Rondo w Radomiu i znowu kontrowersyjna sytuacja

Jazda po rondach niestety nadal budzi w naszym kraju wiele niejasności i wątpliwości, a przecież są to skrzyżowania, które w założeniu miały uczynić ruch bardziej sprawnym i bezpiecznym. Taka sytuacja wynika z rozmaitych dowolnych interpretacji przepisów prezentowanych nie tylko przez kierowców, lecz niekiedy także policjantów przybyłych na miejsce zderzenia pojazdów.

Napisał do nas pan Jacek z Radomia:

"Zdarzyła się dla mnie rzecz bardzo przykra - stłuczka na rondzie. Niestety, ale w tym przypadku nie jestem sobie w stanie przypisać winy. Szczerze piszę do państwa, bo mam mega kaca moralnego z tego powodu. Do końca byłem i jestem przekonany, że nie mogłem inaczej się zachować w tej sytuacji . Sytuacja miała miejsce na tym samym rondzie, o którym pisaliście w ramach cyklu artykułów "Sprawa ronda w Radomiu".

Reklama

Policjant wcale nie chciał mnie słuchać. Twierdził, że zjeżdżający z ronda turbinowego mógłby mnie nawet uderzyć w tył i tak byłaby moja wina. Nie jestem w stanie z tym pogodzić się - taka interpretacja całkowicie wywraca moje podejście do jazdy na rondzie. Będę wdzięczny za państwa analizę i opinię co do sytuacji."

Nasz czytelnik przedstawił przebieg zdarzenia, jakie miało miejsce na rondzie ks. J. Popiełuszki. Kierował on żółtym samochodem i wjeżdżał na rondo ulicą B. Zwolińskiego. W tym samym czasie na rondo innym wlotem (Aleją Wojska Polskiego) wjeżdżał czerwony samochód.

Pan Jacek wjeżdżając na rondo musiał na chwilę zatrzymać się, aby ustąpić pierwszeństwa zielonemu autu jadącemu po zewnętrznym pasie ronda. Samochód czerwony nie musiał natomiast zatrzymywać się i wjechał na rondo ze znacznie większą prędkością.

Kiedy nasz czytelnik znalazł się już na rondzie, zajął zewnętrzny pas obwiedni i kontynuował jazdę po rondzie.

W tym czasie kierujący czerwonym autem rozpoczął zjeżdżanie z ronda i w wyniku tego doszło do zderzenia. Pojazd ten uderzył w lewe przednie drzwi samochodu naszego czytelnika.

Jeśli przebieg kolizji był rzeczywiście taki, jak opisuje to pan Jacek, to winę za jej spowodowanie ponosi wyłącznie kierujący czerwonym samochodem.

Należy zauważyć, że na wspomnianym rondzie nie ma wyznaczonych na obwiedni pasów ruchu. Tak przynajmniej wynika ze zdjęć satelitarnych dostępnych w internecie. Nie zmienia to jednak w żadnym stopniu oceny sytuacji, albowiem szerokość tej obwiedni wynosi ok. 8 metrów. Wynika stąd, że na obwiedni tego ronda występują dwa równoległe pasy ruchu, chociaż nie są wyznaczone. Innymi słowy, po rondzie tym mogą poruszać się obok siebie dwa pojazdy wielośladowe, a zatem mamy dwa pasy ruchu.

Jeżeli pasy ruchu nie są wyznaczone na jezdni, kierujący ma obowiązek wyobrazić sobie ich przebieg i nie wolno mu zajmować więcej niż jednego pasa ruchu. Wynika to z art. 1 pkt. 7 ustawy Prawo o ruchu drogowym: "Pas ruchu - każdy z podłużnych pasów jezdni wystarczający do ruchu jednego rzędu pojazdów wielośladowych, oznaczony lub nieoznaczony znakami drogowymi".

Nasz czytelnik po wjechaniu na rondo zajmował prawy pas obwiedni, natomiast kierujący czerwonym samochodem jechał po lewym, wewnętrznym pasie ronda. Chcąc je opuścić musiał zmienić pas ruchu, a tym samym ustąpić pierwszeństwa żółtemu pojazdowi, który znajdował się na sąsiednim, prawym pasie obwiedni ronda.

Na rondzie obowiązują te same zasady zmiany ruchu, jak w każdym innym miejscu, a określa je art. 22 ust. 4 ustawy: "Kierujący pojazdem, zmieniając zajmowany pas ruchu, jest obowiązany ustąpić pierwszeństwa pojazdowi jadącemu po pasie ruchu, na który zamierza wjechać".

Kierujący czerwonym samochodem ewidentnie nie respektował wymogów cytowanego wyżej przepisu. Można przypuszczać, że wjechał na rondo ze znaczną prędkością i liczył na to, że uda mu się przejechać przed żółtym samochodem naszego czytelnika.  Jeśli było tak, jak opisuje to pan Jacek, zupełnie niezrozumiała jest decyzja policjanta uznająca naszego czytelnika winnym spowodowania kolizji. 

Po pierwsze, rondo ks. J. Popiełuszki nie jest rondem turbinowym. Po drugie nie sposób pojąć, co policjant miał na myśli twierdząc, ze nawet w przypadku najechania na tył samochodu naszego czytelnika ponosiłby on winę za spowodowanie kolizji.

Zaznaczam jeszcze raz, że polegam tutaj na relacji czytelnika i szkicach nadesłanych przez niego, na podstawie których sporządziliśmy infografiki. Wina kierującego żółtym samochodem mogłaby być uznana tylko w takiej sytuacji, gdyby wjechał on na rondo w chwili, kiedy czerwony samochód poruszałby się już po obwiedni ronda i sygnalizował prawym kierunkowskazem zmianę pasa ruchu.

Wówczas kierujący żółtym autem, zgodnie ze wskazaniami znaków, wjeżdżając na rondo obowiązany jest ustąpić pierwszeństwa pojazdom, które już na obwiedni ronda znajdują się. Także tym, które zmieniają pas ruchu.

Gdyby zatem nasz czytelnik w taki sposób wjechał na rondo, to rzeczywiście byłby winny kolizji.

Jeśli jednak kierujący wjeżdżający na rondo zamierza zająć prawy pas obwiedni, a lewym pasem jedzie inny pojazd i nie sygnalizuje zamiaru zmiany pasa ruchu, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby ten wjeżdżający zajął prawy pas. Wówczas oba pojazdy będą poruszać się bezkolizyjnie sąsiednimi pasami ruchu. Zakładając, że opis zdarzenia nadesłany przez naszego czytelnika odpowiada rzeczywistości, trudno dziwić się, iż pan Jacek jest rozgoryczony werdyktem policjanta.

Warto przypomnieć wszystkim kierującym, że jeśli nie zgadzają się z oceną kolizji przedstawioną przez funkcjonariusza policji, to mają pełne prawo odmówić przyjęcia mandatu i wówczas policjant obowiązany jest skierować wniosek o ukaranie do sądu.

Wyroki sądów w Polsce są wprawdzie w dużej mierze loterią, ale można zakładać, że w takiej wątpliwej sytuacji sąd powoła biegłego, który dokładnie i obiektywnie przeanalizuje zdarzenie. Przynajmniej jest taka szansa. Warto też postarać się o możliwie dokładny materiał dowodowy: zeznania świadków, fotografie uszkodzonych pojazdów, nagranie z rejestratora itp.

Jadąc po rondach pamiętajmy też, że wielu kierowców zupełnie błędnie interpretuje przepisy i co gorsza, według takich wydumanych interpretacji jeździ. Uważajmy więc, jadąc zewnętrznym pasem, na pojazdy poruszające się obok, pasem wewnętrznym. Lepiej, zbliżając się do wylotu z ronda zwolnić, zachować zdwojoną czujność i w razie potrzeby przyhamować, przepuścić taki pojazd zjeżdżający z ronda, niż narazić się na kolizję.

Ja natomiast po raz kolejny apeluję do ministerstwa, aby wreszcie opracowano i opublikowano jasną i jednoznaczną interpretację przepisów odnoszących się do jazdy po rondach. Nie może być tak, że decyzja policjanta zależy od jego dowolnej interpretacji przepisów. Przepisy kodeksu drogowego powinny być jasne, jednoznaczne i nie mogą budzić żadnych wątpliwości.

Polski kierowca

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy