Nietrafiony pomysł rządu będzie kosztował miliony!

Kilka dni temu pisaliśmy o tym, w jaki sposób rządowe plany walki ze smogiem sparaliżować mogą prace stacji kontroli pojazdów. Pomysły gabinetu Beaty Szydło - w nieoficjalnych rozmowach - krytykują też policjanci.

Przypomnijmy, że pani premier zobowiązała wicepremiera - ministra finansów - Mateusza Morawieckiego do opracowania harmonogramu prac mających na celu rozwiązanie problemu smogu. Rekomendacje - kierowanego przez Morawieckiego - Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów (KERM) - objęły szereg działań związanych z poprawą jakości powietrza (m.in. podwyższenie norm jakości węgla czy zachęty dla "ciepłownictwa niekoemisyjnego").

Wśród propozycji KERD znalazły się też - dyskusyjne - zapisy związane z motoryzacją. Najwięcej emocji wśród kierowców wzbudza - tu cytat - "Wprowadzenie obowiązku dokumentowania jakości spalin przez stacje kontroli pojazdów oraz wymogu badania spalin w trakcie kontroli drogowej".

Reklama

Zwracaliśmy już uwagę na fakt, że taki przepis może sparaliżować prace stacji kontroli pojazdów. W wielu przypadkach (zwłaszcza w emitujących największą liczbę cząstek stałych silnikach Diesla) przeprowadzenie rzetelnego badania zadymienia spalin jest w praktyce niemożliwe (uniemożliwiają to stosowane w pojazdach rozwiązania techniczne, np. ograniczenie maksymalnych obrotów biegu jałowego). Na rządowym pomyśle suchej nie zostawiają też policjanci ruchu drogowego...

Przedstawiciele Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów nie muszą znać się na specyfice pracy diagnosty czy policjanta drogówki. Nie powinni natomiast mieć problemów z liczeniem. Więc policzmy...

Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że mundurowi wykorzystują obecnie 21 794 sztuki "sprzętu transportowego". Najliczniejsza grupa - 14 271 sztuk - to samochody osobowe. Dalej są m.in. "furgony" - 4 212 egzemplarzy, motocykle - 1079 sztuk, samochody terenowe - 730 sztuk, czy pojazdy specjalistyczne - 458 sztuk. Z powyższego zestawienia wynika, że samych tylko radiowozów jest przeszło 15 tys. Oczywiście nie wszystkie z nich wykorzystywane są przez policjantów ruchu drogowego (policja nie chwali się dokładnymi danymi). Można jednak przyjąć, że w roli radiowozów drogówki występuje - co najmniej - 1/4, czyli - mniej więcej - 3,7 tys. pojazdów. Jakie środki pochłonęłoby wyposażenie ich w urządzenia do analizy spalin?

Średniej klasy przenośny analizator to wydatek około 12 tys. zł. Problem w tym, że używać go można wyłącznie w stosunku do samochodów z silnikami o zapłonie iskrowym (benzynowymi). By badać auta z silnikami wysokoprężnymi potrzebny jest jeszcze dymomierze. Te są na szczęście odrobinę tańsze. Na zakup jednego urządzenia wystarczy nieco ponad 10 tys. zł. W sumie - w przypadku jednego tylko radiowozu - daje nam to kwotę 22 tys. zł.

Teraz wystarczy przemnożyć ją razy 3700. W skali kraju daje to 81,4 mln zł. Do tego wypadałoby jeszcze dodać przeszło 22 mln zł, jakie pochłonęłoby wyposażenie w urządzenia do pomiaru spalin motocykli. Ten wydatek mógłby jednak chwilę poczekać. Wcześniej należałoby przecież rozwiązać problem transportowania tak dużych i ciężkich urządzeń, jak dymomierze, na policyjnych jednośladach... Nie musimy chyba tłumaczyć, że policja nie dysponuje nawet ułamkiem z wymaganej kwoty. Właśnie z tego względu wiele magistratów (jak np. Kraków) kupuje dymomierze i analizatory spalin z własnych środków i przekazuje urządzenia policjantom.

Policjanci zwracają też uwagę na inną kwestię. Samo badanie dymomierzem zajmuje często 10-15 minut (w przypadku aut z silnikami Diesla obowiązuje specjalna procedura - patrz Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 18 lipca 2008). Oznacza to, że "suszący" patrol drogówki byłby w stanie zatrzymać i skontrolować maksymalnie 4 kierowców na godzinę. Jak sądzicie, o ile spadłby wówczas wpływy do budżetu z tytułu mandatów za przekroczenie prędkości?

Wnioski? Nie chce nam się wierzyć, by nikt w ministerstwie finansów nie zadał sobie trudu policzenia, ile kosztować będzie realizacja zgłoszonych pomysłów. O tym, że przedstawiciele KERD doskonale zdają sobie sprawę z ich finansowych konsekwencji, świadczy łagodzenie stanowiska Komitetu. W kilku ostatnich publikacjach dotyczących rządowej walki ze smogiem mogliśmy przeczytać, że niektóre rozwiązania - z uwagi na brak środków - będą musiały poczekać na realizację...

Oznacza to, że - przynajmniej w przypadku rozwiązań z zakresu motoryzacji - rządowy program walki ze smogiem to nic innego, jak serwowanie obywatelom propagandy sukcesu. Władze pochyliły się nad problemem i - w ekspresowym tempie - znalazły jego rozwiązanie. To czy ma ono szansę wejść w życie i cokolwiek zmienić, zdaje się mało kogo interesować...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: spaliny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy