Zginął zaledwie 100 metrów od domu

Fizyki nie da się oszukać.

Zasada zachowania pędu jest nieubłagana i nie podlega dyskusji. Wynika z niej jasno, że duży (a właściwie cięższy) może więcej. Brutalne, ale prawdziwe.

Niestety dowodów na słuszność naukowych teorii codziennie dostarcza nam drogowa rzeczywistość. Są sytuacje, w których ani poduszki powietrzne, ani strefy kontrolowanego zgniotu nie dadzą nam nawet najmniejszych szans na to, by wyjść z opresji w jednym kawałku. Do większości tego typu zdarzeń dochodzi na przejazdach kolejowych.

Niestety, jak pokazuje smutny wypadek Janusza Kuliga, często również na tych strzeżonych. Dlaczego?

Wiele przejazdów kolejowych wymaga natychmiastowego remontu. Są w fatalnym stanie. Dotyczy to zarówno mechanizmów i zapór, oraz nawierzchni, na której nietrudno o poważne uszkodzenie samochodu. Sporo przejazdów jest też niezbyt fortunnie usytuowanych. Sąsiedztwo drzew i budynków ogranicza widoczność. Ale to tylko jedna strona medalu.

W większości przypadków za wypadek na przejeździe kolejowym nie odpowiada PKP. Winni są głównie kierowcy. Ignorowanie znaków stopu, czy przejeżdżanie przez przejazd bez zdejmowania nogi z gazu może mieć tragiczne skutki. Liczenie na szczęście nie jest zbyt mądrym rozwiązaniem.

To, że do tej pory zawsze się udawało nie oznacza, że będzie tak i tym razem...

Reklama

Wczoraj szczęście odwróciło się od kierowcy dostawczego lublina, który nie zatrzymał się przed przejazdem kolejowym w miejscowości Suchatówka koło Torunia. Samochód wpadł pod rozpędzony pociąg towarowy. Kierowca zginął na miejscu zaledwie 100 metrów od własnego domu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: oszukać | 100 | zginął
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy