Zarzuty zabójstwa dla dwóch kierowców. Jeden spowodował wypadek

Dwaj młodzi mężczyźni odpowiedzą przed sądem za śmiertelne potrącenie samochodem dwóch osób w Jeleniej Górze podczas nielegalnego wyścigu ulicznego. Prokuratura zarzuciła im między innymi, że dopuścili się zabójstwa z zamiarem ewentualnych. Mężczyznom może grozić nawet dożywocie.

Do wydarzeń opisanych w akcie oskarżenia doszło w październiku ubiegłego roku. 25-letni Łukasz O. i 21-letni Oskar L. mieli, zdaniem prokuratury, uczestniczyć w nielegalnym wyścigu samochodowym ulicami Jeleniej Góry.

Według śledczych, młodzi mężczyźni prowadzili auta z prędkością od 160 do 180 km na godzinę. "Po drodze kierujący mijali trzy skrzyżowania i sześć przejść dla pieszych, przekraczając dozwoloną prędkość o ponad 100 km na godzinę" - przekazał  rzecznik Prokuratury Okręgowej we Jeleniej Górze prok. Tomasza Czułowski.

Reklama

Dodał, że gdy oskarżeni zbliżali się do oznakowanego i oświetlonego przejścia dla pieszych, znajdowały się na nim dwie osoby: 47-letnia kobieta i 57-letni mężczyzna, którzy prawidłowo przechodzili przez jezdnię.

Według prokuratury, kierujący seatem Łukasz O., wyprzedzając drugiego uczestnika nielegalnego wyścigu, wjechał na przejście i uderzył w dwójkę pieszych. Kobieta i mężczyzna zginęli na miejscu.

"Mężczyznom prokurator postawiła zarzuty, że działając wspólnie i w porozumieniu, uczestnicząc w nielegalnym wyścigu samochodowym, przewidując możliwość pozbawienia życia pokrzywdzonych i godząc się na to, dopuścili się ich zabójstwa z zamiarem ewentualnym" - podał prok. Czułowski. Obaj zostali też oskarżeni o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym.

O. i L. nie przyznali się do zarzutów. Kierowca seata nadal przebywa w tymczasowym areszcie; drugiego mężczyznę sądu zwolnił z aresztu.

Śledczy ustalili, że obaj oskarżenie przed wypadkiem uczestniczyli w spotkaniach organizowanych przez nieformalną grupę miłośników motoryzacji w Jeleniej Górze. W autach, którymi się ścigali, biegli stwierdzili modyfikacje silników zwiększające znacznie moc.

Oskarżonym grozi od 12 lat więzienia do dożywocia. Sąd może również zmienić kwalifikację prawną czyny, bo zarzuty "zabójstwa z zamiarem ewentualnym, przy działaniu wspólnie i w porozumieniu" dotyczą raczej osób, które np. maczetami mordują kibica innej drużyny niż kierowcy, który znacznie przekroczył prędkość w mieście i doprowadził do śmiertelnego wypadku. Zmiana kwalifikacji oznacza inną karę. Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi do 8 lat więzienia.

Całkowicie kuriozalnie brzmi zarzut zabójstwa dla kierowcy, który nie uczestniczył w wypadku. Do takiego wniosku doszedł sąd, który Oskara L. zwolnił z aresztu. Nie mieści się w praktyce sądowniczej wypuszczanie na wolność osób, co do których istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia zabójstwa (również z zamiarem ewentualnym). Przed prokuraturą swoi trudne zadanie udowodnienia przed sądem, że sprawcy celowo doprowadzili do wypadku, godząc się z tym, że może w nim zginąć człowiek.

Zarzuty zabójstw dla kierowców próbowano stawiać już m.in. w Niemczech i na Słowacji (polskim kierowcom, po słynnym wypadku z udziałem ferrari, porsche i mercedesa). W Niemczech nawet zapadł wyrok skazujący, który wywołał burzę wśród prawników i został uchylony przez tamtejszy sąd najwyższy. Sprawę skierowano do ponownego rozpatrzenia i sąd ponownie wydał wyroki dożywocia za zabójstwo. Ponownie złożono apelację, wyrok nie jest prawomocny.
W tamtym przypadku dwóch kierowców w Berlinie przejechało łącznie 11 razy na czerwonym świetle, aż jeden z nich uderzył w jeepa prowadzonego przez 69-letniego kierowcę, który zginął.

W Niemczech za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi 5 lat więzienia. Dopiero po wypadku w Berlinie wprowadzono nowe przepisy - jeśli sąd uzna, że kierowcy się ścigali, może wydać wyrok do 10 lat więzienia. Prawo nie działa jednak wstecz, dlatego w tym wypadku nie może być zastosowane.

Natomiast proces Polaków po wypadku na Słowacji jeszcze się nie rozpoczął. Początkowo wszyscy trzej kierowcy trafili do aresztu, po czym sąd zwolnił kierowców ferrari (na które najechało porsche) i mercedesa (który nie brał udziału w wypadku). W areszcie pozostaje tylko kierowca porsche, który czołowo zderzył się ze skodą, której kierowca zginął.

PAP/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy