Panie ministrze, co pan opowiada? Czasowe "wyrejestrowanie" auta to fikcja
Ministerstwo Infrastruktury uważa, że nie można usprawiedliwić braku badania technicznego w samochodach, które nie nadają się do jazdy, bo dla nich przygotowano możliwość czasowego wycofania z ruchu. Na własnej skórze udowadniam, że to rozwiązanie w żaden sposób nie rozwiązuje problemu. A w związku z planami wprowadzenia kary za brak aktualnego badania technicznego od stycznia 2023, moje problemy dopiero się zaczną.
Spis treści:
- Co daje czasowe wycofanie z ruchu. Czy muszę płacić OC?
- Pytanie retoryczne do Ministerstwa Infrastruktury: czy można czasowo "wyrejestrować" motocykl?
- Czy można czasowo wycofać z ruchu samochód osobowy?
- Dlaczego płacę OC a nie jeżdżę na przegląd?
- Dwa lata na złożenie silnika. Jak w tym czasie zaliczyć obowiązkowe badanie techniczne?
- W kierowców kijem albo sztachetą. Innych pomysłów brak
4 października, w czasie posiedzenia podkomisji nadzwyczajnej do rozpatrzenia rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy "Prawo o ruchu drogowym oraz niektórych innych ustaw", odbyła się gorąca debata dotycząca propozycji zmian w sposobie przeprowadzania badań technicznych. Wiceminister Rafał Weber argumentował konieczność zaostrzenia przepisów dotyczących obowiązkowych przeglądów m.in. tym, że - jak wynika ze statystyk - "połowa pojazdów, które posiadają aktualną polisę OC nie posiada ważnych badań technicznych".
Przytaczając te dane pytał:
Czy ktoś, kto ubezpiecza pojazd robi to po to, by nie był on użytkowany?
Na ripostę posła Dobromira Sośnierza, który stwierdził, że kierowcy "ubezpieczają pojazdy bo muszą" - co wynika z zapisów Ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych - minister Weber odparł, że w jego ocenie można czasowo wycofać pojazd z ruchu, a kierowcy mają przecież obowiązek wykonywania badań technicznych w terminie.
Jako właściciel czterech pojazdów z aktualnymi polisami OC, które nie posiadają ważnych badań technicznych poczułem się wywołany do odpowiedzi. Z czego wynika moja skrajna nieodpowiedzialność i dlaczego nie korzystam z możliwości czasowego wycofania z ruchu samochodu osobowego?
Co daje czasowe wycofanie z ruchu. Czy muszę płacić OC?
Uściślijmy - czasowe wycofanie z ruchu nie zwalnia właściciela z obowiązku zawarcia ubezpieczenia OC. Otwiera jednak drogę do uzyskania korzystnych zniżek (w wysokości nawet 95 proc.). Przez wiele lat w Polsce nie istniała możliwość czasowego wycofania z ruchu (w powszechnej opinii "wyrejestrowania") samochodu osobowego.
Wyrejestrowanie pojazdu możliwe było wyłącznie po jego skasowaniu (zezłomowanu), utracie (np. kradzież) lub sprzedaży zagranicę. Możliwość taka pojawiła się dopiero 31 stycznia bieżącego roku, w ramach dostosowywania polskich przepisów do standardów unijnych. Problem w tym, że polski ustawodawca dołożył wszelkich starań, by uniemożliwić właścicielom swobodne gospodarowanie ich własnym mieniem.
Pytanie retoryczne do Ministerstwa Infrastruktury: czy można czasowo "wyrejestrować" motocykl?
Pytanie jest retoryczne, bo ja wiem - nie można. Aktualnie posiadam dwa takie "motocykle", w przypadku których powinienem raczej używać terminu "puzzle 3D". Żaden z nich nie nadaje się do jazdy (trudno się na nią porwać bez kół i z tłokami leżącymi na stole w garażu) i nie uczestniczy w ruchu, ale każdy ma - bo musi - aktualną polisę OC. Żaden nie posiada za to obowiązkowego badania technicznego, bo w jaki sposób miałbym je wykonać?
Diagnosta musiałby przecież poświadczyć nieprawdę, stwierdzając że przygotowana do malowania proszkowego rama bez kół i silnika spełnia wymogi techniczne stawiane pojazdom przez resort infrastruktury. By spełnić nałożony na mnie przez resort infrastruktury obowiązek wykonywania badań technicznych w terminie powinienem więc cyklicznie przywozić na stację diagnostyczną rozkręcony pojazd, tylko po to, by zapłacić za jego badanie techniczne, które zakończy wynikiem negatywnym jeszcze przed jego rozpoczęciem. Każda taka wizyta w SKP kosztowałaby mnie dokładnie 63 zł, po których miałbym 14 dni na "usunięcie usterek", czyli złożenie motocykla do kupy. Absurd.
Czy można czasowo wycofać z ruchu samochód osobowy?
Można, ale w praktyce jest podobnie, jak z polizaniem się w łokieć. Od 31 stycznia 2022 roku - teoretycznie - istnieje już taka możliwość. Słowa "teoretycznie" używam z pełną odpowiedzialnością - jest to bowiem dużo trudniejsze niż wam się wydaje. Dlaczego? Odpowiedź znajdziemy w art. 78a Prawa o ruchu drogowym. W podpunkcie 5. czytamy, że "wycofaniu czasowemu" podlegają: Samochody osobowe w związku z koniecznością wykonania naprawy pojazdu wynikającej z uszkodzenia zasadniczych elementów nośnych konstrukcji. Co więcej, sam okres wycofania pojazd z ruchu trwać może od 3 do 12 miesięcy.
Większość współczesnych aut pochwalić się możne samonośną karoserią, więc - teoretycznie - można by się pokusić o czasowe wycofanie z ruchu samochodu z uszkodzonym nadwoziem. Rodzi się jednak pytanie, co - dokładnie - jest "zasadniczym elementem nośnym" i czy deklarując uszkodzenie poszycia karoserii nie narażamy się aby na odpowiedzialność karną?
Mówiąc wprost - czasowe wycofanie z ruchu możliwe jest wyłącznie, jeśli pojazd posiada rozległe uszkodzenia powypadkowe/pokolizyjne lub wymaga odbudowy z uwagi na zaawansowaną korozję. Ustawodawca nie przewidział tutaj żadnych innych opcji.
Dlaczego płacę OC a nie jeżdżę na przegląd?
Jak już ustaliśmy - nie można czasowo wycofać samochodu osobowego z ruchu chociażby w wyniku remontu silnika czy naprawy renowacyjnej powłoki lakierowej. W efekcie OC trzeba płacić zawsze, bez względu na to czy pojazd faktycznie uczestniczy w ruchu.
Przepisy (póki co) nie zabraniają mi posiadania więcej niż jednego pojazdu. Przyznaję się bez bicia - obecnie jestem wiec właścicielem pięciu samochodów osobowych (jeśli o żadnym nie zapomniałem), dwóch motocykli i przyczepy kempingowej. Nie pytajcie, po co mi to wszystko. Zakładam, ze może to mieć związek z faktem, że lubię motoryzację. Tego przepisy również (jeszcze) nie zabraniają.
Posiadanie kilku samochodów daje mi ten komfort, że - bez presji czasu - wiele napraw mogę wykonać samodzielnie. Dotyczy to chociażby mojego Mercedesa S124 z 1993 roku, który od przeszło miesiąca nie posiada aktualnych badań technicznych.
Dlaczego? Bo kilka tygodni temu zabrałem się za "naprawę renowacyjną" powłoki lakierniczej, której samodzielnego wykonania - póki co - również nikt mi nie zabrania. Samochód bez błotników, szyb czy drzwi średnio nadaje się do jazdy po publicznych drogach, i coś mi podpowiada, że w takim stanie w SKP nie ma czego szukać.
Pragnę jednak poinformować Pana Ministra, że nawet gdybym nie chciał polakierować auta samodzielnie i mógł pozwolić sobie na zostawienie 12 tys. zł u lakiernika, żaden warsztat blacharsko-lakierniczy nie podejmie się takiej usługi "z biegu". Realne terminy? Za około 10 miesięcy...
Oczywiście, w tym konkretnym przypadku mógłbym udać się na przegląd przed rozpoczęciem prac, ale - z doświadczenia wiem - że i tak nie udałoby mi się poskładać samochodu do kupy przed upływem 12 miesięcy do kolejnego badania technicznego. Wykonanie go w terminie byłoby więc niczym innym, niż stratą 99 zł, jakie musiałbym zostawić w SKP.
Dwa lata na złożenie silnika. Jak w tym czasie zaliczyć obowiązkowe badanie techniczne?
I tutaj właśnie przechodzimy do innego z moich samochodów - Mercedesa W140. Parę lat temu udało mi się znaleźć prawdziwą perełkę - Mercedesa 300 SEL z pierwszego roku produkcji - całkiem możliwe, że pierwszego z zarejestrowanych w Polsce. Auto nie miało jeszcze wówczas 25 lat, więc nie rejestrowałem go na "żółte tablice".
Nie nacieszyłem się nim długo. W trzy miesiące po zakupie samochód skasowała mi pani, która - rozmawiając przez komórkę - postanowiła wymusić pierwszeństwo przejazdu. Wtedy nie było jeszcze możliwości czasowego wycofania samochodu osobowego z ruchu, więc przez trzy lata odbudowy auta, jak lobbysta zakładów ubezpieczeniowych przykazał - płaciłem pełną stawkę OC, a samochód nie posiadał aktualnych badań technicznych.
Od tego czasu - w praktyce - nic się jednak nie zmieniło. Aktualne prawo dopuszcza wprawdzie czasowe wycofanie z ruchu rozbitego samochodu, ale czas trwania naprawy nie może przekroczyć 12 miesięcy. Powtarzam - przywrócenie samochodu do cieszącego oko stanu używalności zajęło warsztatom blacharsko-lakierniczym blisko 36 miesięcy. O tym pojeździe wspominam tylko dlatego, że również on nie pojawi się w terminie na SKP. Dlaczego? Bo chociaż wciąż może pochwalić się aktualnymi badaniami technicznymi, zabrałem się właśnie za remont silnika. Tego - póki co - również nikt mi jeszcze nie zabronił.
W kierowców kijem albo sztachetą. Innych pomysłów brak
Propozycje karania podwójną stawką opłaty za przegląd kierowców, którzy spóźniają się na obowiązkowe badania techniczne są niczym innym, jak wyciągnięciem ręki po pieniądze zmotoryzowanych, którzy - w wielu przypadkach - nie mają fizycznej możliwości wykonania badań w terminie. Propozycja resortu byłaby zrozumiała, gdyby wiązała się np. z dodatkową pracą diagnosty. Logicznym jest przecież, że w przypadku pojazdu, który pojawia się na SKP w rok czy dwa po wygaśnięciu badań technicznych, wypadałoby dokładniej przyjrzeć się działaniu hamulców czy - chociażby - emisji spalin.
Rozwiązania proponowane przez resort - jak w czasie debaty na posiedzeniu sejmowej podkomisji słusznie zauważył Karol Murawski z Fundacji Recyklingu Rewitalizacyjnego - są niczym innym niż karą za korzystanie przez obywateli z uprawnień gwarantowanych im przez konstytucję. Trudno się więc dziwić, że wywołują powszechne oburzenie wśród zmotoryzowanych.
***