Fotoradary

Włączyli system Red Light i powstało skrzyżowanie grozy. Prezydent interweniuje

Na jednym ze skrzyżowań w Nowym Sączu zainstalowano system Red Light, czyli układ kamery, których zadaniem jest wychwytywanie kierowców przejeżdżających na czerwonym świetle. System zaczął wystawiać tyle mandatów, że interwencji w tej sprawie podjął się sam prezydent miasta.

W ostatnich latach Inspekcja Transportu Drogowego odeszła od rozwijania sieci tradycyjnych fotoradarów, ograniczając się do wymiany urządzeń na nowsze. W zamian postawiono na rozwój odcinkowych pomiarów prędkości (OPP) oraz systemów Red Light, czyli monitorujących przejazd na czerwonym świetle. Okazuje się, że te oba systemy potrafią generować niewiarygodne wręcz ilości mandatów.

Rekordowy OPP na autostradzie A4. Mandaty sypią się, jak z rękawa

Całkiem niedawno pisaliśmy o OPP na autostradzie A4 pod Wrocławiem. Uruchomiony w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 110 km/h system, od lipca do końca listopada, zanotował ponad 142,4 tys. wykroczeń. Trzeba brać pod uwagę, że takich systemów będzie znacznie więcej, są one obecnie instalowane i sukcesywnie uruchamiane. Wkrótce nadzorem objętych zostanie w sumie 180 km dróg, na których zacznie działać 39 nowych OPP. Tym samym 74 systemy będą w sumie nadzorować 400 km dróg.

Reklama

Kontrowersyjny system Red Light w Nowym Sączu

Równolegle ITD rozwija systemy "Red Light", czyli monitorujące przejazd na czerwonym świetle. Teoretycznie taki system nie powinien budzić żadnych kontrowersji. Kamery rejestrują moment wjazdu na skrzyżowanie i porównują to ze światłem na sygnalizatorze. Jeśli jest czerwone, odczytywany jest numer rejestracyjny pojazdu, wykonywane zdjęcie i wystawiany mandat.

Taki system we wrześniu zaczął działać na rondzie Solidarności w Nowym Sączu i do razu wzbudził kontrowersje. Skargi na jego działania dotarły nawet do prezydenta miasta Ludomira Handzela, który uznał, że część z nich jest zasadna i w grudniu podjął interwencję w ITD. Jak jednak poinformował w specjalnie nagranym na skrzyżowaniu filmiku, ITD uznała, że system działa prawidłowo. 

O co chodzi i co wzbudza tak duże kontrowersje?

Uwaga na znikającą "zieloną strzałkę"

Skrzyżowanie, jak wiele innych, posiada świetlne tzw. "zielone strzałki", umożlwiające warunkowy skręt w prawo. Są to sygnalizatory S2, które poza klasycznymi trzema światłami mają dodatkowe pole, na którym okresowo zapala się zielona strzałka, umożliwiające przejazd samochodom, skręcającym w prawo. 

Przejazd na takiej strzałce jest obwarowany wieloma warunkami. Kierowca ma obowiązek zatrzymać się najpierw przed sygnalizatorem (co przez kierowców jest nagminnie ignorowane) i dopiero wtedy może jechać dalej, ustępując pierwszeństwa ewentualnym pieszym (jeśli wyznaczone jest przejście) i samochodom znajdującym się na drodze poprzecznej.

Zielona strzałka zapala się oczywiście przy sygnale czerwonym. Lecz tuż przed zmianą światła, czyli przed zapaleniem się światła żółtego, a potem zielonego, strzałka bez ostrzeżenia znika. Kierowca, który tego nie zauważy, traktowany jest jak każdy kierujący, który wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Dochodzi też do sytuacji, w których strzałka znika, gdy kierowca jest już na wysokości sygnalizatora i nie widzi zmiany, ale i tak dostaje mandat. I właśnie to rozwiązanie okazało się na tyle problematyczne, że wygenerowało olbrzymią liczbę mandatów, a kierowcy czują się ukarani bezpodstawnie.

Jak wyjaśnił w nagraniu prezydent Nowego Sącza Ludomir Handzel, pretensje nie wszystkich ukaranych kierowców są słuszne. System "Red Light" jest bowiem tak "czuły", że wystawia mandaty za niezatrzymanie się przed sygnalizatorem S2, a także za zatrzymanie się już za nim. W tych wypadkach wykroczenie jest ewidentne i tutaj wątpliwości nie ma.

0,604 sekundy i mandat na 500 zł

Jednak system potrafi wystawić mandaty również osobom, które zatrzymały się na zielonej strzałce i na tej strzałce ruszyły lub przynajmniej tak im się zdawało. Chodzi o sytuację, gdy auto stoi, kierowca widzi zieloną strzałkę, następnie spogląda, czy nie ma na przejściu pieszych i zaczyna ruszać, a w tym momencie strzałka gaśnie, co robi oczywiście bez ostrzeżenia.

System interpretuje taką sytuację jako wjazd na czerwonym świetle. Jeden z czytelników lokalnych mediów opisał swoją sytuację, gdy skręcając w prawo na zielonej strzałce, zatrzymał się i ruszył, a następnie dostał mandat. System wystawił go, chociaż od zgaszenia strzałki do wykonania zdjęcia i "złapania auta" za sygnalizatorem minęło zaledwie 604 ms, czyli niewiele ponad pół sekundy.

Prezydent Nowego Sącza słusznie uznał, że czas na opuszczenie skrzyżowania, wobec reakcji kierowcy wynoszącej średnio 1 sekundę jest zdecydowanie zbyt krótki i powinien zostać wydłużony. Zapowiedział również, że będzie podejmował dalsze kroki w tej sprawie w centrali ITD, ponadto zamierza podjąć interwencję u sądeckich posłów. 

Rośnie liczba systemów Red Light

Warto zwrócić uwagę na tę sprawę, bo podobne systemy pojawią się na szeregu kolejnych skrzyżowań w całej Polsce i zapewne wygenerują podobne problemy. Informuje ITD "obecnie realizowany jest projekt rozbudowy systemu fotoradarowego, w ramach którego liczba urządzeń Red Light zwiększy się o 30. Po jego zakończeniu CANARD (Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym - przyp. red.) będzie prowadził kontrole na 50 skrzyżowaniach". Do końca ubiegłego roku udało się uruchomić system na 41 skrzyżowaniach.

Jaki mandat za przejazd na czerwonym świetle?

Warto pamiętać, że mandat za przejazd na czerwonym świetle, niezależnie od czasu, jaki minął od zmiany światła czy kierunku jazdy wynosi 500 zł. Dodatkowo kierowca otrzymuje aż 15 punktów karnych, co oznacza, że dwa podobne wykroczenia w ciągu roku kończą się zatrzymaniem prawa jazdy.

Natomiast mandat za niezatrzymanie się na zielonej strzałce to 100 zł (brak punktów karnych).

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy