liderem są Chiny (6,6 mln wyprodukowanych aut), a podium uzupełniają Stany Zjednoczone (1,1 mln aut bateryjnych wyprodukowanych w 2023 roku).

Co ciekawe, analitycy prognozują, że mimo zakładanego spadku sprzedaży, produkcja samochodów elektrycznych w Niemczech w 2024 roku wzrośnie o 19 proc, do 1,45 mln. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne | dopłaty do samochodów | Niemcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy