Subaru XV - SUV nie tylko z wyglądu

Druga generacja Subaru XV jest pod każdym względem lepsza od poprzednika, zachowując przy tym charakterystyczną stylistykę i cechy, z którymi zwykliśmy kojarzyć japońską markę. Te dobre i te złe, ale ze zdecydowaną przewagą tych pierwszych.

Kolejna generacja XV jest drugim modelem Subaru, który korzysta z nowej, globalnej platformy. Pierwszą jest oczywiście Impreza, z której testowany przez nas model zapożyczył także wygląd przedniej i tylnej części nadwozia. Z drugiej jednak strony, sylwetka, podobnie jak wymiary, nie uległy znacznej zmianie, przez co natychmiast wiemy, że mamy do czynienia z dobrze nam znanym modelem. Tylko ładniejszym i nowocześniejszym.

Podobnie sprawy mają się we wnętrzu - znajdziemy tu charakterystyczne dla Subaru elementy, takie jak wielofunkcyjny wyświetlacz na podszybiu (choć między zegarami również znajdziemy ekran, a do tego dochodzi duży wyświetlacz systemu multimedialnego). Znajomo wygląda również kierownica oraz zegary, ale wszystkie te elementy zyskały nowy wygląd, w porównaniu do poprzednika. Dokładnie taki, jaki znajdziemy w Imprezie.

Reklama

Tym, co zaskoczyło nas we wnętrzu nowego XV, była jakość wykończenia. Schodzący model miał wprawdzie deskę rozdzielczą wykończoną względnie miękkimi tworzywami, ale teraz jest ich zauważalnie więcej, są milsze w dotyku, a do tego pokryto je dużą ilością pomarańczowych przeszyć, sugerując tym samym, że mamy do czynienia ze skórą. Tej na desce rozdzielczej nigdzie nie znajdziemy, ale wrażenia wzrokowe są jak najbardziej pozytywne. Podobnie jak w przypadku systemu multimedialnego, który wykorzystuje 8-calowy ekran dotykowy (standard w polskiej specyfikacji) o krystalicznie czystym obrazie, który optycznie stanowi jedną całość z lakierem fortepianowym, którym wykończona jest konsola środkowa. Świetnej jakości jest także obraz z kamery cofania (również seryjna w Polsce).

Bardzo pozytywnie oceniamy także ilość miejsca w obu rzędach siedzeń. Dwie osoby dorosłe na tylnej kanapie będą miały naprawdę dużo przestrzeni, zarówno nad głowami, jak i na wysokości kolan, nawet jeśli mają 190 cm wzrostu. W przypadku posadzenia tam trzeciego podróżnego nie będzie już tak dobrze, ale tunel środkowy nie jest przesadnie wysoki, ani szeroki, więc miejsce na nogi się znajdzie. Rozczarowuje natomiast bagażnik - 385 l to akceptowalny wynik, ale wśród miejskich, a nie kompaktowych SUVów.

Nowe Subaru XV to zupełnie nowa platforma, a w tym także nowe nastawy zawieszenia i układu kierowniczego. Przedstawiciele japońskiego producenta są na tyle zadowoleni z rezultatów, że udostępnili nam do porównania poprzednią generację XV, którą mogliśmy porównać z nową na niewielkim torze. Różnica była faktycznie znacząca - nowy model o wiele mniej przechylał się na zakrętach, a układ kierowniczy dawał lepsze pojęcie o tym, co dzieje się z przednimi kołami. Z drugiej jednak strony, nadal trudno tu mówić o zachowaniu dającym namiastkę sportowych emocji.

Subaru XV znacznie lepiej czuje się poza utwardzonymi drogami, gdzie natychmiast docenimy stały napęd na wszystkie koła. Domyślny rozdział mocy to 60:40, co oczywiście zmienia się zależnie od warunków. Podczas jazd testowych nowym XV mieliśmy okazję sprawdzić go to torze offroadowym, gdzie zrobił na nas naprawdę dobre wrażenie. W wielu sytuacjach, kiedy inne SUVy z dołączanym napędem, poddałyby się, Subaru mozolnie, ale niestrudzenie parło naprzód. Zasługa w tym także trybu XMOD, który dostraja napęd AWD i elektronikę do jazdy w trudnych warunkach, a także aktywuje asystenta zjazdu. Pokonywanie przeszkód z nim trochę przypomniało działanie kontroli trakcji ograniczającej moc na śliskiej nawierzchni, ale nie powodowało to dławienia silnika, ani zatrzymywania się podczas podjazdu pod stromą górę.

Nowe XV bardzo dobrze czuło się także podczas pokonywania zaśnieżonych leśnych duktów, gdzie ponownie mogliśmy docenić pracę układu AWD oraz fakt, że samochód ten może pochwalić się 22-centymetrowym prześwitem. Czyżby więc było to idealne auto dla każdego, kto chce czasem poczuć się odrobinę jak kierowca rajdowy? Cóż, nie do końca...

Nie chodzi tu nawet o kwestię precyzji prowadzenia, na którą, pokonując zaśnieżone trasy, nie zwraca się takiej uwagi jak na torze. Przeszkadza natomiast brak możliwości dezaktywowania kontroli trakcji i stabilności. Fakt, kontrolka na desce rozdzielczej sugeruje, iż są one wyłączone, ale de facto ich reakcje są jedynie opóźnione i mniej natarczywe. Lecz nadal obecne. Z tego też powodu, a także "rozmytej" reakcji układu napędowego na gwałtowne dodanie gazu, nie ma tu mowy o pokonywaniu łuków efektownym driftem.

Dochodzimy tym samym do kwestii jednostek napędowych, a właściwie jednostki, ponieważ w Polsce zamówimy XV tylko z jednym silnikiem. Drugi jest teoretycznie w planach na przyszły rok, ale przedstawicielstwo Subaru w naszym kraju nie podjęło jeszcze ostatecznej decyzji co do wprowadzenia go. Na chwilę obecną więc wybór ogranicza się do 2-litrowego boxera, który jest zupełnie nową konstrukcją. Japończycy podkreślają, że w 80 % wykonany jest on z nowych komponentów, a do tego o 12 kg lżejszy od poprzednika. Rozwija on teraz 156 KM (+ 6 KM), natomiast maksymalny moment obrotowy pozostał bez zmian (196 Nm).

Osiągi jakie zapewnia można uznać za wystarczające podczas codziennej eksploatacji. Sprint do 100 km/h trwa 10,4 s, a muśnięcia prawej stopy spotykają się z dość żywiołową reakcją. Dopiero mocniejsze wciśnięcie pedału gazu ujawniają zachowanie typowe dla wolnossących jednostek z bezstopniową skrzynią biegów - wzrost obrotów i hałasu nie przekłada się na mocne przyspieszenie. Tak jak też wspomnieliśmy wcześniej, reakcja na chęć gwałtownego przyspieszenia jest dość rozmyta. Można próbować temu zaradzić przechodząc w tryb manualny z siedmioma, predefiniowanymi przełożeniami, ale niewiele to pomaga. Na plus możemy natomiast zaliczyć fakt, iż skrzynia podczas przyspieszania nie utrzymuje uparcie stałych obrotów - przy najmniejszym popuszczeniu gazu stara się zmniejszyć obroty, a jeśli konsekwentnie trzymamy prawy pedał w podłodze, silnik "kręci się" do czerwonego pola, po czym następuje "zmiana przełożenia", co poprawia wrażenia z jazdy.

Sprawdzając Subaru XV podczas pierwszych jazd testowych mieliśmy również okazję zająć miejsce za kierownicą drugiej wersji silnikowej, czyli 1,6 l o mocy 114 KM. To tyle samo, co w przypadku poprzednika, choć jednostka ta również jest w 80 % nowa. W dużym skrócie moglibyśmy polecić ją jedynie mało wymagającym kierowcom, którzy jeżdżą spokojnie po mieście. Przyspieszenie do 100 km/h trwa 13,9 s, co auto wykonuje bardzo niechętnie, głośno protestując męczącym dźwiękiem silnika. Brak tu jakiejkolwiek żywiołowości, a skrzynia CVT nie oferuje w tej odmianie trybu manualnego (mamy zamiast tego przełożenie L, czyli wymuszenie wysokich obrotów, z założenia stosowane, gdy chcemy hamować silnikiem).

No dobrze, a jak jeździ się bez przekładni bezstopniowej? Nie jeździ, ponieważ XV kupimy tylko z CVT. Skąd taka decyzja? Przedstawiciele Subaru tłumaczą, że chcą, aby ich auta były możliwie bezpieczne, więc oferują seryjnie w każdej wersji system EyeSight, obejmujący adaptacyjny tempomat z funkcją awaryjnego hamowania oraz układ zapobiegający opuszczeniu pasa ruchu. A zastosowanie tych rozwiązań wymaga obecności skrzyni automatycznej. Nadal nie rozumiecie o co chodzi? Otóż w sytuacji, w której samochód zahamuje awaryjnie i mamy przekładnię manualną, istnieje spora szansa, że auto nam zgaśnie, co może być niebezpieczne (np. będziemy musieli szybko odjechać, aby uniknąć uderzenia w tył przez inny pojazd). Dlatego też, konkludują przedstawiciele Subaru, chcąc mieć adaptacyjny tempomat, musimy mieć CVT.

Nie będziemy ukrywać, że druga generacja Subaru XV zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie. Auto prezentuje się atrakcyjnie, ma porządnie wykonane wnętrze, bogate wyposażenie i świetny napęd na wszystkie koła. Nieźle się prowadzi, możemy nim bez obaw zjechać z utwardzonych dróg i mieć sporo frajdy z szybkiej jazdy szutrowymi odcinkami. Mogło być jeszcze lepiej, ale część potencjału została zmarnowana przez niedające się w pełni wyłączyć elektroniczne niańki i skrzynię CVT, która odbiera przyjemność z mocniejszego wciskania gazu oraz nieco dynamiki, i tak nieprzesadnie mocnym, silnikom. Jeśli jednak nie kupujecie Subaru, aby poczuć się trochę jak kierowca rajdowy, to owego niewykorzystanego w pełni potencjału prawdopodobnie nawet nie zauważycie.

Michał Domański

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy