Suzuki Grand Vitara 5d 2.4 premium. Łowca przygód
Atrakcyjna linia nadwozia i rozsądne ceny sprawiają, że Suzuki Grand Vitara cieszy się dużą popularnością także w Polsce.
Trzeba jednak zauważyć, że pod atrakcyjnym, bulwarowym nadwoziem kryje się natura prawdziwego pogromcy bezdroży. Dopracowana konstrukcja sprawia, że autu bliżej do prawdziwej terenówki niż do grzecznego SUV-a.
W przeciwieństwie do wielu rywali z poprzecznie ułożonym silnikiem i dołączanym napędem na koła tylne, Grand Vitara to prawdziwy tradycjonalista. Zespół napędowy zabudowano wzdłużnie. Napęd przekazywany jest na wszystkie cztery koła za pośrednictwem centralnego dyferencjału (47 proc. na przód i 53 proc. na tył). W kabinie znajduje się przełącznik uruchamiający blokadę międzyosiową oraz reduktor. Możliwy jest także wybór opcji "neutral" (położenie "luzu" w skrzyni rozdzielczej).
Oznaką cywilizacji jest niezależne zawieszenie wszystkich czterech kół (z kolumnami McPherson z przodu i wielowahaczowe z tyłu) oraz seryjne układy elektroniczne ABS, EBD, BAS, ESP i TCS.
Testowany egzemplarzy był wyposażony czterocylindrowy, benzynowy silnik o pojemności 2.4 l z systemem zmiennych faz rozrządu VVT (Variable Valve Timing). Ma dość płaską charakterystykę momentu, ale brak turbodoładowania i tylko cztery cylindry sprawiają, że jego maksymalna wartość jest dostępna dopiero przy 3800 obr./min), co średnio pasuje do terenówki. Zaletą jest natomiast trwałość. Jednostka jest obecna na rynku od 2008 roku i jak na razie cieszy się uznaniem mechaników.
Dobra ergonomia, wystarczająca ilość miejsca, świetna widoczność z miejsca kierowcy i wydajna klimatyzacja. To głownie zalety wnętrza terenowego Suzuki (dodatkowy plus za wielkie lusterka wsteczne). Wadą są twarde tworzywa sztuczne na desce rozdzielczej (na szczęcie wzorowo je zmontowano i nie skrzypią), a także dość skromna tapicerka drzwi. Jeśli ktoś lubi opierać łokieć o podszybie, w Grand Vitarze nie będzie miał na czym.
Do "off-roadowego" charakteru auta nie pasuje opcjonalny, rozbudowany radioodtwarzacz. To raczej zabawka dla audiofilów, która dzięki rozbudowanym możliwościom niepotrzebnie absorbuje uwagę kierowcy. Z drugiej jednak strony ma w sobie prawie wszystko - klasyczny odtwarzacz płyt z MP3, DVD, radioodtwarzacz, nawigację, zestaw głośnomówiący (w technice Bluetooth, z niezbyt eleganckim mikrofonem zabudowanym na kolumnie kierownicy). Do szczęścia zabrakło jedynie kamery cofania. Osoby bardziej konserwatywne mogą poprzestać na odtwarzaczu fabrycznym (także odczytuje pliki MP3), który jest zdecydowanie prostszy w obsłudze i przez to bez porównania bardziej bezpieczny.
Bardzo dobrze należy ocenić funkcjonalność kabiny i bagażnika. Fotele przednie mają szeroki zakres regulacji, tylne swobodnie składają się (można także zmieniać kąt ich oparcia). Bagażnik nie szokuje pojemnością (398-1386 l), ale ma regularne kształty, niewielki schowek w podłodze i jest łatwo dostępny dzięki otwieranej na bok klapie.
Testowana wersja była wyposażona w zestaw bezkluczykowy, czy jak kto woli "hands free". Działał poprawnie, choć widok plastikowego kurka w stacyjce nie budzi już takiego uznania jak estetyczne przyciski "start/stop" w wielu samochodach konkurencji.
Według katalogu, osiągi Grand Vitary 2.4 są jak najbardziej satysfakcjonujące (0-100 km/h: 11,7 s., Vmax: 185 km/h). W praktyce również nie można narzekać, ale charakter tego samochodu nie zachęca kierowcy do pełnego wykorzystania potencjału silnika.
Jednostka napędowa okazuje się wyjątkowo elastyczna. Lubi pracę w zakresie od 1800 do 2500 obr./min. Aby podróżować cicho i płynnie, biegi trzeba zmieniać naprawdę szybko. W efekcie już przy 60 km/h wrzucamy "piątkę" (1800 obr./min.). Na trasie przydałaby się "szóstka". Ponieważ jej nie ma, optymalną prędkością podróżną jest przedział od 100 do 120 km/h (3000 obr./min.). Oczywiście można jechać szybciej, ale nie daje to już jakieś specjalnej przyjemności. W razie konieczności silnik bez protestów wkręca się na czerwone pole obrotomierza, które zaczyna się od 6,5 tys. obr./min.
W takich warunkach znacznie lepiej będzie spisywała się wersja ze skrzynią automatyczną. Jest droższa o ok. 10 tys. zł i pali więcej o ok. 1 l/100 km, ale jeśli ktoś planuje gównie poruszać się w mieście, warto dopłacić.
Podczas jazd pomiarów spalania samochód przejechał ok. 800 km, z czego 600 w trasie, 190 w zakorkowanym mieście, a ok. 10 km w lekkim terenie. Średnie zużycie paliwa wyniosło 10,5 l/100 km. W zestawieniu z danymi katalogowymi to bardzo dobry wynik, ale cały czas auto jeździło dość łagodnym tempem.
Pięciodrzwiowa Suzuki Grand Vitara jest wyposażona w stały napęd na cztery koła z możliwością blokady centralnego mechanizmu różnicowego oraz reduktor (prawie dwukrotna zmiana przełożenia). Takie rozwiązanie pozwala czuć się naprawdę pewnie w trudnych warunkach. Dodatkową zaletą jest fakt, że zmiana trybu pracy zależy wyłącznie od woli kierowcy - elektronika automatycznie odłącza jedynie układ ESP.
Podczas codziennej jazdy stały napęd na cztery koła stabilizuje pojazd. Grand Vitara nie obawia się zatem ani mokrej, ani ośnieżonej czy oblodzonej nawierzchni. Prowadzi się w sposób neutralny, łatwy do przewidzenia i co ciekawe - jest raczej nadsterowna niż podsterowna, co podnosi przyjemność jazdy. Aby pokonać lekki teren nie trzeba zmieniać ustawień podstawowych. Nawet na typowo szosowych oponach auto radzi sobie w sposób zadowalający, a krótkie zwisy przedni i tylny oraz duży prześwit (200 mm)pozwalają naprawdę na wiele.
Na grząskim podłożu włączamy blokadę centralnego dyferencjału, a na stromych podjazdach (lub w naprawdę trudnych warunkach) także reduktor. I tu ujawnia się przewaga Grand Vitary nad większością bulwarowych SUV-ów. Ona nie tylko wygląda jak mała terenówka, ale jest taką w rzeczywistości. W rękach dobrego off-roadowca zajedzie daleko. Dodatkowym sprzymierzeńcem jest wzmocniona konstrukcja nadwozia. Producent nazywa go nadwoziem samonośnym z wbudowaną konstrukcją ramową. To wprawdzie nie to samo, co terenówki osadzone na klasycznej ramie, ale i tak w dzisiejszych czasach zasługuje na uznanie.
Suzuki Grand Vitara to jedna z nielicznych prawdziwych terenówek w przedziale cenowym oscylującym w okolicach 100 tys. zł. Producent uczynił wiele, aby w stosunku do poprzednich generacji modelu poprawić komfort jazdy, nie ujmując nic z wrodzonych zdolności do jazdy w terenie. Auto jest wyjątkowo ładne (z przodu wygląda troszkę jak mały Grand Cherokee), wystarczająco dobrze wyposażone i wciąż ma charakter. To prawdziwa gratka dla poszukiwaczy przygód, lub doskonałe narzędzie pracy dla ludzi, którzy mieszkają tam, gdzie asfalt jest tylko na głównej drodze, a odśnieżarki pojawiają się okazjonalnie.
Jacek Ambrozik