Katastrofa autobusu w Warszawie, czyli mądry Polak po szkodzie

Wypadek autobusu miejskiego, który wydarzył się w Warszawie 25 czerwca, zbulwersował opinię publiczną, albowiem okazało się, że kierowca znajdował się pod wpływem amfetaminy. Przypomnijmy, że autobus przegubowy uderzył w barierę znajdującą się na wiadukcie, przebił ją i spadł na położoną poniżej drogę dla rowerów i trawnik. Jedna osoba poniosła śmierć, kilkanaście zostało rannych, w tym kilka osób znajduje się w ciężkim stanie.

Dziennikarzom udało się ustalić, że dwudziestoparoletni kierowca praktycznie nie miał doświadczenia w kierowaniu autobusami, gdyż kilka miesięcy wcześniej uzyskał dopiero uprawnienia. Ponadto wcześniej zatrzymano mu prawo jazdy za 13 popełnionych wykroczeń, co spowodowało przekroczenie limitu punktów karnych.

Brak doświadczenia kierowcy przewożącego ludzi autobusem miejskim nie jest wcale czymś wyjątkowym. Firmy autobusowe zatrudniają kierowców, którzy mają stosowne uprawnienia i właściwie nie interesuje ich, czy dana osoba ma jakiekolwiek doświadczenie czy nie.

Reklama

Potwierdzeniem takiego podejścia jest chociażby ogłoszenie tej samej firmy, w której pracował sprawca wypadku. Znalazłem na jednym z portali taki oto anons:

"Jeśli nie masz doświadczenia, wszystkiego cię nauczymy"... Tyle tylko, że firmy autobusowe nie prowadzą raczej specjalnych szkoleń, a cała nauka polega na kilkudniowej jeździe z pasażerami pod nadzorem tzw. patrona, czyli doświadczonego kierowcy. Nie stawiałbym zresztą braku doświadczenia kierowcy jako głównego zarzutu. Każdy to doświadczenie musi kiedyś zdobyć. Jeżeli firma przyjmowałaby tylko doświadczonych kierowców, to miałaby poważne braki kadrowe.

Rzecz jednak nie w tym, jakie ten kierowca miał doświadczenie, ale w jego podejściu do wykonywanej pracy. Tego nie są w stanie zweryfikować żadne kwalifikacje wstępne czy okresowe ani badania psychologiczne kandydatów na kierowców. Kiedyś już zresztą wskazywałem, że te kwalifikacje i badania często są fikcją zupełnie oderwaną od rzeczywistości.

Ponadto ten wypadek, spowodowany przez kierowcę autobusu znajdującego się pod wpływem narkotyków, nie jest bynajmniej pierwszym. W styczniu 2018 r. w Zabrzu kierowca autobusu potrącił na przejściu dla pieszych przechodzącą prawidłowo kobietę, która odniosła ciężkie obrażenia. Tamto zdarzenie było jednak mniej spektakularne niż spadnięcie autobusu z wiaduktu i dlatego szybko o nim zapomniano.

W ubiegłym roku napisałem tekst "Wsiadasz do autobusu? A skąd wiesz, czy kierowca jest trzeźwy?". Wskazywałem wówczas na coraz częstsze przypadki kierowania autobusami miejskimi przez osoby znajdujące się pod wpływem alkoholu albo narkotyków. Podkreślałem też konieczność znacznie dokładniejszych kontroli kierowców, którzy przewożą pasażerów w komunikacji publicznej. I co zrobiono w tej sprawie? Czy ktoś wziął sobie te uwagi do serca? Teraz publikowane są informacje, że nasilono kontrole w firmach autobusowych. Musiała wydarzyć się tragedia, by podjęto jakiekolwiek działania. Czyli jak zwykle - mądry Polak po szkodzie...

Dopiero po wypadku autobusu w Warszawie ustalono, że jego sprawca miał zatrzymane prawo jazdy za notoryczne popełniane wykroczenia w ruchu drogowym. Świadczy to, że mężczyzna ten wykazywał lekceważący stosunek do przepisów. Oczywiście, specjaliści przeprowadzający badania kierowców zawodowych nie mają możliwości sprawdzenia stanu ich punktów. Wystarczyłoby jednak postawić warunek, że każdy zgłaszający się do pracy jako kierowca zawodowy ma obowiązek dostarczyć uzyskane od policji zaświadczenie o stanie swojego konta punktowego za okres ostatnich 3-5 lat. To by już wiele mówiło o postawie i sylwetce kandydata na kierowcę.

Jeśli regularnie popełniasz wykroczenia, a nawet z tego powodu zatrzymano ci prawo jazdy, to raczej nie nadajesz na kierowcę, który ma przewozić ludzi autobusem. Trudno uwierzyć, by ktoś osobówką jeździł jak pirat drogowy, a za kierownicą autobusu stawał się nagle grzeczny i wzorowy. O czym tu jednak mówić, skoro część kierowców uzyskuje prawo jazdy na Ukrainie, na fikcyjnych kursach, a państwo polskie w majestacie prawa legalizuje takie dokumenty!

Kierowców autobusów jest wiele tysięcy i to naturalne, że w tak dużej grupie znajdą się czarne owce. Ludzie, którzy lekceważą podstawowe zasady bezpieczeństwa, w tym także obowiązek kierowania pojazdem w stanie absolutnej trzeźwości i abstynencji narkotykowej. Firmy odpowiedzialne za przewóz pasażerów w komunikacji publicznej powinny jednak mieć możliwość stosowania rygorystycznych kontroli. W coraz większej liczbie nowoczesnych autobusów instalowane są tzw. alko-locki czyli urządzenia blokujące zapłon w przypadku wykrycia oparów alkoholu. Nie są one jednak w stanie wykryć w organizmie kierowcy obecności narkotyków.

W XXI wieku niestety dotarły do nas najgorsze wzorce. Obecnie w naszym kraju zażywanie narkotyków stało się niemal powszechne. Używają ich studenci, a nawet uczniowie szkół średnich i podstawowych. W niektórych środowiskach korzystanie z prochów należy wręcz do dobrego tonu i jest uważane za coś całkiem normalnego. Amfetamina traktowana jest jako środek wspomagający, pozwalający pokonać zmęczenie, senność. Niczym suplement diety...  Wynika stąd również, że zainteresowani nie mają żadnych problemów z nabyciem takich środków.

Ten narkotyk oprócz sztucznego i chwilowego podniesienia sprawności organizmu powoduje jednak euforię, przecenianie swoich możliwości, nadmierną pewność siebie, czasem urojenia i halucynacje. Nie wspominam już o negatywnym oddziaływaniu na ośrodkowy układ nerwowy,a także na psychikę. Jeżeli ktoś chce niszczyć sobie swoje zdrowie i życie to jego sprawa. Taka osoba nie może być jednak w żadnym razie dopuszczona do kierowania pojazdem przewożącym dziesiątki ludzi. Pasażer, który wsiada do autobusu czy tramwaju, ma prawo ufać, że kierujący takim pojazdem jest w pełni sprawny.

Uważam, że należy wprowadzić regulacje prawne, które oddziaływałyby odstraszająco na innych kierowców komunikacji publicznej również zażywających narkotyki bądź spożywających alkohol. O tym wypadku na wiadukcie opinia publiczna również za jakiś czas zapomni, a kara wymierzona temu kierowcy, chociażby najbardziej surowa, nie odstraszy innych. Dlaczego? Bo ci inni będą uważać, że im wypadek się nie przytrafi, że im się uda.

W kodeksie karnym proponuję wprowadzić następujący artykuł: "Kto przewożąc pasażerów pojazdem komunikacji zbiorowej znajduje się w stanie nietrzeźwym albo w stanie po użyciu środków odurzających, podlega karze grzywny w wysokości 100 000 złotych (bez możliwości jej zmniejszenia) oraz obligatoryjnemu pozbawieniu uprawnień do wykonywania zawodu kierowcy zawodowego na zawsze."

Wystarczyłoby wówczas, że podczas rutynowej kontroli u takiego kierowcy wykryto by w organizmie alkohol albo narkotyki. Nie musiałby wcale spowodować żadnego wypadku, bo już samo pozostawanie pod wpływem alkoholu lub narkotyków oznaczałoby rażące lekceważenie bezpieczeństwa przewożonych pasażerów. Za taki czyn kierowca nie trafiałby za kraty (aby nie obciążać dodatkowo podatników), lecz ponosiłby niezwykle surową karę finansową, a także na zawsze byłby eliminowany z grona kierowców zawodowych.

Odważyłeś się pić przed jazdą? Brałeś narkotyki? To wiedziałeś, czym ryzykujesz! Nie masz pieniędzy na zapłacenie kary? To odpracujesz to w zakładzie pracy przymusowej albo będziemy ją ściągać z ciebie do końca twojego życia, z każdej wypłaty. No i nigdy już nie będziesz przewoził ludzi.  Rzecz jasna warunkiem skuteczności tego przepisu byłyby regularne kontrole kierowców komunikacji zbiorowej, przeprowadzone zarówno przez służby nadzoru komunikacji miejskiej jak i policję.

Szybko rozeszłaby się wieść, że jeden czy drugi kierowca przekreślił całe swoje życie i inni po prostu baliby się, że również natrafią na kontrolę. Taki środek pozwoliłby skutecznie wyeliminować z grona kierowców wszystkich tych, którzy "wiedzą lepiej", uważają, że narkotyk tylko pomaga i podnosi sprawność, którzy sztucznie się wspomagają albo nie potrafią powstrzymać od picia.

Chcę podkreślić, że mam świadomość jak bardzo ciężka i odpowiedzialna jest praca kierowcy autobusu czy motorniczego tramwaju. Sam przez jakiś czas kierowałem autobusem. Ogromna większość kierowców autobusów to prawdziwi fachowcy, ludzi pracujący z pełnym zaangażowaniem i mogący być wzorem dla innych. Myślę, że wszyscy oni zgodzą się zemną, iż z grona prawdziwych profesjonalistów trzeba zdecydowanie eliminować ludzi nieodpowiedzialnych, którzy ośmielają się wsiąść za kierownicę po wypiciu alkoholu albo zażyciu narkotyków. To leży w waszym interesie, a przede wszystkim w interesie przewożonych pasażerów. I temu powinno służyć mądre prawo.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy