Policja specjalnie zawyża pomiar, żeby odebrać kierowcy prawo jazdy?

Krytykowanie policji za to, że łapie piratów drogowych jest cokolwiek nie na miejscu i nie jest to naszym zamiarem. Czasami trudno jednak przejść obojętnie na widok przypadków... braku profesjonalizmu ze strony funkcjonariuszy używających radiowozów z wideorejestratorem.

Policjanci z grupy Speed z Dąbrowy Górniczej zatrzymali w odstępie kilku godzin dwóch kierujących, którzy jechali z prędkością ponad 100 km/h w terenie zabudowanym. Obaj mężczyźni stracili prawa jazdy na 3 miesiące, dostali po 10 punktów karnych i mandaty w wysokości po 500 zł.

Do komunikatu prasowego informującego o tym, dołączone było wideo z zapisem obu tych sytuacji, nagranych przez wideorejestrator. Drugie zatrzymanie (BMW X6) nie budzi zastrzeżeń. Co prawda widać jedynie moment dokonania pomiaru (jest to pomiar średniej prędkości radiowozu na wyznaczonym dystansie), ale odległość między pojazdami wydaje się być cały czas taka sama. Wynik 110 km/h nie daje raczej podstaw do kwestionowania tego, czy ten kierowca powinien stracić prawo jazdy.

Reklama

Co innego pierwsza sytuacja. Policjanci na widok BMW mocno przyspieszają, później przez moment mamy zakłócenia obrazu, a kiedy policjanci włączyli pomiar, ścigany przez nich samochód zaczął hamować przed światłami. Wynik - 101,6 km/h. I tu pojawia się problem. Radiowóz doganiający inny, hamujący pojazd przekroczył symbolicznie prędkość 100 km/h - tylko tyle wynika z tego nagrania . Ile jechało BMW? Tego nie wiadomo, ponieważ pomiar został w sposób jednoznaczny zawyżony. Z pewnością nie jechało 101,6 km/h. Jakby tego było mało, w instrukcjach obsługi wideorejestratorów zapisane jest wyraźnie, że przy prędkościach powyżej 100 km/h pomiar obarczony jest ryzykiem błędu wynoszącym 3 procent.

Kierowca BMW z pewnością znacząco przekroczył dozwoloną prędkość (50 km/h) i należał mu się za to wysoki mandat. Ale nie jechał na tyle szybko, aby stracić prawo jazdy na trzy miesiące. Przyzna to każdy (uczciwy) biegły. Niestety dla tego kierowcy, nawet taka wiedza by mu w niczym nie pomogła. Każdy ma prawo odmówić przyjęcia mandatu i dochodzić swoich praw w sądzie. Nie można się jednak nie zgodzić się... z zatrzymaniem prawa jazdy. Nawet gdy nie przyjmiemy mandatu, policja i tak dokument zatrzyma. Zanim sprawa wyjaśni się (o ile w ogóle) w sądzie, miną trzy miesiące i prawo jazdy zostanie zwrócone. To jedyny znany nam przykład domniemania "winności" w cywilizowanym kraju.

Nie kwestionując zasadności istnienia sankcji jako takiej, nie sposób nie zauważyć absurdów z nią związanych. Jest to dodatkowa kara, oprócz mandatu i punktów karnych i jest to kara, od której nie ma odwołania (co też trudno uznać za zgodne z ogólnie przyjętymi zasadami prawa). Przed każdą decyzją, nie tylko policjanta, można się bronić w sądzie. Poza tą jedną. W tej kwestii funkcjonariusz, na którego akurat trafimy, jest jedynym sędzią i ostatnią instancją.

Dlatego pomiary powinny być dokonywane bardzo rzetelnie. Przede wszystkim radiowóz powinien znajdować się blisko namierzanego pojazdu, bo tylko wówczas cały pomiar, oparty przecież wyłącznie na ludzkim oku (a jak wiedzą inżynierowie, "na oko to chłop umarł"), ma sens. Przy dużej odległości między pojazdami, kilka milimetrów różnicy w wielkości samochodu na ekranie oznaczać może różnicę prędkości rzędu kilkudziesięciu km/h. 

Czy policjanci dokonujący pomiaru widocznego na nagraniu specjalnie zawyżyli pomiar? Trudno powiedzieć. Sytuacja przebiegała na tyle dynamicznie, że mógł to być przypadek. Czy wiedzieli, że dokonali błędnego pomiaru? Prawdopodobnie tak (choć spotkaliśmy policjantów, którzy nie widzą w takich pomiarach nic złego). Tylko co zrobić w takiej sytuacji? Kierowca jechał o wiele za szybko, a obowiązek nakazuje zatrzymanie natychmiast po wykryciu wykroczenia. Więc zatrzymali kierowcę, a karę zastosowali adekwatną do błędnie wykonanego pomiaru. Tak prościej no i przecież jest podkładka - wideorejestrator pokazał przekroczenie o ponad 50 km/h w mieście. Jednego pirata na drodze mniej i jedno zatrzymane prawo jazdy więcej do statystyk. Można powiedzieć, że sam jest sobie winien, bo jechał za szybko. Tylko gdzie tu sprawiedliwość?

Aby pomiar był wykonany rzetelnie, oba samochody powinny poruszać ze stałą prędkością. Dokonywanie pomiaru podczas hamowania czy rozpędzania, nie ma najmniejszego sensu, bowiem auta nie będą znajdowały się w równych odległościach. W tym wypadku policjanci, ze względu na to, że samochód najpierw się rozpędzał po wykonaniu manewru zawracania, a następnie hamował przed światłami, w ogóle nie jadąc ze stałą prędkością, powinni poczekać na lepszą okazję do dokonania pomiaru.

Policjanci czują się jednak tak pewnie i bezkarnie, nie tylko zatrzymują prawo jazdy na podstawie takiego wadliwego nagrania, ale jeszcze publikują nagranie w serwisach prasowych... To świadczy, że nie widzą w tym nic złego i takie patologie stają się normą...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy