Aktywiści terroryzują właścicieli aut. Skrajnie niebezpieczne zjawisko

Francuska policja walczy z bardzo niebezpieczną modą. Chodzi o ortodoksyjnych "ekologów", którzy - nocami - spuszczają powietrze z kół samochodów. Za cel obierają głównie duże i paliwożerne suvy, oszczędzając auta elektryczne i hybrydowe. Wcześniej zjawisko zanotowano też w innych krajach Starego Kontynentu.

Niebezpieczna moda przywędrowała do Francji z Wielkiej Brytanii, gdzie już w kwietniu media rozpisywały się o grupie przedstawiającej się jako  "Tyre Extinguishers".

"Przebijacze opon", czyli Tyre Extinguishers. Moda przyszła z Wysp Brytyjskich

Brytyjscy "przebijacze opon" motywują swoje działanie "bezczynnością rządów i polityków", które "nie uchroniły nas przed tymi ogromnymi pojazdami". O samych suvach mówią,  że "nienawidzą ich wszyscy z wyjątkiem właścicieli".

Jeszcze w maju "Tyre Extinguishers" deklarowali, że ich akcja objęła już ponad 3 tys. pojazdów na terenie Zjednoczonego Królestwa. Z wpisów w mediach społecznościowych wynika, że cel to 10 tys. unieruchomionych pojazdów do końca roku.

Reklama

Unieruchomione pojazdy nowym problemem francuskiej policji

Kontrowersyjna akcja, polegająca na spuszczaniu powietrza z kół dużych i paliwożernych pojazdów, zatacza coraz szersze kręgi. Z patologicznym zjawiskiem zmagają się właśnie francuscy policjanci. Najwięcej tego typu zgłoszeń dotyczy obecnie Paryża i Bordeaux.

Lokalne władze obawiają się jednak, że zjawisko wkrótce przybierze na sile. Aktywistyczne fora i profile w mediach społecznościowych chętnie udostępniają bowiem wskazówki dotyczące spuszczania powietrza z opon samochodów. Jeśli wierzyć "ekologicznym" profilom, podobne akty wandalizmu coraz częściej odnotowywane są też m.in na terenie Niemiec czy Szwecji.

Aktywiści w natarciu, prokuratura w gotowości. Tragedia to kwestia czasu?

Przedstawiciele francuskiego wymiaru sprawiedliwości ostrzegają, że sprawcy tego rodzaju aktów wandalizmy będą ścigani i karani "z całą surowością". Policjanci starają się tłumaczyć "aktywistom klimatycznym", że ich działania są skrajnie nieodpowiedzialne i prowadzić mogą do prawdziwych tragedii. Unieruchomiony pojazd to nie tylko problem z dojazdem do pracy czy zawiezieniem dzieci do szkoły, ale też brak możliwości szybkiego dostania się chociażby do placówek służby zdrowia.

Aktywiści nie widzą w swoim działaniu nic złego tłumacząc, że nie niszczą mienia, a jedynie starają się "utrudnić życie" kierowcom paliwożernych pojazdów. Problem w tym, że mało który kierowca każdego ranka sprawdza stan ogumienia swojego pojazdu, a już kilka metrów pokonanych na oponie bez powietrza potrafi ją uszkodzić. Trzeba też zdawać sobie sprawę, że w efekcie takiej jazdy powstawać mogą - niezauważalne dla kierowcy - uszkodzenia wewnętrznego opasania opony. Po takim incydencie zdecydowanie rośnie więc ryzyko "wystrzału", zwłaszcza w czasie szybkiej, autostradowej jazdy, gdy opona mocno się nagrzewa.

Mają dość SUV-ów. Za karę spuszczają powietrze z opon

Działania "aktywistów klimatycznych" mogą więc mieć tragiczne skutki, zwłaszcza że dotyczą dużych i ciężkich pojazdów. Nie trzeba chyba dodawać, że w razie wystrzału opony kierowca ma nikłe szanse na opanowanie samochodu, a w następstwie takich zdarzeń ucierpieć mogą osoby postronne.

Jedyną formą zabezpieczenia się przed takim zdarzeniem jest zakup nowego kompletu ogumienia. W przypadku najdroższych suvów rzeczywiście stanowi to duże obciążenie dla portfela. Komplet nowych opon generować może koszty na poziomie kilkudziesięciu (!) tysięcy złotych. "Ekologiczny" sens działań aktywistów stoi jednak pod dużym znakiem zapytania. Uszkodzone opony trzeba przecież zutylizować i zastąpić fabrycznie nowym kompletem, którego wyprodukowanie nie pozostaje przecież bez wpływu na ślad węglowy...

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przebita opona
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy