Takie samo rondo i różne decyzje policjantów. Kto miał rację?

W publikowanych na łamach naszego portalu fragmentach programu „Stop drogówka”, pojawiły się ostatnio dwie bardzo podobne kolizje na rondach. Jeden z czytelników zauważył, że decyzje policjantów w obu przypadkach były diametralnie różne i poprosił o wyjaśnienie tych sytuacji. Kto był sprawcą zderzenia? W którym przypadku policjanci popełnili błąd?

Obejrzyjmy zatem obie sytuacje:

W pierwszym przypadku policjanci orzekli, że pani jadąca samochodem zewnętrznym pasem ronda popełniła jedynie wykroczenie formalne, nie stosując się do wskazań znaku F- 10 "kierunki na pasach ruchu", natomiast sprawcą kolizji uznano pana, który jechał wewnętrznym pasem. W drugim przypadku decyzja policjantów była zupełnie odmienna: wyłączną sprawczynią kolizji uznano kobietę jadącą zewnętrznym pasem ruchu. Zarzucono jej niezastosowanie się do znaku poziomego P-8a "strzałka kierunkowa na wprost".

Spójrzmy jeszcze na rysunki. Przedstawiamy na nich uproszczone schematy obu rond, ale istota obu zdarzeń jest bardzo podobna.

Reklama

Przed wjazdem na pierwsze rondo umieszczono znak pionowy F-10, który wskazuje, że z prawego pasa można jechać prosto lub w prawo, a z lewego pasa prosto lub w lewo.  W pierwszym opisywanym zdarzeniu oba samochody wjechały na rondo tym samym wlotem i jechały obok siebie tymi samymi pasami ruchu.

Pan jadący wewnętrznym pasem ronda włączył prawy kierunkowskaz i zamierzał z wewnętrznego pasa opuścić rondo. Był przekonany, że pani jadąca pasem zewnętrznym również będzie opuszczała rondo.

Okazało się jednak, że ta pani pojechała dalej po obwiedni no i doszło do zderzenia:

Drugie zdarzenie miało miejsce na bardzo podobnym rondzie, z tym, że tutaj zamiast znaku pionowego zastosowano znak poziomy

Na wewnętrznym pasie ronda umieszczono strzałkę kierunkową zezwalającą na jazdę prosto i skręcanie w lewo, a na zewnętrznym pasie ronda strzałkę kierunkową nakazującą jazdę prosto.

Kolizja była bardzo podobna:

Pani jadąca zewnętrznym pasem ronda nie zjechała z niego, lecz nadal podążała po obwiedni, a pan jadący wewnętrznym pasem ronda usiłował rondo opuścić no i samochody zderzyły się.

Zanim odpowiem, w którym przypadku decyzja policjantów była prawidłowa, należy zastanowić się nad zastosowanym w obu przypadkach oznakowania ronda. Rozmawiałem na ten temat z kilkoma ekspertami (w tym również z policji), którzy zgodnie uznali, że takie oznakowanie rond budzi poważne wątpliwości i stanowi w pewnej mierze przejaw radosnej twórczości lokalnych inżynierów ruchu. Wiem jednak jakie były intencje drogowców. Na tych rondach dochodziło zapewne wielu podobnych kolizji i dlatego starano się ułatwić kierowcom poruszanie się po obu skrzyżowaniach, "porządkując" na nich ruch. Jak widać jednak, nic to nie dało.

W ogóle wątpliwe jest umieszczanie znaków F-10 przed wjazdem na rondo. Jak bowiem należy zrozumieć jazdę prosto przez rondo? Kłóci się to z zasadą ruchu okrężnego. A cóż taki znak oznaczałby na rondzie pięcio- lub sześciowlotowym?

Podobnie jest ze stosowaniem znaków poziomych, a ściślej strzałek kierunkowych na rondzie. Jak kierujący ma rozumieć wskazania strzałki kierunkowej nakazującej jazdę prosto? Ponadto w obu opisanych w programie "Stop drogówka" zdarzeniach samochody, które uległy kolizji, wjechały na rondo tym samym wlotem i jechały równolegle obok siebie.

Co by jednak było, gdyby kierujący zielonym samochodem wjechał dalszym następnym wlotem na to rondo? Wówczas wskazania strzałki kierunkowej na prawym pasie ronda oczywiście by go nie dotyczyły.

Czy można stwarzać na rondach tak skomplikowane rozwiązania? Czy można wymagać od kierowcy jadącego wewnętrznym pasem ronda, by obserwował, którym wlotem wjechał na rondo jadący obok niego pojazd? Takie "usprawnienia" inżynierów ruchu prowadzą właśnie do zawiłych, niejasnych sytuacji. Rondo powinno być rondem i nie należy go "prostować" poprzez umieszczanie zbędnego dodatkowego oznakowania.

Jeżeli już ktoś chciałby zastosować na rondzie strzałki kierunkowe, to przed wylotem z ronda na prawym pasie obwiedni powinna znajdować się strzałka kierunkowa P-8d "do skręcania w prawo", a nie strzałka P8-a "do jazdy prosto".

Taka strzałka nie może być oczywiście zastosowana w tym miejscu, gdyż wprowadzałaby w błąd kierujących wjeżdżających na rondo następnym wlotem.

A teraz o decyzji policjantów odnośnie obu tych kolizji. W pierwszym przypadku nie można zgodzić się z panią policjantką, która uznała, że kierująca jadąca po zewnętrznym pasie ronda popełniła tylko wykroczenie formalne, nie stosując się do wskazań znaku F-10. Z wykroczeniem formalnym mamy do czynienia wówczas, gdy nie powoduje ono żadnych skutków i stanowi wyłącznie naruszenie litery prawa. Na przykład zatrzymałem pojazd w miejscu, gdzie jest to zabronione znakiem, ale moje zatrzymanie auta nie spowodowało żadnych skutków. Wtedy mamy do czynienia z wykroczeniem formalnym.

W opisywanym zdarzeniu wykroczenie kierującej miało natomiast charakter materialny, bo spowodowało kolizję. Gdyby kierująca zastosowała się do znaku F-10 i zjechała z ronda, a nie kontynuowała jazdę po obwiedni, do zderzenia nie doszłoby. Istnieje zatem związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy zlekceważeniem wskazań znaku F-10 i kolizją.

Z drugiej jednak strony należy zwrócić uwagę, że niezależnie od dodatkowego oznakowania ronda pan jadący jego wewnętrznym pasem podczas opuszczania tego skrzyżowania zmieniał pas ruchu! Przepisy mówią wyraźnie, że podczas zmiany pasa ruchu należy zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa pojazdowi poruszającemu się pasem, na który zamierzamy wjechać. Żadne dodatkowe oznakowania ronda nie może znieść tego wymogu. W związku z tym jako sprawcę kolizji słusznie uznano pana jadącego po wewnętrznym pasie ronda.

Oznacza to zarazem, że werdykt policjantów w drugim zdarzeniu nie był prawidłowy. Pominięto całkowicie okoliczność, że na tamtym rondzie pan jadący wewnętrznym pasem opuszczając to skrzyżowanie również zmieniał pas ruchu.

Powtórzę jeszcze raz: kierowca jadący po rondzie nie powinien być zobligowany do ustalania, którym wlotem wjechał na to rondo pojazd podążający sąsiednim pasem. Jeżeli musi przeciąć sąsiedni pas ruchu aby opuścić rondo, powinien ustąpić pierwszeństwa pojazdowi, który na tym pasie się znajduje. To jest naczelna i podstawowa zasada.

Niestety w obu przypadkach zarówno kierujący pojazdami, które zderzyły się jak i policjanci ulegli pewnym schematom i nie dość dokładnie przeanalizowali sytuację. Nieprawidłowe postępowanie jednego z uczestników ruchu wcale nie zwalnia drugiego kierującego od przestrzegania podstawowych zasad bezpieczeństwa, w szczególności tych, które obowiązują podczas zmiany pasa ruchu.

Ronda w Polsce budzą niestety wciąż bardzo wiele wątpliwości nie tylko wśród kierowców, ale także policjantów i specjalistów z zakresy ruchu drogowego. Wielka szkoda, że do tej pory ministerstwo nie wydało jednoznacznej interpretacji objaśniającej, jak należy rozumieć i stosować na rondach obowiązujące przepisy. Można przepuszczać, że urzędnicy sami tego do końca nie wiedzą. Tak oczywiście być nie powinno, dlatego apeluję (nie wiem już po raz który), by taką interpretację wreszcie sporządzono.

Proszę też drogowców, by nie stosowali takich "ulepszeń" rond. Powyżej opisane przykłady wskazują, że dodatkowe oznakowania powodują czasem efekt odwrotny od zamierzonego. W przypadku drugiego ronda warto zadać sobie pytanie: co by było, gdyby na jezdni zalegał śnieg i strzałka kierunkowa nie była widoczna?

A po za wszystkim, inżynierom ruchu powinna przyświecać zasada: wszystkie ronda w Polsce muszą być takie same i organizacja ruchu na nich również identyczna. Na polskich drogach i w polskich przepisach i tak panuje już niezły bałagan. Nie powiększajcie tego bałaganu jeszcze bardziej.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy