Land Rover Discovery Sport - pierwsza jazda

Najnowszy Land Rover potrafi właściwie wszystko to, co Audi Q5 czy BMW X3, ale dodaje do tego niespotykane u nich umiejętności terenowe i transportowe.

W salonach Land Rovera można już zamawiać nowy model. Choć de facto zastępuje on Freelandera, otrzymał inną nazwę - Discovery Sport. Dlaczego? Cóż, poprzednik nie był uważany za konkurenta SUV-ów klasy premium, ten ma z nimi walczyć jak równy. Kojarząca się z droższym modelem nazwa na pewno nie zaszkodzi.

Pierwsze jazdy pokazały, że nowy Land Rover pod wieloma względami nie odbiega od najgroźniejszych rywali, a w kilku kwestiach jest nawet lepszy.

Siedem miejsc premium

Design nadwozia, nawiązujący nieco do Range Rovera Evoque’a (z którym Discovery Sport dzieli część podzespołów), należy do mocnych stron nowego SUV-a. Ale jeszcze większym atutem jest wnętrze - przestronne i, co najważniejsze, 7-osobowe. Co prawda trzeci rząd siedzeń wymaga dopłaty (6800 zł), jednak bezpośredni konkurenci, jak Audi Q5, BMW X3 czy Volvo XC60, choć o kilka centymetrów dłużsi - w ogóle nie oferują takiego rozwiązania.

Reklama

Dzięki możliwości przesuwania kanapy (tego rywale też nie potrafią) i regulacji pochylenia jej oparcia, seryjnych w większości odmian Discovery Sporta, ostatni rząd siedzeń nie jest tylko awaryjny. Osoby średniego wzrostu zniosą tam nawet kilkugodzinną podróż.

Do zalet nowego Land Rovera trzeba też dopisać spory bagażnik. W pięcioosobowej odmianie, w zależności od położenia kanapy, mieści on pod roletą od 541 do 689 l. Po jej złożeniu przestrzeń bagażowa rośnie do imponujących 1698 l.

Lepiej niż rywale

Na asfalcie Discovery Sport zachowuje się jak Volvo XC60 - zawieszenie jest zestrojone raczej komfortowo, a mimo to zapewnia zupełnie niezłą zwinność i umiarkowane przechyły w zakrętach. Choć pierwsze jazdy odbywały się w zimowych warunkach i na oponach z kolcami, samochód imponował pewnym prowadzeniem i świetnym wyciszeniem.

Jednak zdolności nowego Land Rovera nie kończą się na utwardzonej nawierzchni. Jak przystało na SUV-a, nie znajdziemy w nim ani reduktora, ani blokad napędu. Jest za to prześwit wynoszący aż 21,2 cm i odpowiednio ukształtowane zderzaki - dzięki podcięciu tylnego tzw. kąt zejścia to aż 31º (spośród rywali X3 może się pochwalić wynikiem zaledwie 23º, Q5 i GLK - 25º). Nie bez znaczenia jest też fakt, że auto bez problemu pokonuje wodę o głębokości aż 60 cm - to też ewenement w tym segmencie.

Podobnie jak układ Terrain Response pozwalający dostosować pracę napędu do warunków na drodze (podobny system ma tylko Jeep Cherokee). Oferuje on cztery ustawienia: na asfalt, trawę/szuter/śnieg, błoto/koleiny oraz piasek.

Dostępny z opcjonalnymi amortyzatorami MagneRide tryb Dynamic m.in. usztywnia zawieszenie i układ kierowniczy czy zwiększa czułość gazu.

Co ważne, Discovery Sport ma całkiem rozsądne ceny. Benzynowa odmiana jest tańsza niż X3 albo Q5 z podobnymi silnikami. Wersje wysokoprężne kosztują znacznie więcej, ale tylko do przyszłego roku, kiedy to zadebiutuje 2-litrowy diesel.

Wyposażenie jest niezłe (także to z zakresu bezpieczeństwa - seryjna jest np. poduszka powietrzna chroniąca pieszych), a za dopłatą można mieć prawie wszystko - nawet ekran centralny 8'', na którym kierowca może obserwować mapę, kiedy pasażer ogląda np. film.

Marcin Laska

magazynauto.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy