Polski kierowca

Czy ty też uciekasz z miejsca kolizji?

Dorosły i poważny człowiek reprezentujący sobą pewną klasę ponosi odpowiedzialność za swoje czyny. Każdemu kierowcy może przydarzyć się błąd, np. drobna stłuczka na parkingu. Kulturalny człowiek wie co zrobić w takiej sytuacji. Tchórz, prostak i pseudo-cwaniak będzie oczywiście uciekał, bo liczy na to, że uda mu się uniknąć konsekwencji. Uszkodziłem komuś samochód? To jego zmartwienie.

Ucieczka sprawcy kolizji na parkingu to nic nowego. Jeżeli w uderzonym aucie nie ma nikogo, to dla nieuczciwego człowieka wspaniała okazja, by jak najszybciej się oddalić. Ostatnio jednak ucieczki zdarzają się coraz częściej także podczas kolizji na drodze, w ruchu.  Ktoś wali w nasze auto i spokojnie jedzie sobie dalej, jakby nic się nie stało.

Na szczęście coraz więcej samochodów wyposażonych jest w rejestratory, które bez trudu pozwalają ustalić numery rejestracyjne sprawcy takiego szczeniackiego postępowania. Coraz częściej też ulice i parkingi objęte są systemem monitoringu. Pamiętajcie zatem, wszyscy tchórze i cwaniacy o burackiej mentalności, że wcale nie jesteście anonimowi i bezkarni.

Reklama

Walnąłem i odjeżdżam

Obejrzycie kilka sytuacji i sami oceńcie. W pierwszym przypadku w samochodzie umieszczona jest kamera z czujnikiem ruchu. To bardzo przydatne urządzenie:

Kierowca Smarta cofając auto uderza dość silnie w zaparkowany samochód, po czym spokojnie odjeżdża. Nie sprawdza, jakie uszkodzenia powstały w tamtym samochodzie, ani w swoim. Na pewno nie można zakładać, że nie poczuł tego uderzenia. Jeżeli kierowca nie czuje, że w coś uderza, to znaczy, iż nie ma predyspozycji do kierowania jakimkolwiek pojazdem i powinien jak najszybciej pożegnać się z prawem jazdy.

W rzeczywistości tak postępujący kierowca wychodzi zapewne z założenia typu: "A co tam ! Lekko stuknąłem, pewnie nic się nie stało. A jeśli nawet, to nic takiego, żebym nie mógł jechać dalej". A może to firmowy samochód? Są zresztą tacy kierowcy , którzy jeżdżą poobijanymi gratami i dla nich jedna rysa albo jedno wgniecenie więcej to nic takiego.

A teraz kolejna kolizja na parkingu, nagrana przez przypadkowego kierowcę:

Osoba kierująca niebieskim Nissanem Primerą parkuje. Mimo, że luka miedzy pojazdami jest bardzo szeroka, przeciąga zderzakiem wzdłuż całego lewego boku stojącego obok Volvo V50. Tamten samochód wyraźnie się zakołysał, a zatem i w tym przypadku nie ma mowy, by sprawczyni tej kolizji nie poczuła, że otarła się swoim autem o sąsiedni pojazd. Przez kilkadziesiąt sekund kierująca przebywa w samochodzie i co robi, nie wiemy. Potem wykonuje jeszcze jakieś dziwne manewry podjeżdżając kilkanaście centymetrów do przodu. No i wreszcie na koniec wyjeżdża z parkingu, na szczęście tym razem w nikogo nie uderzając. Nawet nie ogląda uszkodzonego auta.

A teraz popis kierowcy samochodu dostawczego. Wjeżdża na podwórko, po czym wycofuje i mimo możliwości obserwowania drogi za pojazdem w lusterku uderza w zaparkowaną osobówkę. I co robi? Oczywiście odjeżdża.

I jeszcze jeden popis nieuczciwości:

Młody dziarski kierowca Forda Focusa, po ulokowaniu w samochodzie pasażerek, energicznie cofa i uderza tyłem w jedyny stojący na tym parkingu samochód. Uderzenie jest tak silne, że tamten samochód aż podskakuje. No i co z tego? Gaz do dechy i w długą. Okazuje się, że w tym zaparkowanym samochodzie znajdował się jego kierowca. Na skutek tak silnego uderzenia mógł doznać urazu kręgów szyjnych. Cwaniaczka - prostaczka z Forda to jednak nie interesuje.

A swoją drogą wszyscy sprawcy pokazanych powyżej kolizji wykazali się wyjątkową nieudolnością w manewrowaniu samochodem. Przecież ci kierujący równie dobrze mogliby przejechać człowieka, skoro podczas manewrowania nie potrafią zauważyć innego zaparkowanego samochodu Nasuwa się pytanie: w jaki sposób osoby te zdobyły prawo jazdy? To taki swoisty paradoks - wszyscy w naszym kraju skarżą się, jakie to rzekomo trudne są egzaminy na prawo jazdy. Okazuje się jednak, że dokument ten zdobywają kompletni nieudacznicy, którym strach byłoby powierzyć hulajnogę. Jeśli tak, to na jakim poziome są ci, którzy egzaminy oblewają?

Złodziej, pijany, naćpany albo bez prawa jazdy

Kto ucieka po zderzeniu z innym samochodem na drodze? Oczywiście ten, kto ma coś na sumieniu. Tak jak w tym przypadku:

Dość ostre hamowanie na autostradzie i na jeden z samochodów wpada z tyłu rozpędzone auto. Kierujący czerwoną Alfą Romeo 156 nawet nie zmniejsza prędkości i ucieka przez wiele kilometrów. Okazuje się jednak (na szczęście), że uszkodzenie pojazdu powstałe podczas zderzenia i wyciekający olej uniemożliwiają mu dalszą ucieczkę. Dopiero wtedy zatrzymuje się  wyjaśnia grzecznie: "Ja nie bardzo mogę mieć spotkanie z policją".

No właśnie, wskazuje to wyraźnie, że ten kierowca ma coś na sumieniu. W opisie filmu możemy przeczytać, że miał on zatrzymane prawo jazdy, a Alfa Romeo była poszukiwana na Słowacji. Takich przypadków jest znacznie więcej.

Skrzyżowanie z pierwszeństwem łamanym i zderzenie na skutek nieustąpienia pierwszeństwa. Sprawca, kierowca Opla Vectry, po zderzeniu chwilę stoi, a potem odjeżdża. Być może przypomniał sobie, że wczoraj był na alkoholowej imprezie albo parę tygodni temu policja zabrała mu prawo jazdy? Lepiej więc, zdaniem takiego osobnika, po prostu uciec. Jak się okazuje, w tym przypadku internauci pomogli ustalić tożsamość sprawcy kolizji.

Zmienić prawo i uprościć procedury

Prawdziwym problemem są niestety obowiązujące procedury prawne. Mimo, że poszkodowany kierowca, właściciel uszkodzonego samochodu dostarcza policji nagranie wraz z numerem rejestracyjnym pojazdu sprawcy, często dochodzenia w takich sprawach trwają miesiącami, a nawet latami.

Sam doświadczyłem takiego przypadku. W ogrodzenie mojego domu wjechała jakaś inteligentna inaczej kobieta, powodując uszkodzenia bramy na kwotę 2000 zł. Przechodzący akurat obok sąsiad zrobił telefonem zdjęcia samochodu tej kobiety (widać na nich doskonale numer rejestracyjny), wyraził też gotowość złożenia zeznań jako świadek. Zawiadomiona o tym zdarzeniu policja otrzymała fotografie i dane świadka. Od zdarzenia upłynął już rok i mojego sąsiada nawet nie wezwano na przesłuchanie. Zapewne wkrótce otrzymam informację o umorzeniu dochodzenia z powodu niewykrycia sprawcy. Z czego wynika taka nieskuteczność policji?

Powodują to obowiązujące przepisy prawa. Może okazać się bowiem, że auto jest samochodem firmowym, a firma udostępnia je różnym osobom i nie prowadzi w tym zakresie ewidencji. Nie może więc (albo nie chce) podać, kto w danym dniu kierował tym samochodem.

Jeżeli właściciel auta jest osoba prywatną, także może powiedzieć, że nie przypomina sobie, komu pożyczył swój samochód. Jest to oczywista żenada i kpina z prawa. Wszystkie firmy powinny być zobowiązane prawnie do prowadzenia ścisłej ewidencji osób korzystających ze służbowych samochodów. Nie uwierzę też nigdy, że są prywatni właściciele samochodów, którzy wypożyczają swoje auto na lewo i prawo każdemu, kto tylko chce.

A wystarczyłoby wprowadzić przepis, że jeśli (rzekomo) nie pamiętasz, komu pożyczyłeś samochód, to trudno. Sam poniesiesz odpowiedzialność za wszystkie czyny i szkody spowodowane przez osobę, która nim kierowała. Myślę, że taki przepis odświeżyłby pamięć wielu posiadaczy samochodów.

Ponadto należy wprowadzić surowe kary dla kierujących, którzy po spowodowaniu kolizji uciekają z miejsca zdarzenia, niezależnie od tego czy uderzyli w pusty zaparkowany samochód, czy tez spowodowali kolizję w ruchu. Przepuszczam, że kara w wysokości 10 000 zł zniechęciłaby wielu takich pseudo-cwaniaczków do oddalania się z miejsca kolizji.

Nie bądź tchórzem i pętakiem

Po za wszystkim pozostaje jeszcze kwestia własnego sumienia i moralności. Czy byłoby ci przyjemnie, gdybyś zobaczył na parkingu swoje zarysowane i potłuczone auto? Jak nazwałbyś wówczas sprawcę tych uszkodzeń, który po prostu sobie odjechał? Tak nie postępuje dorosłym poważny człowiek, lecz tchórz i zwykły pętak. Nazywajmy rzeczy po imieniu.

A wystarczy przecież umieścić za wycieraczką auta karteczkę z krótką informacją: "Przepraszam, uderzyłem w tylny lewy błotnik, pana/pani samochodu. Proszę o telefon: xxx-xxx-xxx". Dla niektórych to jednak za wiele.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy