Polska straż graniczna w samochodach na prąd. Czy to ma sens?

Straż graniczna kupiła 27 nowych samochodów elektrycznych. Czy biorąc pod uwagę specyfikę pracy funkcjonariuszy, auta te będą w stanie sprostać stawianym im zadaniom? Czy pieniądze wydane na ich zakup nie pójdą w błoto? Straż Graniczna rozwiewa wątpliwości.

Straż graniczna z nowymi samochodami. Kupiono 27 elektryków

Wskutek podpisanych w lipcu i sierpniu tego roku umów straż graniczna odebrała 27 Citroenów e-C4. Jak poinformowano, ich łączna wartość to 5,4 mln złotych. Samochody mają trafić do następujących oddziałów straży granicznej:

  • Bieszczadzkiego
  • Karpackiego
  • Śląskiego
  • Nadodrzańskiego
  • Morskiego
  • Nadwiślańskiego

Straż graniczna nie informuje w jakich specyfikacjach są zakupione elektryczne Citroeny. Warto jednak dodać, że e-C4 oferowany jest w dwóch wariantach napędowych. Do wyboru mamy układ o mocy 136 lub 156 KM. W obu odmianach samochód oferuje 260 Nm momentu obrotowego. W słabszej wersji do 100 km/h rozpędzi się równo 10 sekund. Mocniejsza potrzebuje na to 9,2 sekundy. W zależności od zakupionego wariantu wyposażeniowego i napędu ceny auta mogą wynieść od 179 650 zł do 198 650 zł.

Reklama

Czy korzystanie z elektryków przez straż graniczną ma sens?

Zapewne dla wielu decyzja straży granicznej, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jesteśmy u progu zimy, może brzmieć dość abstrakcyjnie. To, że niska temperatura znacząco wpływa na zasięg auta elektrycznego, już dla nikogo nie jest zaskoczeniem. Jakiś czas temu jej wpływ na auto na prąd sprawdził norweski serwis motoryzacyjny "Motor". Każdy z 29 wytypowanych elektryków miał przejechać dystans liczący ok. 1 tys. km. W trakcie podróży temperatury wahały się od -5 do -10 stopni Celsjusza, czyli nie były to arktyczne mrozy. Mimo tego, w takich warunkach niektóre auta traciły nawet do 35 proc. zasięgu. 

Warto tutaj też pamiętać o pracy ogrzewania. Energię potrzebną do jego działania samochód pobiera z akumulatora trakcyjnego, a to również przyczynia się do spadku zasięgu. Ponadto straż graniczna, szczególnie biorąc pod uwagę sytuację na naszej wschodniej granicy, stale działa w terenie. Mogą więc pojawić się obawy, że elektryczne Citroeny nie będą w stanie wywiązać się z postawionych przed nimi zadań, a ponad 5 mln złotych to pieniądze wyrzucone w błoto.

Straż graniczna rozwiewa wątpliwości. Gdzie będą służyć auta elektryczne?

Straż graniczna w swoim komunikacie rozwiewa jednak wątpliwości dotyczące przeznaczenia kupionych elektryków. Auta mają być przede wszystkim wykorzystywane na lotniskach. Jak wskazano, auta spalinowe, które służą w portach lotniczych, "muszą być w ciągłej gotowości do użycia". To oznacza, że wciąż mają włączone silniki, a to przekłada się na zużycie paliwa, emisję szkodliwych substancji do atmosfery oraz hałas pracujących jednostek. W tych aspektach straż graniczna dostrzega przewagę aut elektrycznych względem swoich spalinowych odpowiedników. 

Ponadto w ramach współpracy z innymi służbami samochody mają być wykorzystywane do "wykonywania zadań związanych z zapobieganiem przestępstwom i wykroczeniom przeciwko środowisku". Oznacza to, że samochody będą przede wszystkim przemieszczać się po portach lotniczych i miastach. Z tego też względu nie trzeba przesadnie martwić się o kwestie zasięgu i ładowanie, ponieważ punkty uzupełniania energii będą stosunkowo łatwo dostępne. Biorąc pod uwagę minusy użytkowania aut spalinowych w takich warunkach, wybór elektryków może być faktycznie bardzo dobrym pomysłem

Straż graniczna inwestuje jednak nie tylko w samochody na prąd. W listopadzie tego roku zawarto umowy na zakupy 20 sztuk Forda Rangera (umowa o wartości prawie 5,6 mln zł), 20 sztuk Forda Turneo Custom (5,4 mln zł) i 40 quadów KL BRUTE FORCE 750 (prawie 4,6 mln zł).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Straż Graniczna | Citroen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy