Kolejny absurd. Mają badać spaliny... ale w zimie nie można!

Całkiem niedawno pisaliśmy o finansowych konsekwencjach opracowanego przez Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów rządowego programu walki ze smogiem.

Z naszych wyliczeń wynikało, że proponowane przez KERM rozwiązania - przynajmniej w dziedzinie motoryzacji - są niczym innym, jak próbą mydlenia oczu kierującym i uspokojenia nastrojów opinii publicznej. W rzeczywistości pomysły sprawdzania jakości spalin przy okazji policyjnych kontroli pojazdów kosztowałyby policję około 100 mln zł.

Mniej więcej tyle trzeba by wydać na same analizatory spalin (dla samochodów z silnikami o zapłonie iskrowym) i dymomierze (stosowane w przypadku silników wysokoprężnych). Nie musimy chyba dodawać, że policja nie dysponuje nawet ułamkiem z wymaganej kwoty.

Reklama

Wcześniej zwracaliśmy też uwagę, że przekucie w czyn proponowanych przez KERM rozwiązań jest w praktyce niemożliwe, również z technicznego punktu widzenia! Kontrole muszą bowiem przebiegać w ściśle określony sposób (patrz Rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 18 lipca 2008 roku określające warunki przeprowadzania pomiaru zadymienia spalin), a za pomocą dymomierza nie da się sprawdzić chemicznego składu spalin.

Oznacza to, że ani policjant, ani przeprowadzający obowiązkowe badanie techniczne samochodu diagnosta, nie jest w stanie określić, czy dany pojazd z silnikiem wysokoprężnym w rzeczywistości spełnia deklarowaną przez producenta normę emisji spalin! W ten sposób można - co najwyżej - sprawdzić czy zadymienie spalin mieści się w obowiązujących w Polsce normach. Nie są one jednak zbyt wygórowane - by je spełnić wystarczy, że jednostka napędowa jest w przyzwoitym stanie technicznym - silnik nie musi być wyposażony ani w układ recyrkulacji spalin, ani w filtr cząstek stałych! Inaczej rzecz ujmując - nowych przepisów (o ile kiedykolwiek wejdą w życie) bać mogą się wyłącznie kierowcy aut z silnikami benzynowymi. Właściciele starych diesli, nagminnie usuwający z nich filtry cząstek stałych, mogą - dla odmiany - spać spokojnie.

Jakby tego było mało, ostatnie dni - gdy władze wielu miast zintensyfikowały działania mające na celu walkę ze smogiem - ujawniły kolejny wstydliwy problem. W rozmowie z kolegami z RMF.FM Robert Michalik - naczelnik wydziału ruchu drogowego KMP w Krakowie przyznał, że chociaż w mieście ogłoszony jest trzeci (najwyższy) poziom alarmu smogowego, policja nie może przeprowadzać badań jakości spalin. Okazuje się bowiem, że prawidłowe działanie aparatury pomiarowej możliwe jest wyłącznie w dodatnich temperaturach! "Warunki techniczne" urządzeń pomiarowych (w Krakowie policja dysponuje 4 analizatorami spalin i jednym dymomierzem) wymagają temperatur rzędu co najmniej +3/+5 stopni Celsjusza...

Z perspektywy mieszkańców większych miast brak możliwości przeprowadzenia analizy spalin pojazdów nie jest jednak problemem pierwszorzędnej wagi. Samochody są wprawdzie źródłem wielu szkodliwych substancji (spaliny, pył z klocków hamulcowych czy zużytych opon) ale - same w sobie - w bardzo niewielkim stopniu przyczyniają się do zanieczyszczenia powietrza. Problem leży raczej w tym, że sam ruch kołowy powoduje wzniecanie zalegającego na ulicach "kurzu" - właśnie z tego względu w czasie "alarmów smogowych" w wielu zakątkach świata wprowadza się ograniczenia w ruchu pojazdów. Nie zmienia to jednak faktu, że głównym źródłem wzniecanych przez samochody zanieczyszczeń nie są wcale auta ale to, czym pali się w piecach. Gdyby było inaczej problem smogu nie byłby w Polsce zjawiskiem sezonowym, które daje o sobie znać głownie zimą. Ta pora roku - bardzo skutecznie - eliminuje z ruchu wiele pojazdów...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy