Najgłośniejsza afera ostatnich lat. Szef ma zapłacić firmie 10 mln euro!

10 mln euro zapłacić ma Martin Winterkorn - były szef Volkswagena - firmie z Wolfsburga w ramach "rekompensaty" za aferę dieselgate.

Wewnętrzne śledztwo wykazać miało, że Winterkorn ponosić ma odpowiedzialność za najgłośniejszą motoryzacyjną aferę ostatnich lat. O szczegółach zawartej między stronami ugody informuje Reuters. Agencja powołuje się na własne źródła i zastrzega, że publikowane informacje są nieoficjalne i mogą ulec zmianie. Wciąż toczyć się mają bowiem rozmowy dotyczące zadośćuczynienia ze strony byłego szefa. Szczegóły poznamy dopiero w lipcu, gdy rada nadzorcza poinformuje o nich walne zebranie akcjonariuszy.

Przypominamy, że Martin Winterkorn dzierżył ster władzy w koncernie Volkswagena od 2009 roku. Ustąpił ze stanowiska 23 września 2015 roku, wkrótce po tym, jak amerykańscy naukowcy udowodnili, że niemiecki producent stosował nielegalne oprogramowanie mające wykrywać, czy samochód nie jest właśnie poddawany procedurze testu emisji i zmieniać parametry pracy silnika oraz układu oczyszczania spalin. Jeszcze we wrześniu 2015 roku Winterkorn publicznie przepraszał za oszustwo, ale do dziś utrzymuje, że stawiane mu przez sąd w Brunszwiku zarzuty (oszustwo, manipulacje, zatajenie informacji) są pozbawione podstaw. Zdaniem Reutersa, w ramach ugody z byłym pracodawcą, Winterkorn zapłacić ma niemieckiemu koncernowi kwotę 10 mln euro.

Reklama

To stosunkowo niewielka "kara" biorąc pod uwagę, że do tej porty koszty poniesione przez Volkswagena w związku z aferą dieselgate wyceniane są na ponad 32 mld euro! Wewnętrzne śledztwo Volkswagena wykazać miało, że w wyniku działań Winterkorna nie doszło do "kompleksowego i niezwłocznego wyjaśnienia okoliczności stosowania niezgodnych z prawem funkcji oprogramowania w silnikach wysokoprężnych 2.0 TDI sprzedawanych na rynku północnoamerykańskim w latach 2009-2015".

Takie sformułowanie nie przesądza jednak o odpowiedzialności Winterkorna za samo stosowanie w niemieckich autach nielegalnego oprogramowania...

Proces w Brunszwiku to niejedyne zmartwienie Winterkorna dotyczące wymiaru sprawiedliwości. Jeszcze w 2018 roku postawienie mu zarzutu oszustwa zapowiadali prokuratorzy z Detroit.  Już w marcu 2017 roku firma przyznała się do oszukiwania amerykańskich agencji regulacyjnych, m.in. Agencji Ochrony Środowiska oraz Rady ds. Zasobów Powietrza w Kalifornii. W tym przypadku Winterkorn nie musi się jednak obawiać, przynajmniej do czasu swojej ewentualnej - oczywiście dobrowolnej - wizyty w USA. Niemcy - z reguły - nie wydają bowiem swoich obywateli organom ścigania innych państw.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama