Używane, czyli polowanie na jelenia

Kupowanie samochodu używanego przypomina zawody łowieckie. Chociaż przyszły nabywca widzi siebie w roli polującego na okazję myśliwego, często sam zmienia się w zwierzynę.

Kupić, nie kupić?
Kupić, nie kupić?INTERIA.PL

Nieuczciwi handlarze mają kilka sprawdzonych sposobów, by zmylić czujność i podejść "jelenia". Jednym z nich jest powszechna praktyka cofania liczników.

W Internecie aż roi się od wskazówek, jak rozpoznać, czy dany samochód legitymuje się oryginalnym przebiegiem. Niestety, większość z nich jest dla przeciętnego człowieka zupełnie nieprzydatna.

Fachowcy radzą np., by przed zakupem skupić się na ocenie kondycji wnętrza, która powiedzieć nam może coś więcej na temat sposobu eksploatacji auta. Jest w tym, rzecz jasna, sporo racji, ale by prawidłowo ocenić stopień wyeksploatowania wnętrza, trzeba przecież doskonale znać interesujący nas model. W różnych samochodach kierownice, drążki zmiany biegów czy tapicerki zużywają się bowiem w różny sposób. Handlarze często wymieniają również zużyte elementy, więc ta metoda ma kilka słabych punktów.

Cofany? Czy nie cofany?

Czy istnieje metoda pozwalająca uchronić się przed zakupem auta z cofniętym licznikiem? Tak, ale dla większości obywateli jest ona raczej nieosiągalna. Stuprocentową pewność będziemy mieli wyłącznie, jeśli zdecydujemy się na samochód fabrycznie nowy...

Zawsze można też kupić pojazd używany taki, który oferowany jest przez dealera konkretnej marki z pakietem gwarancyjnym i certyfikatem potwierdzającym wiarygodność wskazań licznika. Niestety, według standardów większości marek, samochody oferowane w komisach dealerskich nie mogą być starsze niż 5-6 lat, co znacznie ogranicza podaż i przekłada się na wysokie ceny. A Polaków często nie stać na tego typu auta, pamiętajmy, że średni wiek samochodu w naszym kraju to 14 lat.

Uchronić się przed oszustami

W jaki sposób można więc uchronić się przed oszustami? Prawdę mówiąc, najskuteczniejsze okazują się sposoby najprostsze. Jeśli wpadło nam w oko konkretne auto, poszukajmy w ogłoszeniach podobnego samochodu. Handlarze często wymieniają się pojazdami między sobą, z każdym kolejnym właścicielem licznik kręci się do tyłu.

Przykładów ogłoszeń dotyczących tego samego auta są w sieci setki. W kilka minut można więc prześledzić "krajową" historię pojazdu. Jeśli w ogłoszeniu istnieje adnotacja "sprowadzony z zagranicy" dobrze jest również poszukać samochodu na niemieckich portalach ogłoszeniowych. Aktywne przez kilkanaście dni ogłoszenia pozwalają zweryfikować przebieg podawany przez handlarza.

Najprostszą metodą na to, by nie dać "zrobić się w balona" będzie jednak zaakceptowanie specyficznych warunków polskiego rynku i pogodzenie się z tym, że samochód, jaki mamy zamiar kupić przejechał więcej niż wynikałoby to z rzędu ustawionych przez handlarza cyferek. Cofanie liczników to nic innego, jak... dostosowywanie się handlarzy do warunków panujących na rynku.

Czy przebieg jest ważny?

Przez wiele lat PRL utarło się przekonanie, że auto z przebiegiem 120 tys. km nadaje się wyłącznie do kapitalnego remontu. Założenie takie sprawdzało się w przypadku syrenek, maluchów czy dużych fiatów, ale z współczesnymi samochodami ma ono niewiele wspólnego.

Każdy z nas chciałby przecież kupić 3-letniego mercedesa z przebiegiem 30 tys km za cenę 15 tys. zł.

W konstrukcji pojazdów zaszły ogromne zmiany (np. wał korbowy podparty na większej ilości łożysk), do budowy mechanizmów wykorzystuje się stopy lepszej jakości. Dlatego właśnie silniki współczesnych samochodów bez problemu osiągają przebiegi rzędu 400 tys. km do naprawy głównej.

Oczywiście przebieg wpływa również na stan innych podzespołów, ale jeśli tylko samochód był prawidłowo serwisowany, większość z nich już dawno została przecież wymieniona. Pamiętajmy, że elementy takie, jak: sprzęgło, tarcze hamulcowe, amortyzatory czy wahacze to przecież części eksploatacyjne, które wymienia się z wiekiem.

Dlatego właśnie zamiast zawracać sobie głowę przebiegiem, skupmy się na ocenie kondycji technicznej interesującego nas auta. Już za 50 zł na najbliższej stacji diagnostycznej uda nam się sprawdzić stan zawieszenia - badanie czystości spalin powie nam również w jakiej kondycji znajduje się silnik. Organoleptycznie możemy też sprawdzić, czy z przekładni kierowniczej i układu chłodzącego nie wyciekają płyny.

To zrozumiale, że każdy z nas chciałby przecież kupić 3-letniego mercedesa z przebiegiem 30 tys km za cenę 15 tys. zł, ale bądźmy realistami. Przeciętny kompakt czy samochód klasy średniej przejeżdża rocznie 20 tys. km, czyli około 50 km dziennie. Nie łudźmy się, że jeśli sami przejeżdżamy mniej, to robią tak wszyscy. W Niemczech normą jest np. dojeżdżanie 50 km czy 100 km w jedną stronę do pracy, u naszych zachodnich sąsiadów istnieje bowiem coś takiego, jak autostrady.

Nierzadko w niemieckich ogłoszeniach spotkać można trzyletnie, "poflotowe" diesle w świetnej kondycji i z przebiegiem rzędu 300 tys. km.

Dlatego właśnie lepiej od razu przyjąć, że sprowadzony dziesięciolatek przejechał już w swoim życiu 200-250 tys. km i zamiast tracić czas na poszukiwania "yeti" (którego podobno ktoś kiedyś widział), skupić się na ocenie kondycji technicznej konkretnego auta.

Pamiętajmy też, że w przypadku diesli roczny przebieg może być nawet trzykrotnie wyższy niż wspomniane 20 tys. kilometrów. Na Zachodzie zakup auta z silnikiem wysokoprężnym wiąże się bowiem z dużo większymi opłatami. Poza różnicą w cenie zakupu, za samochody z silnikiem wysokoprężnym trzeba też zapłacić wyższe ubezpieczenie i podatek drogowy. Pojazdy muszą więc na siebie zarobić. Nierzadko w niemieckich ogłoszeniach spotkać można trzyletnie, "poflotowe" diesle w świetnej kondycji i z przebiegiem rzędu 300 tys. km.

Zawsze warto więc mieć na uwadze, że "stan licznika" to nie to samo co przebieg, a duży przebieg to nie to samo, co zły stan techniczny.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas