Ty też nie udzielisz pomocy?
Wypadek drogowy. Na jezdni leży potrącony przez samochód pieszy. W rozbitym samochodzie tkwi ranny człowiek. Wokół stoi tłum przygodnych gapiów. Jedni przyglądają się z ciekawością, inni komentują: "ten to już pewnie nie żyje, ale go walnął…" Są też tacy, którzy z zapałem kręcą filmiki swoimi smartfonami. Będzie co pokazać znajomym! A może nawet warto wrzucić nagranie na fejsa? Ile będzie lajków!
Wszyscy zazwyczaj bardzo się spieszą, ale teraz nagle mają czas i stoją. Takiej sensacji nie można przecież przegapić. Ludzie oglądają czyjś dramat jak dobre widowisko. Nikt jednak nie próbuje udzielić nawet elementarnej pomocy. Choćby sprawdzić, czy ranny oddycha, czy jego serce pracuje. A przecież o życiu człowieka mogą decydować minuty, a nawet sekundy. W przypadku zatrzymania akcji serca, w mózgu człowieka w ciągu zaledwie 4,5 minuty zachodzą nieodwracalne zmiany prowadzące do śmierci. Z reguły nie ma szans, by karetka pogotowia dojechała w tak krótkim czasie na miejsce wypadku....
Kompletna znieczulica, drogowe łajdactwo
Na początku lutego br. w Lubinie (dolnośląskie) 19-letni chłopak został potrącony na przejściu dla pieszych przez autobus. Kiedy na miejsce wypadku przyjechała załoga policyjnego radiowozu, zobaczyła kilkanaście osób, które stały i przyglądały się biernie leżącemu na jezdni młodemu człowiekowi. Nikt nie udzielał żadnej pomocy, ani kierowca autobusu, ani zgromadzeni gapie. Dopiero policjanci rozpoczęli reanimację, ale było już za późno. Pieszy zmarł.
Parę lat wcześniej, również w Lubinie, doszło do potrącenia pieszych. Po przejściu przechodziły 43-letnia kobieta i jej nastoletnia córka. Kiedy były już prawie w połowie jezdni, najechał na nie opel kierowany przez 58-letniego mężczyznę:
Kierowca musiał mieć zapewne problemy ze wzrokiem albo z myśleniem, gdyż obie piesze były doskonale widoczne i nie wtargnęły na przejście, ale spokojnie przechodziły. Uderzenie było tak silne, że zostały odrzucone na odległość ok. 8 metrów. I co robi kierowca? Siedzi w samochodzie, dopiero po około 20 sekundach wysiada pasażer. Wymachuje rękami, ogląda się, nawet nie pochyla się nad rannymi. W tym czasie z przeciwnego kierunku nadjeżdżają inne samochody. Leżącą na jezdni dziewczynę widać doskonale. A mimo to dwa auta obojętnie mijają miejsce wypadku. To samo robi kierowca, który jechał za oplem. Najpierw zatrzymuje się, a potem powraca na rondo i odjeżdża. Tego nie można w żaden sposób wytłumaczyć. Trzeba być wyjątkową kanalią, aby tak postąpić. Ci kierowcy nawet nie wysiedli i nie zapytali, czy ktoś wezwał już pogotowie. Choćby tyle...
Dopiero kolejny kierowca zatrzymuje się. Brawo, to piękna postawa. Potem okaże się, że dziewczyna nie odniosła poważniejszych obrażeń, natomiast jej matka doznała ciężkiego urazu czaszki. Pomoc potrzebna była jak najszybciej. Ten partacz, który potrącił matkę i córkę, siedział w samochodzie i nie wiadomo było, czy wezwał chociażby pomoc.
Kolejny przykład, tym razem z Wyszkowa. Obejrzyjcie uważnie ten filmik:
Ulicą Matejki jedzie seicento, notabene kierowane przez 17-latka, oczywiście niemającego jeszcze prawa jazdy. Samochód udostępnił mu tatuś! Fiat mija samochody, które nadjechały z przeciwka i stoją w kolejce przed skrzyżowaniem z sygnalizacją. Seicento zbliża się do przejścia dla pieszych, ale młodociany drogowy łobuz kierujący tym pojazdem nawet nie zwalnia. W tym czasie na przejście wchodzi 12-letni chłopiec. Seicento uderza go z dużą siłą, dzieciak zostaje odrzucony, na szczęście na pryzmę śniegu.
Kierujący seicento 17-latek nie zatrzymuje się nawet, nie interesuje się tym, co się stało poszkodowanemu chłopcu, lecz pędzi dalej. Niedługo jednak może liczyć na to, że nie zostanie odnaleziony, bo już po godzinie do mieszkania wkraczają policjanci. Brawo dla wyszkowskiej policji za bardzo sprawną akcję! Nawiasem mówiąc, tatuś tego wyrostka powinien być dożywotnio pozbawiony prawa jazdy, a synalek możliwości uzyskania kiedykolwiek uprawnień do kierowania, nawet skuterem. No i obu należy się kilkuletni pobyt w obozie pracy przymusowej.
Najgorsze jest jednak to, że wypadek zdarzył się na oczach wielu osób, kierowców i przechodniów. Z poprzecznej drogi, położonej tuż przy przejściu, wyjeżdża volkswagen T4. Potrącony chłopiec upada na chodnik w odległości około 3 metrów od tego dostawczaka. A mimo to pan kierowca, kolejna drogowa kanalia, spokojnie odjeżdża i ustawia się w kolejce samochodów czekających przed sygnalizatorem. Nikt inny, żaden dorosły też nie udziela temu dziecku pomocy. Czynią to dopiero jego koledzy ze szkoły, którzy wzywają pogotowie.
Następne tragiczne zdarzenie ma miejsce w Wysokiem Mazowieckiem. Na przejściu dla pieszych zostaje potrącona przez ciężarówkę kamaz 26-letnia matka z 5-letnim dzieckiem. Kierowca kamaza, 53-letni mężczyzna, najpewniej hamował już, ponieważ na przejściu był już pieszy przeprowadzający rower. Kobieta najwyraźniej uznała, że skoro ciężarówka hamuje, to można przechodzić. Niestety, kamaz zatrzymał się dopiero na przejściu... W tym czasie na chodniku manewruje osobowym autem jakaś młoda dama. Widzi wypadek i wysiada, ale nawet nie podchodzi do miejsca tragedii:
Szuka w torebce komórki, ale nie wiadomo, czy po to, by chociaż wezwać pogotowie, czy może dzwoni do koleżanki, by podzielić się ciekawą sensacją. Popatrzcie uważnie dalej. Potrącone dziecko podnosi się (39 sekunda filmu) i próbuje wstać, ale upada i na czworakach wędruje parę metrów po jezdni. A przy samochodzie stoi sobie ta kobieta i nic. Do chłopca na szczęście podbiega jakaś inna osoba i przytula to przerażone dziecko, którego matka leży pod kołami ciężarówki. Ten widok pozostanie chłopcu w pamięci na długo. I nie trzeba być żadnym psychologiem, ale po prostu człowiekiem, by zrozumieć jak bardzo potrzebuje ten dzieciak otuchy, uspokojenia.
Z pobliskiego budynku wychodzi druga dama (w białej bluzce) i również staje w bezpiecznej odległości, obserwując z zaciekawieniem, co się stało. Ale też nie podejdzie, bo po co... Tacy są właśnie ludzie. w takich momentach okazuje się, kto naprawdę jest człowiekiem, a kto woli stać z boku... Przy ciężarówce kręci się kilka osób, ranna kobieta nadal leży na jezdni i nikt nawet nie próbuje udzielić jej pomocy. Wszyscy czekają zapewne na pogotowie.
Dlaczego ludzie nie udzielają pomocy?
Odpowiedź wydaje się prosta. Bo tak naprawdę są skrajnymi egoistami. Może jednak nie wszyscy?
Poczytajmy komentarze, które pojawiły się pod publikacjami na temat tych wypadków (pisownia jak zwykle oryginalna, a więc daleka od poprawnej polszczyzny, pełna błędów ortograficznych i bełkotu gramatycznego):
"co za idiotka, boże... jeszcze z dzieckiem, widzi ze ciezarowka jedzie, ciezarowka zeby wychamowac potrzebuje znacznie dłuższej drogi i czasu.. boże ze tacy ludzie w ogole chodzą po ulicach przeciez to strach jeździć samochodem"
"ja nie udzielam pomocy w razie wypadku bo boje się takich widoków i już"
"mam prawo jazdy, ale nic już nie pamiętam z kursu, bo jak było na kursie o pierwszej pomocy, to akurat byłam chora. No więc jak mam udzielać pomocy jeśli nic nie wiem na ten temat?"
"Czy ktoś szkoli w udzielaniu pomocy poszkodowanemu, to trudna sprawa, można jeszcze pogorszyć stan poszkodowanego. Czy samo wezwanie pomocy to nie pomoc?"
"taaa, bende udzielał pomocy a potem mnie rodzina takiego kogos pozwie do sondu i bende płacił otszkodowanie do konca zycia nie ma głupich!"
"ja nie jestem lekarz wiec nie mam obowiązku udzielac nikomu pomocy, lekarze biora za to kase a ja nie"
"lepiej się nie wtrącać! Nie mam zamiaru potem chodzić po prokuratorach i policjach i składać zeznania"
"Moja matka staruszka została potrącona na chodniku przez bandytę rowerzystę i nikt się nawet nie zainteresował, mimo że upadła i leżała na chodniku. Bydlaki nie ludzie!"
"A ja wam mówię, jak widzicie wypadek to najlepiej jak najszybciej się oddalić, bo zaczniecie udzielać pomocy i potem jakiś cwany prawnik na zlecenie rodzinki poszkodowanego obedrze was z kasy. Znam wiele takich przypadków".
Takich i podobnych wypowiedzi znalazłem mnóstwo. I nasuwają się tutaj następujące wnioski - każdy, kto ma prawo jazdy, powinien umieć udzielać pierwszej pomocy. Tak zakłada program szkolenia i egzaminowania kierowców. W rzeczywistości jest to jednak wielka fikcja! Naukę podstawowych czynności podtrzymujących życie traktują z przymrużeniem oka zarówno kursanci, jak i instruktorzy - wykładowcy. A odpowiedzi na kilka pytań egzaminacyjnych dotyczących tych zagadnień zdający uczą się na pamięć, nie mając bladego pojęcia, o co tu chodzi. W praktyce pierwszej pomocy umiałoby udzielić może 2% kierowców.
Pamiętajcie, że udzielanie pomocy jest obowiązkiem. Art. 162 § 1 Kodeksu karnego stanowi: "Kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nie udziela pomocy, mogąc jej udzielić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3."
Niestety, ten przepis i ta sankcja są bardzo rzadko stosowane. Z reguły policja nawet nie poszukuje takich osób, które były na miejscu wypadku, ale nie uczyniły nic, by pomóc poszkodowanym. Na przykład kierowca tej furgonetki z Wyszkowa albo kierujący, którzy przejeżdżali obojętnie obok leżących na jezdni potrąconych pieszych, powinni zostać namierzeni i przykładnie ukarani.
W rezultacie wymóg udzielania pierwszej pomocy też jest fikcją, a artykuł 162 k.k. istnieje chyba tylko dla spokojnego sumienia autorów tej ustawy. Zawsze powtarzam, że przepis prawa, którego się nie egzekwuje, jest tyle wart, co papier toaletowy w muszli klozetowej.
Co gorsza, pokutuje mit, rozsiewany na zasadzie stugębnej plotki, że ci, którzy udzielali pierwszej pomocy, byli potem narażeni na przykrości ze strony rodziny poszkodowanego, a nawet musieli płacić odszkodowanie, bo rzekomo udzielali tejże pomocy w niewłaściwy sposób. Nawet mój kolega opowiadał takie historie, twierdząc, że "zna wiele takich przypadków". Poprosiłem go, by podał chociaż jeden. Nie potrafił. Spytałem więc, skąd ma takie wiadomości. Padła odpowiedź: "gdzieś od kogoś tak słyszałem..."
No właśnie - "gdzieś, od kogoś". W rzeczywistości są to historyjki wyssane z palca. Nie mogę wykluczyć, że w całym orzecznictwie sądowym nie zdarzył się taki chory przypadek, chociaż dokonując przeglądu setek orzeczeń niczego podobnego nie znalazłem. Jedyny wyjątek to niezrównoważony psychicznie facet, który się powiesił, a gdy policjanci zdążyli go uratować i odcięli, miał pretensję, że spadając coś tam sobie uszkodził. Nie był to jednak wypadek drogowy.
Kto udziela pomocy, ten powinien być chroniony prawem
W poprzednich wersjach kodeksu karnego był zapis, że nie ponosi odpowiedzialności karnej ten, kto udzielał pomocy zgodnie ze stanem swojej wiedzy i umiejętnościami, ale nie zdołał uratować poszkodowanego. Nie wiem, z jakich powodów ten zapis usunięto.
Uważam natomiast, że jeśli chcemy, aby ludzie udzielali pierwszej pomocy, to musimy im zapewnić pełną ochronę prawną.
Jeśli przystępujesz do udzielania pierwszej pomocy, czyniąc to najlepiej jak umiesz, bo widzisz, że w samochodzie czy na jezdni znajduje się ranny człowiek, który nie oddycha, to musisz mieć PEWNOŚĆ, że nic złego z tego tytułu Cię nie spotka.
W kodeksie karnym powinien znaleźć się więc dodatkowy, następujący zapis:
"Ten, kto udziela pomocy człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega szczególnej ochronie prawnej i nie może być pociągnięty do jakiejkolwiek odpowiedzialności za ewentualne negatywne skutki lub brak oczekiwanego efektu podejmowanych czynności. Dane personalne osoby udzielającej pomocy mogą, na jej życzenie, być traktowane jako poufne i wówczas zabronione jest przekazywanie ich jakimkolwiek osobom i instytucjom."
Taki zapis gwarantowałby osobie udzielającej pomocy brak możliwości poniesienia jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej. Aby zaś uchronić tę osobę przed ewentualnymi roszczeniami kogokolwiek, np. rodziny poszkodowanego, należałoby wprowadzić zasadę zakazu udostępniania danych personalnych udzielającego pomocy komukolwiek. Gdyby te dane w jakiś sposób zostały ujawnione, sąd miałby obowiązek odrzucić powództwo cywilne z powodu samego zakazu ujawniania danych osobowych osoby, która udzielała pomocy. A gdyby nawet ktoś wytoczył powództwo cywilne w takiej sprawie, pozwany na mocy tego zakazu miałby prawo po prostu nie stawić się do sądu, zaś wyrok nie mógłby być wydany zaocznie.
Skoro prawo stwarza specjalną ochronę dla świadków koronnych, a więc przestępców, którzy zdecydowali się nagle ukorzyć i przejść na drugą stronę barykady, to tym bardziej powinno gwarantować jak najdalej idącą ochronę tym, którzy w odruchu serca, chcąc pomóc komuś umierającemu albo ciężko rannemu zdecydowali się podjąć czynności ratownicze. Tak, jak potrafili.
Rzecz jasna, taki przepis powinien być szeroko popularyzowany w mediach, aby społeczeństwo dowiedziało się o jego istnieniu. Tak działa nowoczesne, przejrzyste prawo, które wolne jest od biurokratycznych zawiłości i jakichś "haczyków". Tylko takie prawo może sprawić, że nie wszyscy będą stali obojętnie i przyglądali się ofiarom wypadku.
Wprowadzić zakaz nagrywania
W Niemczech, w Essen sąd skazał pewnego kierowcę filmującego motocyklistę, który uległ wypadkowi. Ten osobnik nie wezwał nawet pogotowia, a kiedy karetka przyjechała, nadal wpychał się pomiędzy ratowników ze swoją komórką. Poniósł zasłużoną karę. Szkoda, że w Polsce tak nie jest.
Policjanci z Lubina zrealizowali filmik - pozorację, w której pokazują podobną sytuację:
Gratuluję policji z Lubina pożytecznej inicjatywy. Brawo! Takich spotów edukacyjnych powinno być więcej.
Ponadto do kodeksu karnego należy wprowadzić przepis:
"Kto rejestruje na jakichkolwiek nośnikach audiowizualnych w postaci filmu, fotografii lub nagrania dźwiękowego osoby, które zostały poszkodowane w wypadku albo którym udzielana jest pomoc ratownicza lub medyczna, bez ich pisemnej zgody, podlega karze pozbawienia wolności do lat 2. Ten, kto publikuje lub udostępnia innym osobom takie zarejestrowane zapisy, podlega karze pozbawienia wolności od 1 roku do lat 3."
Nawiasem mówiąc, trzeba być po prostu bydlakiem pozbawionym człowieczeństwa, by nagrywać kogoś rannego, leżącego na jezdni. Czemu mają służyć takie nagrania? Kto się nimi pasjonuje? A czy wy chcielibyście znaleźć się w podobnej sytuacji i widzieć, ja was nagrywają tacy sami inteligentni inaczej, żądni krwi i sensacji?
Uczyć już od przedszkola
We wrześniu ub. roku 12-letni chłopiec z Dąbrowy Górniczej, Michał Dobaj udzielił pomocy leżącemu na ulicy nieprzytomnemu mężczyźnie. Chłopiec prawidłowo wezwał pogotowie, a następnie przystąpił do wykonywania masażu serca. Można śmiało powiedzieć, że ten mądry, roztropny chłopiec uratował życie dorosłemu człowiekowi. Wielkie uznanie i szacunek dla młodego bohatera!
Właśnie dlatego wielokrotnie apelowałem, by udzielania pierwszej pomocy uczyć już w przedszkolach. Dzieci, w przeciwieństwie do dorosłych, uczą się bardzo szybko. Zobaczcie:
Gratuluję strażakom oraz ratownikom medycznym i dziękuję im za to, że podejmują takie akcje. Dla dzieciaków są to o wiele ciekawsze zajęcia, niż jakieś zamulanie i przynudzanie nauczycielki albo wycinanie kwiatków z papieru. Z takich lekcji coś im w głowach zostanie. W razie wypadku nie będą tak zieloni i nieudolni, jak wy, szanowni dorośli. Powinny być to jednak zajęcia obowiązkowe w każdym przedszkolu, zawarte w programie stworzonym przez ministerstwo.
Szczerze mówiąc, nie wierzę, aby mogli zmienić się ci "znawcy", którzy wiedzą wszystko lepiej, a więc uważają, że pomocy rannym nie należy udzielać, bo można narobić sobie kłopotów. Wątpię też, aby ci, którzy nie mają o pierwszej pomocy bladego pojęcia, odważyli się komuś pomóc.
Uczmy zatem dzieci tego, co jest naprawdę potrzebne. Może dzięki temu przyszłe pokolenia będą jednak bardziej rozgarnięte i gotowego do niesienia pomocy bliźnim. Apeluję też do pań i panów z ulicy Wiejskiej: zmieńcie prawo tak, aby ten kto udziela pomocy rannym, naprawdę nie musiał się czegokolwiek obawiać. Temu, kto kieruje się szlachetnym odruchem serca i chce pomagać, to się po prostu należy.
Polski kierowca