Sprawa ronda w Radomiu. Jest wyrok!
Zapewne pamiętacie opisywaną na naszych łamach pewną stłuczkę na rondzie w Radomiu. Kilka dni temu zapadł wyrok. Poniżej list, jaki napisał do nas kierowca Mitsubishi, czyli według sądu, sprawca kolizji.
Witam Państwa czytelników i szanowną redakcję po raz drugi! Wiele wody musiało upłynąć zanim Sąd Rejonowy w Radomiu X wydział karny wydał wyrok w sprawie o kolizji na rondzie.
Wyrok pierwszej instancji z dnia 30.04.2014r. brzmi- jestem winny spowodowania kolizji zgodnie art. 81 KW w związku z artykułem 25 ust 1 UPRD.
Wyrok został uzasadniony na rozprawie ustnie (wniosek o pisemne uzasadnienie złożyłem w dniu 5 maja 2014 r.) a uzasadnienie ustne brzmiało następująco:
1. Bez wątpliwości sąd stwierdza, że byłem winny ustąpić pierwszeństwa pojazdom znajdującym się na skrzyżowaniu.
2. Nie uprawdopodobniłem, że kierowca BMW nie miał włączonego kierunkowskazu w chwili włączania się do ruchu, gdyż nie znajduje się to w protokole policji. Ponadto o tym fakcie poinformowałem sąd dopiero po wyroku nakazowym.
3. Eksperyment dotyczący podważenia opinii biegłego tj. przejazd przez rondo z prędkością maksymalną dopuszczalną w żaden sposób nie odzwierciedla sytuacji w ruchu o godzinie 16 gdy ruch jest wzmożony.
4. Koszty sądowe w wysokości 620 zł. i 300 zł. mandatu pomimo faktu, że jestem studentem i nie posiadam własnego dochodu zostają na mnie nałożone ze względu na fakt "zdecydowanej" bezpodstawnie postawy w sądzie i doprowadzenia do konieczności powołania biegłego. Sąd nie znajduje podstaw, aby koszty sądowe ponosiło w tym postępowaniu społeczeństwo, gdyż nie potrafiłem docenić wyroku nakazowego sądu, który obniżył mój mandat z 500 zł do 300 zł. Środki na opłatę mogę zarobić w okresie wakacyjnym.
Tyle sąd. Teraz pragnę w paru krótkich słowach odnieść się do całej sytuacji i wyjaśnić "co dalej". W pierwszych słowach chciałbym podziękować portalowi Interia za zainteresowanie sprawą. (...) Gdyby nie redaktorzy i czytelnicy Interii też już dawno bym chyba zwątpił. Dziękuję zarówno tym, którzy "utopiliby mnie w łyżce wody" za to, co zrobiłem, jak również tym, którzy stanęli po mojej stronie.
Przez ostatnie dwa miesiące naczytałem się w komentarzach, jak bardzo chcę zrobić z siebie bohatera i jak bardzo się ośmieszam. Być może tak jest. Wydaje mi się, że robię to w imię wyższej idei, gdyż ja przeżyję jakoś te 900 zł. do zapłaty jeżeli przegram, natomiast sprawa wygląda na precedens w zakresie stanu faktycznego i myślę, że jej przebieg może wpłynąć na interpretację przepisów na skrzyżowaniach o ruchu okrężnym w znaczącym stopniu.
W tym miejscu odniosę się już bezpośrednio do wyroku. Po pierwsze nie zgadzam się z interpretacją sądu dotyczącą bezsporności mojej winy. Znowu pewnie posypie się lawina komentarzy w stylu "jak można nie respektować wyroków sądu" lub "jak można tak utrudniać życie biednemu pokrzywdzonemu kierowcy BMW".
Ja natomiast mam pewne podstawy, aby twierdzić, że stan faktyczny w sprawie został ustalony błędnie, jak również, że dowody w sprawie nie zostały poprawie "zważone".
Po pierwsze opinia biegłego z, którą będziecie się państwo mogli zapoznać jeżeli uprzejmość Interii na to pozwoli, nie zawiera żadnej podstawy prawnej do wyciągniętych wniosków. Jest jedynie w formie stwierdzenia bez podania skonkretyzowanej przyczyny dla jakiej biegły tak a nie inaczej ocenił stan faktyczny.
Żeby nie było wątpliwości - nie mam do niego o to pretensji, bo opierał się na dość marnym materiale dowodowym. Policja nie zabezpieczyła w dostateczny sposób w mojej ocenie dowodów w sprawie. Opinia opiera się o pewne założenia, które nie musiały odzwierciedlać stanu faktycznego.
Kolejna sprawa - kierunkowskaz. Tutaj należy podnieść, że sąd błędnie wskazał, że nie mówiłem przed wyrokiem nakazowym o kierunkowskazie.
Po pierwsze informację o tym, że nie widziałem ani ja ani mój pasażer kierunkowskazu wysłałem do sądu ponad tydzień przed wyrokiem nakazowym. Wcześniej w postępowaniu przygotowawczym mówiłem jedynie, że nie widziałem, kiedy kierowca BMW rozpoczął zmianę pasa ruchu.
Następnie pani sędzia nie powołała na świadków policjantów, a nawet pasażera, z którym jechałem. Jak zatem może ocenić, czy kierunkowskaz był czy nie na podstawie zeznań dwóch stron postępowania?
Sąd winny jest w mojej ocenie odnosić się do stanu faktycznego, a fakty nie do ustalenia winny być rozpatrywane na korzyść oskarżonego. Czy zapomniano już o podstawowej zasadzie procesowej "niewinny dopóki nie udowodni się mu winy"?
Co do eksperymentu. Owszem. Tak jak i powiedziałem w sądzie. Nie mogłem go prowadzić w godzinach takich, jak miała miejsce kolizja. Z prostej przyczyny. Sam bym się mógł przyczynić do powstania identycznej. Ponadto byłoby to wielce ryzykowne i chyba sam ze wstydu poszedłbym sam na siebie donieść na policję. Ale czy można zakładać z całą pewnością, że w okresie wzmożonego ruchu na rondzie nie powstała luka do wykonania przejazdu przy prędkości, którą demonstrowałem w filmiku? Moja teza brzmi - nie.
Ponadto nikt nawet nie pofatygował się, aby to sprawdzić. Moja ocena dotycząca zdarzenia pozostaje niezmienna - ustąpiłem pierwszeństwa przy wjeździe. Nie zmusiłem kierującego BMW do żadnego manewru swoim wjazdem. To on zmieniając pas ruchu zajechał mi drogę. Jak można mówić, że zajechałem drogę pojazdowi, który w chwili kolizji znajdował się przede mną? Jak można twierdzić, że do kolizji doszło przy wjeździe na rondo, gdy nawet kierowca BMW twierdzi, że doszło do niej przy zjeździe?
Jak można skazać kogoś wyrokiem sądu w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej uzależniając winę od okoliczności włączenia kierunkowskazu, jeżeli nie zostało to w żaden sposób poparte dowodami, a jedynie sprzecznymi zeznaniami stron postępowania?
I na koniec jak można obarczyć tak wysokimi kosztami postępowania sądowego osobę uczącą się i jeszcze uzasadniać to faktem zdecydowanej postawy?
Na te i inne pytania udzieli odpowiedzi Sąd Okręgowy - mam nadzieję w niedalekiej przyszłości...
Pozdrawiam Bartłomiej Dudek
Podyskutuj o tym także na Facebooku! To TUTAJ