Czy wiesz, która strona jest prawa, czyli jak uprościć przepisy

Analizując od wielu lat przepisy ruchu drogowego i różne skomplikowane sytuacje na skrzyżowaniach, powtarzam wciąż, że polski kodeks drogowy jest za bardzo skomplikowany i zagmatwany. Dotyczy to również kwestii bodaj najważniejszej: pierwszeństwa. Dziś chcę wam przedstawić pomysł, który zdecydowanie uprościłby zasady ruchu.

Osoby, które tworzą prawo drogowe, zapominają o najważniejszej rzeczy: najlepszy nawet przepis nie jest nic wart, jeśli uczestnicy ruchu nie znają go albo nie rozumieją. Co jakiś czas czytam na różnych forach dla instruktorów nauki jazdy burzliwe dyskusje o tym, kto ma pierwszeństwo. Instruktorzy, czyli osoby, które mają szkolić kierowców, toczą zajadłe spory, prezentując różne interpretacje, a przy tym nie szczędzą sobie epitetów w rodzaju: "nie masz racji, głąbie", "nic nie rozumiesz, tumanie" itd. No cóż, nie ma to jak merytoryczne argumenty...

Reklama

Jeśli jednak instruktorzy, a często także egzaminatorzy i policjanci, różnie interpretują ten sam przepis, to coś jest chyba nie w porządku. Warto też pamiętać, że zupełnie inaczej analizuje się kwestię pierwszeństwa na rysunkach, niż zza kierownicy samochodu. Kierowca ma często na podjęcie decyzji 1-2 sekundy. Ponadto nikt nie zapewnia mu oglądu całego skrzyżowania z lotu ptaka. Niektóre elementy oznakowania, a nawet drogi wlotowe, mogą być w danym momencie niewidoczne. Mimo to kierujący obowiązany jest podjąć prawidłową decyzję: mogę jechać czy ustępuję pierwszeństwa?

To, co dzieje się w polskich przepisach ruchu, zakrawa często na paranoję. Zawiłe zasady powodują, że kierowcy i tak jeżdżą na wyczucie albo, co gorsza, dorabiają sobie własne domorosłe teorie.

Jak to jest obecnie?

Na pierwszym rysunku mamy zwykłe czterowlotowe skrzyżowanie równorzędne:

Który z pojazdów ma pierwszeństwo? Oczywiście żółty samochód, bo nadjeżdża z prawej strony.

Z polskich przepisów wynika, że pojazd żółty ma pierwszeństwo w stosunku do czerwonego niezależnie od tego, w jakim kierunku będzie jechał.

Art. 25. ust 1 . ustawy Prawo o ruchu drogowym stanowi:

"Kierujący pojazdem, zbliżając się do skrzyżowania, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa pojazdowi nadjeżdżającemu z prawej strony, a jeżeli skręca w lewo - także jadącemu z kierunku przeciwnego na wprost lub skręcającemu w prawo."

Przepis ten interpretuje się następująco: kolejność przejazdu ustala się przed skrzyżowaniem. Z tej interpretacji wynika jednak poważne zamieszanie, jest ona źródłem wielu niejasności.

Kierowca czerwonego samochodu, zbliżając się do skrzyżowania i widząc, że żółty samochód nadjeżdżający z prawej strony ma włączony lewy kierunkowskaz, zazwyczaj przypuszcza, iż żółte auto będzie skręcać w lewo. W takiej sytuacji pojazdy wyminęłyby się bezkolizyjnie, bo kierowca czerwonego samochodu zamierza skręcić w prawo. Okazuje się jednak, że żółty samochód zawraca. I co wtedy? Może dojść do kolizji:

Jeszcze gorzej jest, gdy zamiast żółtej osobówki z prawej strony nadjeżdża np. duży bus. Taki pojazd nie będzie w stanie zawrócić w takim sam sposób, lecz musi wykonać na skrzyżowaniu dużą pętlę.

Wyobraźcie sobie teraz następującą sytuację: przed czerwonym autem jedzie duża ciężarówka, która na skrzyżowaniu też skręca w prawo. Gabaryty ciężarówki powodują, że kierowca czerwonego samochodu w ogóle nie widzi szarego busa:

Ciężarówka skręciła i po jej przejechaniu oczom kierowcy czerwonego samochodu ukazuje się nagle szary bus, który sprawia wrażenie, iż nadjechał z przeciwka i będzie skręcał w lewo. Skąd ma wiedzieć kierujący czerwonym samochodem, że bus nadjechał z prawej strony, zamierza zawrócić i wykonał już pół pętli?

Podobnie jest na skrzyżowaniach ze znakami drogowymi określającymi pierwszeństwo:

Pojazd żółty znajduje się na drodze z pierwszeństwem. Skąd jednak ma wiedzieć kierujący czerwonym autem, że żółta osobówka będzie zawracać? Znowu może dojść do kolizyjnej sytuacji:

Jeszcze bardziej skomplikowane sytuacje występują na skrzyżowaniach z pierwszeństwem łamanym:

Który z pojazdów ma tutaj pierwszeństwo? Oczywiście żółta furgonetka. A co będzie, jeśli ta furgonetka nie zamierza skręcić w lewo, lecz zawrócić?

Wyjaśniałem już jakiś czas temu, że w tej sytuacji pierwszeństwo przysługuje pojazdowi czerwonemu. Warto jednak nadmienić, że w tej kwestii również toczył się zaciekły spór pomiędzy instruktorami i egzaminatorami.

Poważne problemy występują też podczas zawracania na rozbudowanych skrzyżowaniach. Popatrzcie na kolejny rysunek:

Kierujący czerwonym autem wyjeżdża z drogi podporządkowanej, natomiast żółty samochód zawraca na drodze z pierwszeństwem. Skąd jednak ma wiedzieć kierowca czerwonej osobówki, z jakiego kierunku nadjechał żółty pojazd?

A teraz zobaczmy odmienną sytuację:

Granatowy samochód znajduje się w tej samej pozycji, co żółte auto na poprzednim rysunku. Tyle tylko, że granatowy pojazd też wyjechał z drogi podporządkowanej. Czy kierujący czerwonym autem ma się tego domyślać albo zgadywać?

Takie interpretacje prowadzą właśnie do paranoi. Kierujący czerwonym samochodem ma ustąpić pierwszeństwa żółtemu autu, ale granatowemu już nie?

I jeszcze sprawa pojazdów wjeżdżających na skrzyżowanie wlotem z drogi wewnętrznej. Również o tym już pisałem.

W tej sytuacji czerwony samochód, wyjeżdżając z drogi wewnętrznej, formalnie włącza się do ruchu. Oznacza to, że musi ustąpić pierwszeństwa wszystkim innym uczestnikom ruchu, nawet tym skręcającym w lewo.

Tyle tylko, że prawidłowe rozpoznanie drogi wlotowej jako drogi wewnętrznej może być poważnie utrudnione. Zmusza kierowcę do obserwacji znaków na wlocie, do dodatkowego analizowania sytuacji. Wystarczy, że znak "droga wewnętrzna" zostanie zasłonięty w tym momencie przez inny pojazd, np. dużą ciężarówkę. Co wówczas, skąd kierujący żółtym autem ma wiedzieć, że czerwona osobówka wyjeżdża z drogi wewnętrznej?

Te zasady muszą być proste i jednoznaczne

A teraz moja propozycja. Artykuł 25. Prawa o ruchu drogowym należy zmodyfikować następująco:

"Art. 25. 1. Kierujący pojazdem, zbliżając się do skrzyżowania, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa na skrzyżowaniu pojazdowi nadjeżdżającemu z prawej strony, także w sytuacji, kiedy kierujący skręca w lewo lub zawraca, a podczas przecinania się torów jazdy inny pojazd znalazłby się z jego prawej strony."

Ta zmiana miałaby bardzo istotne znaczenie. Zostałby zachowany dotychczasowy warunek  ustąpienia pierwszeństwa podczas skręcania w lewo pojazdowi jadącemu z przeciwka prosto lub skręcającemu w prawo. W każdej z tych sytuacji tory pojazdów przecinają się i pojazd jadący prosto lub skręcający w prawo zawsze znajdzie się z prawej strony naszego toru jazdy.

Tak zmodyfikowany przepis oznaczałby zarazem, że jeśli dojdzie do przecięcia się torów jazdy podczas zawracania, to pierwszeństwo ma również ten pojazd, który znajduje się z prawej strony. Popatrzcie na rysunki:

W tej sytuacji, podczas zawracania tor jazdy żółtego samochodu przecina się z torem jazdy auta czerwonego i czerwona osobówka znajduje się z prawej strony, a więc to ona ma pierwszeństwo.

Podobnie w tej sytuacji. Zgodnie z proponowaną przeze mnie modyfikacją przepisów czerwony samochód ma jednoznacznie pierwszeństwo przed busem. Dlaczego? Dlatego, że gdyby oba pojazdy nadal jechały, to nieuchronnie osobówka znajdzie się z prawej strony busa.

W tej sytuacji pierwszeństwo należy rozpatrywać tak, jakby żółty samochód nie zawracał, ale skręcał w lewo. A zatem znowu pierwszeństwo ma czerwona osobówka, mimo że wyjeżdża z drogi podporządkowanej.

Analogicznie będzie w przypadku pierwszeństwa łamanego. Tory pojazdów przecinają się i czerwona osobówka ma pierwszeństwo, gdyż znajduje się z prawej strony.

To samo podczas zawracania na rozbudowanym skrzyżowaniu. Pojazd czerwony znajduje się z prawej strony, więc ma pierwszeństwo. Jasno i prosto, bez analizowania, kto i skąd nadjechał.

Proponuję również usunięcie z art. 17 ust 1. pkt. 1 zapisu, że włączanie się do ruchu następuje przy wjeżdżaniu na drogę z drogi niebędącej drogą publiczną oraz ze strefy zamieszkania.

W praktyce kierującemu bardzo trudno jest odróżnić, czy dana droga jest drogą wewnętrzną lub stanowi wyjazd ze strefy zamieszkania. Wizualnie takie drogi niczym się nie różnią.  Są to zresztą kwestie mające bardziej znaczenie administracyjne i formalne, niż związane z organizacją ruchu. Jeżeli taka droga dochodzi do skrzyżowania z innymi drogami, to powinna być traktowana jak każda inna droga publiczna.

Wówczas oczywiście czerwony samochód miałby pierwszeństwo przed granatowym, mimo że wyjeżdża z drogi wewnętrznej. Skończyłoby się zgadywanie, domyślanie się, a także stwarzanie niepotrzebnie konfliktowych sytuacji.

Złota zasada prawej ręki

Zmierzam do tego, by we wszystkich sytuacjach, kiedy to tory jazdy różnych pojazdów przecinają się, kierujący stosował wyłącznie zasadę prawej ręki. Oczywiście nie proponuję zniesienia znaków drogowych określających pierwszeństwo ani sygnalizacji świetlnej. Jednak wszędzie tam, gdzie dochodzi do przecięcia się toru jazdy naszego auta z torem jazdy innego pojazdu i mamy wątpliwość, komu przysługuje pierwszeństwo, stosujemy po prostu uniwersalną zasadę pierwszeństwa dla prawej strony. Bez konieczności wdawania się w długie analizy, spory, zawiłe rozważania. Widzisz pojazd z prawej? To musisz go przepuścić. Proste, prawda?

Takie zasady byłyby w pełni przyswajalne dla wszystkich kierowców, wręcz instynktowne.  Nie jest przecież tajemnicą, że ludziom coraz trudniej przychodzi myślenie. Wielu nie rozumie nawet tego co czyta. Czy można zatem oczekiwać, że kierowcy będą studiować zawiłe analizy publikowane przez ekspertów?

Zasada pierwszeństwa dla nadjeżdżających z prawej strony jest powszechnie stosowana na przykład we Francji i tam doskonale zdaje egzamin. Obowiązuje także na rondach:

Okazuje się, że mimo pozornego chaosu, braku jakichkolwiek wyznaczonych pasów ruchu, można sprawnie przejechać przez takie rondo. U nas niestety dąży się do sformalizowania i ujęcia w ramy przepisów wszystkich aspektów ruchu drogowego. Jest to i tak wysiłek daremny, bo życie będzie zawsze bogatsze od przepisów, natomiast nadmiar regulacji prawnych sprawia, że tak naprawdę nikt ich nie zna. Jest to więc sztuka dla sztuki, a może raczej biurokracja dla biurokracji, pozbawiająca kierowców możliwości samodzielnego myślenia.

Mam świadomość, że gdyby takie rondo zainstalować w Polsce, to w pierwszych dniach dochodziłoby tam do setek kolizji, a także bójek, nie mówiąc już o wyzwiskach. Przypuszczam jednak, że po paru tygodniach nauczylibyście się naprawdę jeździć, myśleć za kierownicą i uważnie obserwować drogę. Przecież, szanowni polscy kierowcy, nie jesteście chyba gorsi od Francuzów?

Polski kierowca


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy