Polski kierowca

Rowerzysto, nie zawsze masz pierwszeństwo. Nawet na przejeździe!

Ogromna większość rowerzystów uważa, że jeśli na drodze wyznaczony jest przejazd dla rowerów, to przysługuje im bezwzględne pierwszeństwo. A więc pedały na pełne obroty i z drogi samochody, bo pędzi cyklista. W takich właśnie sytuacjach dochodzi często do zderzeń, a jeszcze częściej do konfliktów, których inicjatorami są najczęściej sami rowerzyści. No bo ktoś ośmielił się ich nie zauważyć albo nie usunąć się z drogi.

To zupełnie błędne myślenie rowerzystów wynika z trzech przyczyn: braku elementarnej wiedzy o przepisach ruchu drogowego, braku przynajmniej minimalnej wyobraźni oraz wbijania cyklistom do głów, że są "biednymi" niechronionymi uczestnikami ruchu i dlatego wolno im więcej.

W praktyce wygląda to więc tak:

Rowerzysta ze znaczną prędkością wjeżdża na przejazd rowerowy. Wprawdzie ma sygnał zielony, ale nie bierze pod uwagę tego, że był zasłonięty przez innych rowerzystów i pieszych. Kierowca mógł go po prostu nie widzieć.  I po co te wulgaryzmy oraz hamowanie w ostatniej chwili? Wystarczyło przyhamować trochę wcześniej i to auto zjechałoby z przejazdu. Sygnał zielony nie daje bynajmniej prawa do jazdy na ślepo.

Reklama

I jeszcze jedna sytuacja z udziałem tego samego rowerzysty:

Istotnie, pani kierująca czarnym samochodem powinna zatrzymać się i przepuścić rowerzystę. Z drugiej jednak strony ten cyklista dopiero wjeżdżał na przejazd rowerowy. Poza tym i w tej sytuacji  był zasłonięty przez innych rowerzystów i pieszych. Stukanie w auto od razu wskazuje na jego mentalność. Z drogi, bo ja jadę! Czy nie można było po prostu ominąć ten samochód i pojechać sobie dalej? Okazać trochę wyrozumiałości i życzliwości? Po co prowokować konflikty? Radzę uważać, bo co będzie, jeśli po pukaniu w karoserię auta wysiądzie z niego jakichś czterech strongmenów? Rowerzysta tak postępujący wcześniej czy później napotka kogoś, kto nie życzy sobie, by pukać mu w karoserię auta... I wtedy może być bardzo nieprzyjemnie.

Rower jest o wiele gorzej widoczny niż samochód czy motocykl. W wielu sytuacjach kierowca auta może was po prostu nie zauważyć. Jeśli nie ustąpił wam pierwszeństwa, to może nie dlatego, że jest chamem i burakiem, ale dlatego, że was nie widział? Wjechanie przez cyklistę na przejazd rowerowy z dużą prędkością zawsze stwarza groźną sytuację. I to głównie dla was groźną!

Klapki na oczach i do przodu

Pokażę wam teraz przykład jakże typowej sytuacji, w której mamy do czynienia z brakiem rozsądku i wyobraźni:

Cyklista jedzie ze znaczną prędkością drogą dla rowerów. Z drogi poprzecznej widać wyjeżdżający samochód. Mimo to rowerzysta nadal pędzi i rozpoczyna hamowanie dopiero w ostatniej chwili. Na szczęście kierowca tego auta zatrzymał się, ale jeśliby tego nie uczynił, mogłoby dojść do zderzenia.

Oczywiście, gdyby rowerzysta uderzył w samochód i doznał poważnych obrażeń, to niefachowe media od razu okrzyknęłyby wyłącznym sprawcą wypadku "niedobrego kierowcę", który nie ustąpił pierwszeństwa biednemu rowerzyście...

Uważajcie, bo możecie się przeliczyć!

Na szczęście sądy wykazują niekiedy nieco większą wiedzę i zdrowy rozsądek. Przekonał się o tym inny rowerzysta, który w bardzo podobnej sytuacji, jak ta pokazana na powyższym filmie, uderzył w samochód.

Popatrzcie na rysunek:

Wspomniany rowerzysta zbliżał się do przejazdu rowerowego. W tym samym czasie równoległą jezdnią podążał samochód osobowy kierowany przez kobietę. Kierująca miała ograniczoną widoczność przejazdu dla rowerzystów, gdyż wokół skrzyżowania rosła bujna roślinność w postaci dzikich krzaków, których oczywiście nikt nie przycinał.

Rowerzysta zeznał przed sądem, że wprawdzie widział skręcający samochód, ale mimo to nie hamował. Dlaczego? Odpowiedź brzmiała: "bo wydawało mi się, że jazdę wolno".

Na skutek tego nieroztropnego postępowania rowerzysta uderzył w prawe przednie drzwi samochodu, doznając poważnych obrażeń. Sprawa trafiła do sądu, gdyż rowerzysta wystąpił z powództwem przeciwko kierującej samochodem o odszkodowanie. Domagał się wypłacenia mu kwoty... 140 tys. złotych!

Sąd na szczęście zajął rozsądne stanowisko. Uznał, że:

"Powód (...) niewątpliwie w chwili zdarzenia wjechał w prawe przednie drzwi pojazdu kierowanego przez (...). Ponadto w sprawie bezspornym było, iż powód zbliżając się do przejazdu rowerowego widział zbliżający się pojazd, o czym sam zeznał. Co więcej, przed wjazdem na przejazd widział, że samochód już znajduje się na pasach. Trzymał on rękę na hamulcu, a mimo to kontynuował jazdę, ponieważ w jego mniemaniu jechał bardzo powoli. Podjęta przez niego ostatecznie próba hamowania nie przyniosła rezultatu - rower dotknął samochodu, a (...) z niego spadł. Z opinii biegłego sądowego z zakresu techniki samochodowej, rekonstrukcji wypadków komunikacyjnych oraz wyceny wartości oraz kosztów napraw pojazdów samochodowych wynika, iż powód mógł zapobiec wypadkowi. "

Oczywiście, że rowerzysta mógł zapobiec wypadkowi gdyby jechał z mniejszą prędkością i znacznie wcześniej rozpoczął hamowanie. W rzeczywistości nie jechał bardzo wolno (jak twierdził), gdyż w przeciwnym razie nie doznałby poważnych obrażeń.

Sąd zauważył również, że:

"Dla oceny przyczynienia się powoda do powstania szkody bez znaczenia pozostaje okoliczność, iż to powód miał pierwszeństwo przed pojazdem (...) Zgodnie bowiem z art. 4 ustawy Prawo o ruchu drogowym uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego, chyba że okoliczności wskazują na możliwość odmiennego ich zachowania. W niniejszej sprawie (...) nie mógł ufać, że nadjeżdżający z lewej strony pojazd ustąpi mu pierwszeństwa, skoro pomimo jego nadjeżdżania w kierunku przejazdu rowerowego samochód osobowy już się na nim znajdował. Wyraźnie odmienne od prawidłowego zachowanie kierującego samochodem winno automatycznie spowodować wyłączenie u powoda domniemania, że kierujący zachowa się w sposób prawidłowy. W momencie spostrzeżenia tego faktu powód powinien niezwłocznie podjąć kroki celem uniknięcia kolizji pojazdów."

Po prostu rowerzysta nie tylko nie zachował rozsądku, ale i obowiązującej go zasady ograniczonego zaufania. W ten sposób stał się współwinny spowodowania wypadku.
Twierdzenie rowerzysty, jakoby wydawało mu się, że jedzie bardzo wolno, świadczyć może albo o braku podstawowych predyspozycji do kierowania rowerem, albo... o celowym spowodowaniu zderzenia w celu uzyskania odszkodowania.

Wskazuje na to twierdzenie tego mężczyzny, że na skutek wypadku doznał także urazu kręgosłupa oraz, że w związku z tym cierpi na dolegliwości neurologiczne. Sąd, badając wnikliwie tę sprawę ustalił, że rowerzysta już znacznie wcześniej odczuwał dolegliwości kręgosłupa i w związku z tym odbywał leczenie. Podczas zderzenia z samochodem doznał jedynie urazu kolana.

Podobny wyrok został wydany przez inny sąd (sygn. akt III W 448/17), który cyt.:

"Uznał obwinionego (...) za winnego tego, że w dniu 30 sierpnia 2016 r. w P. kierując rowerem marki M. i poruszając się po ulicy (...) po wyznaczonej ścieżce rowerowej, zbliżając się do skrzyżowania z ulicą (...) nie zachował należytej ostrożności jadąc z prędkością nieadekwatną do sytuacji na drodze i nie obserwując jej uważnie, przez co (...) przyczynił się do zaistnienia kolizji z samochodem marki M. o nr rej. (...) kierowanym przez (...) powodując tym samym powstanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym, tj. wykroczenia z art. 86 § 1 kw i za to na podstawie przywołanego przepisu wymierzył mu karę 100 zł."

Jak widać zatem, szanowni rowerzyści, wcale nie macie absolutnego pierwszeństwa przed pojazdami, nawet na przejazdach rowerowych! Wjechanie na taki przejazd ze znaczną prędkością i bez uważnej obserwacji oznacza, że możecie być współwinnymi wypadku.

Pierwszeństwo a rozsądek

Czy pierwszeństwo oznacza prawo do bezwzględnego korzystania z niego w każdej sytuacji?

 Wyobraźcie sobie taką oto sytuację: przez jezdnię, poza przejściem przechodzą piesi. Oczywiście nieprawidłowo, niezgodnie z przepisami. Czy to oznacza, że kierując samochodem mam prawo ich rozjechać, no bo przecież nie muszę ustępować im pierwszeństwa?

Przez skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną przejeżdża niemądry rowerzysta, mimo że wyświetlany jest dla niego sygnał czerwony. Tak postępujecie przecież, szanowni rowerzyści, bardzo często, ignorując kompletnie wskazania sygnalizacji.  Dla mojego kierunku ruchu jest sygnał zielony. Czy to oznacza, że mam prawo walnąć tego rowerzystę tak, że aż wzbije się wraz ze swoim wehikułem w powietrze?

W przypadku rowerzystów brutalne egzekwowanie swojego pierwszeństwa na siłę dowodzi - poza wszystkim - braku rozumu i jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego, który mają przecież nawet zwierzęta. Wjechanie rozpędzonym rowerem na przejazd rowerowy prosto pod zbliżający się samochód to przecież narażanie się na poważne niebezpieczeństwo.  Kto wyjdzie gorzej z takiej kolizji? Kierowca samochodu czy wy? Życie wam niemiłe? A może liczycie na wysokie odszkodowanie, podobnie jak opisany wcześniej rowerzysta?

Rowerzyści domagają się respektowania ich praw, traktowania jako pełnoprawnych uczestników ruchu. Uważają jednak, że mają same przywileje i żadnych obowiązków. Warto pamiętać, że karma wraca. Jeśli ty jesteś na drodze agresywny, niewyrozumiały, na siłę egzekwujesz swoje pierwszeństwo, to wcześniej czy później napotkasz typa podobnego sobie. A ten ktoś może okazać się silniejszy i jeszcze bardziej brutalny.

A swoją drogą, opisane przeze mnie powyżej zasady powinny być regularnie popularyzowane w mediach. Rowerzysto, zwolnij przed wjechaniem na przejazd! Rowerzysto, wykaż odrobinę życzliwości!

Przygotowanie takich spotów to zadanie Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Ostatnio ukazują się spoty z cyklu "Żyj i pozwól żyć innym". Nawet mi się podobają. Na tym jednak nie powinna się kończyć rola KRBRD. Rowerzystów też trzeba edukować i to tak, aby dokładnie zrozumieli kiedy mają pierwszeństwo i kiedy powinni włączyć zdrowy rozsądek. Być może nie wszyscy cykliści to pojmą i wezmą sobie do serca, ale może przynajmniej niektórzy.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama