Ty też przejeżdżasz na czerwonym?

Ignorowanie przez kierowców sygnału czerwonego to nic nowego. Zawsze znajdą się tacy, którym bardzo się spieszy i nie wyobrażają sobie, że mieliby poczekać minutę przed sygnalizatorem. Żółte światło? No to gaz do deski! Czerwone? Jeszcze zdążę przelecieć… Od pewnego czasu pojawiło się jednak nowe zjawisko: niezauważanie sygnalizacji. Kierowca pędzi na złamanie karku i tak jest zaabsorbowany szybką jazdą, że nie zwraca uwagi na kolor sygnału. Są i tacy, którzy zaczynają naśladować rowerzystów, bo jak wiadomo ci mają sygnalizację za nic. Zdarzają się kierowcy, którzy z pełną premedytacją przejeżdżają na czerwonym, bo po co czekać, skoro nic nie jedzie…

Tak to jest niestety z polskimi kierowcami. Poczucie dyscypliny i poszanowanie przepisów kodeksu drogowego to cechy u nich rzadko spotykane. Oni wiedzą lepiej, co można, a co nie, zaś wszelkie zakazy czy nakazy z założenia traktują z niechęcią. Przecież kodeks drogowy tylko utrudnia życie "mistrzom" kierownicy, a w ogóle to jest dla frajerów i służy jedynie do obdzierania biednych kierowców z kasy poprzez mandaty. Do tego dochodzi jeszcze ten irracjonalny pośpiech. Przelatując na czerwonym zyskacie może 1-2 minuty, które potem stracicie gadając o byle czym z kolegą albo oglądając jakieś głupoty w internecie. Dopiero gdy spowodujecie kolizję albo wypadek, taki zimny prysznic działa (na pewien czas) otrzeźwiająco. Niestety, często narażacie na niebezpieczeństwo także innych ludzi, a na to nie może być przyzwolenia.

Reklama

Typ I: Jeszcze zdążę przelecieć

Można by powiedzieć, że klasyka. U wielu kierowców występuje niechęć do hamowania, do zatrzymania pojazdu. Sygnał żółty powinien przecież pełnić rolę ostrzegawczą, uprzedzać, że za chwilę pojawi się czerwony. W rzeczywistości skłania on większość zmotoryzowanych do przyspieszania, zamiast do hamowania.

Warto przypomnieć przepis (Rozporządzenie Ministra Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji w sprawie znaków i sygnałów drogowych § 95 ust. 1 pkt. 2), który stanowi: sygnał żółty - zakaz wjazdu za sygnalizator, chyba że w chwili zapalenia tego sygnału pojazd znajduje się tak blisko sygnalizatora, że nie może być zatrzymany przed nim bez gwałtownego hamowania; sygnał ten oznacza jednocześnie, że za chwilę zapali się sygnał czerwony.

A zatem kierujący, widząc z pewnej odległości, że na sygnalizatorze pojawił się sygnał żółty, nie powinien przyspieszać, lecz spokojnie wyhamować. W praktyce jest to jednak fikcja.

Kierowca czarnego Mercedesa klasy B już z daleka powinien widzieć sygnał żółty. Nie zamierza on jednak bynajmniej hamować. Spokojnie jedzie dalej. W rezultacie wjeżdża na przejście i skrzyżowanie już na czerwonym. W dodatku bez żadnej potrzeby jedzie lewym pasem. No cóż, typowo polski obrazek...

Podobnie jest w tej sytuacji:

Typ II: Zagapiłem się

Część kierowców podczas jazdy wykazuje daleko posuniętą dekoncentrację. Wynika to z zajmowania się innymi czynnościami, jak np. rozmową przez telefon, czytaniem lub pisaniem SMS-ów, oglądaniem jakichś rewelacji na portalu społecznościowym, grzebaniem w torebce itp.

Popatrzcie:

Sygnał czerwony, a samochody jadą jeden za drugim. Jak, za przeproszeniem, barany. Nikt nie patrzy na sygnalizator. Dopiero żółty bus staje.

Okazuje się, że wielu kierowców nie zauważa w ogóle czerwonego światła:

Kierowca auta poruszającego się prawym pasem nie zwraca uwagi na sygnalizację, chociaż czerwone światło jest doskonale widoczne już z daleka. Mało tego, nie reaguje również na to, że na drodze poprzecznej zaczyna ruszać auto, dla którego wyświetlany jest sygnał zielony. Spokojnie jedzie sobie i dopiero w ostatniej chwili na ułamek sekundy dotyka pedału hamulca. Radosna bezmyślność?

Są i tacy, którzy potrafią nieoczekiwanie ruszyć na czerwonym, mimo że zatrzymali się przed sygnalizatorem:

Kierowca niebieskiego Renault Megane stoi przed sygnalizatorem. Nagle, nie wiadomo dlaczego, rusza, mimo że nadal wyświetlany jest dla niego sygnał czerwony. W dodatku rusza powoli, wręcz spacerowo. No i skutki widzimy...

Ten kierowca też jedzie sobie spokojnie, mimo że już od dawna było dla niego wyświetlane światło czerwone. Samochody na drodze poprzecznej ruszają. Widać to przecież doskonale. Mimo to kierujący tym vanem konsekwentnie jedzie dalej. Warto dodać, że tym samochodem jechały dwie dorosłe osoby i pięcioro dzieci! Pogratulować odpowiedzialności i wyobraźni.

I jeszcze jeden kolejny ciekawy przypadek:

Samochody zatrzymują się przed skrzyżowaniem: na prawym pasie autobus, na środkowym Mazda 3, a na lewym autor tego nagrania.  Autobus w pewnej chwili rusza, zamierzając skręcić w prawo na skrzyżowaniu. Być może zapaliła się zielona strzałka przy sygnalizatorze, chociaż ja jej tam nie widzę.

Kierowca Mazdy, zasugerowany tym, że autobus rusza, także wjeżdża na skrzyżowanie. Ale przecież ma przed sobą, nad swoim pasem ruchu, sygnalizator wiszący, który wyraźnie wskazuje sygnał czerwony. Dlaczego na niego nie spojrzał? Dochodzi do kolizji, a jak się okazuje, kierowca tego auta nie wie, dlaczego.

I jeszcze jeden przykład szczególnie rażącej bezmyślności. Oto sytuacja z Płońska:

Autobus zatrzymuje się przed przejściem dla pieszych, bo sygnalizator wyświetla światło czerwone. Na przejście wkracza kobieta z dwójką dzieci. Okazuje się jednak, że nie wszyscy się zatrzymali. Środkowym pasem jedzie sobie Volkswagen Beetle i nie zamierza się zatrzymać. Na szczęście piesza zdołała chwycić za ramię jedno z dzieci i uchronić je przed dostaniem się pod samochód. Dzięki nagraniu z autobusu ujęto sprawczynię, kierującą Volkswagenem 21-letnią kobietę. Zatrzymano jej prawo jazdy. Ciekawe, czym była tak bardzo zajęta, że nie zauważyła przejścia i sygnału czerwonego? Notabene, już samo zatrzymanie się autobusu przed przejściem stanowiło dla niej nakaz zatrzymania swojego auta, nawet gdyby nie było tutaj sygnalizacji świetlnej.

Typ III: A co mi tam czerwone światło

To najbardziej niebezpieczny typ bezczelnych kierowców, którzy uważają zapewne, że tylko naiwniacy stoją grzecznie przed sygnalizatorem.

Zobaczcie:

Sygnał czerwony, samochody stoją na prawym pasie przed skrzyżowaniem. Aż tu nagle nadjeżdża srebrny Mercedes z naprawdę dużą prędkością. Czy kierowca tego samochodu nie zauważył skrzyżowania z sygnalizacją? A może jest takim "mistrzem", że nie uważa za stosowne respektować wskazań sygnalizacji. Gdyby wyjeżdżający z drogi poprzecznej Jeep Grand Cherokee pojawił się o dwie sekundy później, doszłoby do poważnego wypadku!

Następny bezczelny kierowca, którego sygnał czerwony nie dotyczy:

Kolejny, który jedzie tak, jakby sygnalizacja świetlna w ogóle nie istniała na skrzyżowaniu:

I jeszcze motocyklista o podobnej mentalności:

Przejazd na czerwonym odbywa się z pełną premedytacją. Ten osobnik uważa, że on nie będzie czekał przed sygnalizatorem, że jest lepszy od innych. A może chce zostać dawcą jakiegoś organu? Przynajmniej wtedy byłby z niego jakiś pożytek.

Obejrzyjcie jeszcze i to zdarzenie:

Kierowca nie zauważa stojącego przed skrzyżowaniem policyjnego radiowozu i pomimo sygnału czerwonego wjeżdża na skrzyżowanie. Jak się okazało, ten z kolei osobnik był pijany.

Zielone światło czyli upewnij się dwa razy

Niezależnie od przyczyn, z jakich na skrzyżowania wjeżdżają pojazdy, których kierowcy ignorują sygnał czerwony, takie postępowanie stanowi bardzo poważne zagrożenie. Zwłaszcza dla tych, dla których wyświetlane jest światło zielone.

Oto jeden z przykładów:

Najpierw na czerwonym wjeżdża jakieś małe auto dostawcze (prawdopodobnie Opel Combo), a za nim żółty VW Transporter. Autor tego nagrania niestety nie stosował zasady ograniczonego zaufania.

Sygnał zielony, samochody ruszają, ale drogą poprzeczną przejeżdża sobie spokojnie jakieś auto kierowane przez kobietę, która zapewne nawet nie wie, o co tu chodzi:

I tutaj niemal identyczna sytuacja:

Polonez przejeżdża sobie majestatycznie przed maską samochodu, który miał pełne prawo wjechać na skrzyżowanie.

I jeszcze jeden przykład ku przestrodze:

Kierowców mających problemy ze sprawnością psychomotoryczną, orientacją i koncentracją nie brakuje. Nie brakuje też cwaniaczków, którzy uważają, że są lepsi od pozostałych i w imię własnych chorych ambicji potrafią narażać na niebezpieczeństwo innych.

Nic ci nie przyjdzie z tego, że miałeś sygnał zielony, jeśli wystawisz się na uderzenie rozpędzonego pojazdu, którego kierowca nie zauważył sygnalizacji albo bardzo się spieszył. Chyba nie marzysz o pobycie w szpitalu, a potem długiej rehabilitacji? Zawsze, wjeżdżając na skrzyżowanie, zachowaj ostrożność, rozejrzyj się, sprawdź, czy nie nadjeżdża jakiś wariat drogowy.

Nie postępuj tak, jak autor nagrania:

Kierowca jedzie powoli, czeka na sygnał zielony, a kiedy go dostrzega, dodaje gazu i wjeżdża śmiało na skrzyżowanie. Ma pierwszeństwo, to prawda, ale przecież widać wyraźnie, że z drogi poprzecznej wyjeżdżają dwa pojazdy. Autor filmu hamuje dopiero w ostatniej chwili, dopuszcza do sytuacji grożącej kolizją. Proszę wybaczyć, ale ten kierowca też nie popisał się wysokimi umiejętnościami. Po co tak się zachowywać? Czy nie lepiej przewidywać, myśleć także za innych?

Ignorowanie sygnalizacji trzeba tępić

Boczne zderzenia pojazdów na skrzyżowaniach z sygnalizacją świetlną to jedne z najgroźniejszych wypadków. Nie zawsze takie zdarzenie kończy się tylko stłuczką. Niejednokrotnie kierowca i pasażerowie uderzonego pojazdu odnoszą poważne obrażenia. Liczba filmików, które wam pokazałem świadczy dobitnie, że nie są to przypadki sporadyczne i marginalne. Jeśli tak będzie dalej, to wkrótce kierowcy zaczną postępować identycznie, jak rowerzyści, dla których nie istnieją żadne przepisy, znaki i sygnały. 

Dlaczego więc tak mało robi się w kierunku zwalczania tego drogowego piractwa? Zobaczcie urządzenie, które pozwala za pomocą samej kamery wyłapywać wszystkie przejazdy przy sygnale czerwonym:

Dlaczego takie kamery są tylko na nielicznych skrzyżowaniach? Urządzenia samo zapisuje wykroczenia, wystarczy tylko pobrać odpowiednie pliki, rozpoznać właściciela pojazdu na podstawie numerów rejestracyjnych  i wysłać delikwentowi mandat do domu. Do tego wystarczy jeden policjant, który w ciągu 8 godzin pracy może sporządzić ponad 100 wezwań.

Problem braku pieniędzy? Bzdura. Taka kamera zainstalowana na ruchliwym skrzyżowaniu zarobi na siebie w ciągu paru dni. Prawdziwym problemem jest to, że w tym kraju tak naprawdę niewielu osobom zależy na bezpieczeństwie na drogach. Dużo się o tym mówi, działają różne instytucje, stowarzyszenia, fundacje, a na drogach nadal panuje warcholstwo i drogowi piraci czują się bezkarni.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy