Szokujące. Policja kontroluje spaliny "na oko"!

Usuwanie filtrów cząstek stałych stało się rutynową praktyką wśród polskich właścicieli samochodów z silnikami wysokoprężnymi. Problemem zainteresował się nawet szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych.

Jak informuje Instytut Samar, poseł PiS Marek Opioła złożył niedawno do ministra infrastruktury i budownictwa interpelację w sprawie "zakresu i sposobu przeprowadzania badań technicznych pojazdów pod kątem emisji spalin".

W dokumencie Opioła powołuje się na pismo, jakie 3 kwietnia skierował do ministra spraw wewnętrznych i administracji dotyczące sposobu kontrolowania pojazdów w zakresie emisji spalin przez policję. W odpowiedzi resortu przeczytać można było, że "tylko 37 pojazdów Policji wyposażonych jest w analizatory spalin i dymomierze" a "jednostki nieposiadające tego typu sprzętu oceniają sprawność układu wydechowego pojazdu, polegając jedynie na swoim wzroku".

Reklama

W ostatniej interpelacji poseł zwraca uwagę, że nagminną praktyką wśród posiadaczy pojazdów jest usuwanie wkładu filtra cząstek stałych z pozostawieniem obudowy samego filtra. Wnioskuje więc, że czynności kontrolne powinny być wykonywane na stacji kontroli pojazdów, a nie przez policję, która nie ma możliwości technicznych do weryfikowania poprawności działania filtrów cząstek stałych.

W związku z tym Opioła skierował do ministerstwa infrastruktury i budownictwa szereg pytań. Najważniejsze z nich dotyczą tego, czy stacje kontroli pojazdów wykonują badania emisji spalin w ramach okresowych przeglądów technicznych i w jaki sposób weryfikowany jest sposób wykonania kontroli przez daną stację? Parlamentarzysta zwraca się też z prośbą o opublikowanie danych (dla województwa mazowieckiego z lat 2014-2016) dotyczących skali zjawiska usuwania filtra cząstek stałych.

Odpowiedz na pierwsze z postawionych przez posła Opiołę pytań jest prosta. Wyjaśniamy, że zgodnie z obowiązującym prawem stacje kontroli pojazdów, w ramach obowiązkowych przeglądów technicznych, mają obowiązek skontrolowania układu wydechowego i zbadania spalin. Niestety, w przypadku silników wysokoprężnych, sprawa mocno się komplikuje, o czym donosiliśmy już m.in. przy okazji ogłoszonego przez wicepremiera Morawieckiego rządowego planu walki ze smogiem.

Tak naprawdę, z uwagi na ograniczenia techniczne, stacje kontroli pojazdów nie mają fizycznej możliwości zweryfikowania składu spalin emitowanych przez silnik wysokoprężny. Stosowną aparaturą dysponuje w Polsce co najwyżej garstka wyższych uczelni. Diagności (za pomocą tzw. dymomierzy) badają jedynie poziom zadymienia spalin, a w tej kwestii polskie przepisy są dość liberalne. By uzyskać pozytywny wynik badania, silnik w ogóle nie musi być wyposażony w zawór recyrkulacji spalin czy filtr cząstek stałych, a co za tym idzie, spełniać żadnej z norm EURO!

Wystarczy, że ma sprawny układ wtryskowy i jest w dobrej ogólnej kondycji technicznej (nie spala oleju, trzyma kompresję). Diagności, a ostatnio, również i policjanci - nie badają więc spalin pod kątem zgodności z deklarowaną przez producenta pojazdu normą emisji, lecz sprawdzają, czy poziom zadymienia nie wykracza poza wartości określone w polskich przepisach.

Jakby tego było mało, w przypadku wielu nowszych pojazdów nawet tego typu badanie jest niemożliwe do wykonania. Warunki i sposób przeprowadzania pomiaru zadymienia spalin określa Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 18 lipca 2008 roku. Czytamy w nim, że "pomiar zadymienia spalin polega na co najmniej trzykrotnym rozkręceniu silnika do obrotów maksymalnych i trzymaniu go pod obciążeniem przez czas nie krótszy niż 1,5 sekundy".

Problem w tym, że wiele nowszych pojazdów wyposażonych jest w ograniczniki maksymalnych obrotów na biegu jałowym. Na stanowisku pomiarowym diagnosta nie ma więc fizycznej możliwości rozkręcenia silnika do maksymalnych obrotów. Co więcej, w przypadku starszych, zużytych  pojazdów, zwłaszcza tych wyposażonych w turbodoładowanie, rozkręcenie silnika do maksymalnej prędkości obrotowej może skutkować tzw. "rozbieganiem" jednostki napędowej i w konsekwencji zatarciem. Diagności masowo unikają więc przeprowadzania pomiaru zadymienia spalin w obawie przed ewentualnymi problemami natury prawnej.

Można się bowiem spodziewać, że właściciel samochodu, który o własnych siłach dotarł na przegląd, a którego silnik zatrze się w czasie badania, będzie domagał się od stacji kontroli pojazdów zadośćuczynienia...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy