Alfabet według Mercedesa
Nie jest wiedzą tajemną, że dwie pierwsze litery alfabetu to A i B. Mercedes oznacza nimi swoje najmniejsze samochody. Pod koniec listopada firma spod znaku gwiazdy zaprezentowała na Majorce dwa nowe modele oznaczone tymi właśnie literami.
Klasa A czyli kompakt i klasa B czyli minivan to samochody zarazem podobne do siebie, ale i zupełnie różne. Jednak wersje, które mieliśmy okazję niedawno testować, trudno ze sobą porównać, a dlaczego o tym za chwilę.
A więc zaczynamy - podobno bez gwiazdy nie ma jazdy!
Niektórzy twierdzą, że minivan to gatunek niemal wymierający. Przecież klienci kochają SUV-y! Minivany są w defensywie, ale wciąż mają swoich klientów. Średni wiek nabywcy dotychczasowej klasy B przekraczał 60 lat, a model był popularny także wśród taksówkarzy, nic więc dziwnego, że Mercedes chce odmłodzić target i uatrakcyjnić wizerunek klasy B. Ale jak to zrobić, aby nie stracić dotychczasowego klienta? No właśnie - to jest wyzwanie!
Samochód jest mocno spokrewniony z pokazaną wcześniej w tym roku nową klasą A. Można powiedzieć, że jest jej powiększoną wersją nadwoziową. Obydwa modele mają tę samą platformę, silniki i skrzynie biegów, niemal cały kokpit, a także wiele innych rozwiązań.
Pierwsze wrażenie po wejściu do środka jest świetne. Fotel znajduje się wysoko, więc wsiadanie nie jest czynnością pozbawiającą człowieka godności. Jasna skórzana tapicerka sprawia, że samochód od razu wygląda jakby kosztował o połowę więcej. Rzut oka na tablicę rozdzielczą i widzimy dosłownie kopię tej znanej już z klasy A. Przed kierowcą rozciąga się szeroki na niemal 2/3 deski panel z dwoma ekranami. Nowa tablica wygląda o niebo lepiej niż poprzednia. Ale nie ma róży bez ognia. Prawy ekran (czy jak kto woli środkowy) jest nieco za blisko lewej strony i jego lewa część jest z reguły zasłonięta przez kierownicę i spoczywającą na niej prawą dłoń kierowcy.
Wnętrze jest zgodnie z oczekiwaniami bardzo przestronne. Zapewnia wystarczająco dużo miejsca dla 4, a nawet 5 osób. Tylną kanapę można przesuwać. Może przydałoby się więcej schowków, ale i tak nie ma co narzekać.
Z klasy A większy model przejął wiele rozwiązań, także tych służących do sterowania funkcjami samochodu. Jakość spasowania elementów jest bardzo dobra, podobnie jak użyte materiały. Gwiazda zobowiązuje...
Ukłonem w stronę młodszych (a może nie tylko) klientów jest system komunikacji głosowej. Gdy powiemy "Hej, Mercedes", samochód nawiązuje z nami dialog. Możemy wtedy na przykład poprosić o wyznaczenie drogi do domu czy ulubionej restauracji, a komenda "Zimno mi" spowoduje zwiększenie temperatury wewnątrz samochodu. Sama funkcja sterowania głosem to oczywiście nie nowość - znana jest od kilkunastu lat, ale tu Mercedes rzeczywiście wyznacza nowy poziom.
Nawigacja ma ciekawą funkcję - gdy zbliżamy się do skrzyżowania, wyświetla na ekranie obraz z przedniej kamery (bardzo dobrej jakości) z nałożoną strzałką pokazującą kierunek. Fajny bajer, często podpowiada w którą ulicę z którego pasa skręcić, ale i... nieco rozprasza. W kluczowym momencie, na skrzyżowaniu, gdy musimy zachować (zgodnie z prawem o ruchu drogowym) szczególną ostrożność, chwilami nie wiadomo gdzie patrzeć - na drogę przez przednią szybę czy na ekran... A do dyspozycji mamy jeszcze wyświetlacz head up. Może to kwestia przyzwyczajenia. Były też momenty, gdy obraz z kamery ukazywał się na ekranie nagle podczas jazdy... nie wiadomo dlaczego. Być może kwestia małego dopracowania "softu".
Ponieważ diesel jest passe, wybrałem do testu wersję benzynową, z czterocylindrowym turbodoładowanym silnikiem o pojemności 1,3 l o mocy 163 KM. Jednostka zapewnia dobre osiągi, ale jest dość głośna i wydaje nieco irytujący wysoki dźwięk, zwłaszcza na wyższych obrotach, jednak i tak o niebo lepszy, niż silniki trzycylindrowe spotykane u konkurencji. Napęd przekazuje na przednie koła siedmiobiegowa dwusprzęgłowa skrzynia DSG. Jak w niemal wszystkich współczesnych samochodach lubi ona jazdę na wysokim biegu z bardzo niskimi obrotami (ekologia!), niekiedy chyba zbyt niskimi, rzędu 1200 obr./min. Przy gwałtownym wciśnięciu gazu przekładni zdarza się "pogubić" na ułamek sekundy. Włącza wtedy zbyt niski bieg, a silnik dostaje na moment bardzo wysokich obrotów. Po chwili jednak wszystko wraca do normy i auto przyspiesza płynnie. Sporo frajdy daje jazda w trybie manualnym, gdy zmieniamy biegi manetkami przy kierownicy.
Klasa B dostępna będzie z identycznym silnikiem, ale o mocy 136KM, a także z dwoma dieslami o mocy od 116 do 190 KM.
W stosunku do poprzedniej wersji udało się znacząco poprawić sztywność nadwozia. Klasa B nie jest oczywiście samochodem do sportowych szaleństw, ale na krętych, górskich drogach Majorki nawet przy dynamicznej jeździe auto spisywało się zaskakująco pewnie, a wysoka pozycja za kierownicą zupełnie nie przeszkadzała. Używane przez Mercedesa określenie sportsvan jest uzasadnione.
Czy klasa B przyciągnie młodszego klienta? Pewnie byłoby łatwiej, gdyby... nie było klasy A, a także rywali w segmencie SUV spod znaku GLA, GLC, a wkrótce także GLB! Jest wiele racjonalnych powodów, aby kupić klasę B, ale zakup samochodu to często decyzja nie do końca racjonalna, a wybory klientów bywają niezbadane. Nie zmienia to faktu, że odnowiona klasa B to samochód atrakcyjny i wyraźnie lepszy od poprzedniego.
Nową klasę A zaprezentowano wiosną tego roku. Teraz przyszedł czas na usportowioną wersję. Poprzedni hot hatch z gwiazdą na masce nosił oznaczenie A45 AMG. Ten, który pokazano ostatnio nazywa się A35 AMG. No i chyba wszystko jasne. To auto tylko do pewnego stopnia jest następcą poprzednika. Tamten miał 360 KM (po lifcie 381 KM), tutaj mamy pod maską "tylko" 306. Już wiecie co to oznacza? Tak, oczywiście, to jest zapowiedź jeszcze większych emocji. Wkrótce pojawi się wersja z silnikiem zapewne co najmniej 400 KM. Na razie zobaczmy co mamy w wersji "light".
A45 AMG poprzedniej generacji był dużym sukcesem sprzedażowym. Od 2013 roku Mercedes sprzedał dwukrotnie więcej egzemplarzy tej wersji, niż planowano. Samochód przeznaczony jest dla młodych klientów, a grupa docelowa rośnie z roku na rok. To auto, który daje mnóstwo radości z jazdy. Można nim bez kompleksów wybrać się na tor, ale doskonale sprawdza się w codziennym użytkowaniu w mieście czy na dalszej trasie. Spełnia warunki, aby być jedynym samochodem w rodzinie, chociaż raczej nie na trzytygodniowe wakacje z trójką dzieci w odległym kraju...
Pod maską dwa litry pojemności, cztery cylindry i oczywiście turbo - kombinacja o mocy 306 KM. Dwusprzęgłowa, siedmioprzełożeniowa skrzynia przekazuje moment obrotowy na cztery napędzane koła (4-matic). Przyspieszenie od zera do setki w 4,7 sekundy. To wszystko za mniej niż 50 000 Euro, co bardzo podkreślają w Mercedesie, a w Polsce konkretnie 188 500 PLN. Brutto oczywiście.
Zajmuję miejsce w fotelu i czuję się jakby był skrojony specjalnie dla mnie, na indywidualne zamówienie. Pozycja za kierownicą - idealna, prawdziwie sportowa. Gruba, lekko spłaszczona u dołu kierownica znakomicie leży w dłoniach.
A35 AMG wygląda świetnie, ale w matowym szarym kolorze... dość niewinnie. Dwie potężne rury, dyfuzor, duże koła - to właściwie wszystko, co pozwala odróżnić małego potwora od zwykłej klasy A. Można wyposażyć samochód w pakiet aerodynamiczny AMG z większym tylnym skrzydłem - wtedy od razu widać o co chodzi.
No dobrze, wygląda świetnie, a jeździ jeszcze lepiej. W trybie Comfort to niemal całkiem zwykły rodzinny kompakt, tyle że szybki. W trybach Sport i Sport+ zaczyna się zabawa. Reakcja na naciśnięcie pedału gazu jest szybsza. Zawieszenie usztywnia się, a wydech... to co lubimy - strzela i charczy przy każdej zmianie biegu. A35 AMG hamuje rewelacyjnie, skręca fantastycznie. Jest niesamowicie stabilny i przewidywalny. Kręte, górskie drogi Majorki to jego żywioł. Każdy zakręt pokonany tym autem to prawdziwa przyjemność. To jeden z tych samochodów, które niemal proszą kierowcę, aby w zakręcie pojechać nieco szybciej i obiecują wybaczenie ewentualnych błędów...
Jeden z nielicznych fragmentów dłuższej prostej to dobry moment, aby wypróbować procedurę startu. Tryb Sport +, obydwa pedały do oporu. "RACE START" głosi wyświetlacz pomiędzy zegarami. I jeszcze "Release brake to start". Pokornie puszczamy hamulec i wtedy czujemy na własnym kręgosłupie 306 KM i 400 Nm. Auto katapultuje się jak pocisk. Trakcja jest niesamowita (napęd na 4 koła!). Być może start nie jest tak brutalny, jak w typowo sportowych samochodach, a dźwięk nie aż tak agresywny, ale... Przecież niedługo, jak zaznaczyliśmy Mercedes pokaże jeszcze mocniejszą wersję klasy A, a klientowi trzeba będzie dać powód, aby ją wybrał i... zapłacił więcej.
Z każdym kolejnym kilometrem wyczuwam auto coraz lepiej i coraz bardziej mam wrażenie, jakbym stanowił z nim jeden organizm. Odkrywam kolejne zalety. No dobrze, a wady? Naprawdę muszę się do czegoś przyczepić? Ok, to samo co w klasie B - prawa dłoń na kierownicy zasłania część ekranu. Wielkie chromowane nawiewy nie wszystkim przypadną do gustu (identyczne jak w "zwykłej" klasie A). Mnie nie przypadły. Do charakteru samochodu bardziej pasowałaby tapicerka z alkantary, która nie jest tak śliska i lepiej trzyma ciało kierowcy, a nie skórzana. No dobra, miałem się czepiać...
Mercedes A35 AMG to jeden z tych samochodów, z których zdecydowanie nie chce się wysiadać. Na lotnisku w Palma de Mallorca żegnam się z nim z nieukrywanym żalem. Idąc w kierunku terminala jeszcze kilka razy oglądam się za nim. Było super, szkoda, że tak krótko. Dosłownie kilka godzin.
Można być pewnym, że powtórzy sukces poprzedniej generacji, tej z numerkiem wyższym o 10. Cena wydaje się całkiem atrakcyjna jak na samochód o takich osiągach. Nawet jeżeli będziemy chcieli co nieco dołożyć z listy wyposażenia dodatkowego, to i tak za niewiele ponad 200 000 PLN dostaniemy świetną zabawkę. Zresztą ceny u konkurencji, zwłaszcza niemieckiej są zbliżone. A więc przyszłym nabywcom życzymy dobrej zabawy! I można być pewnym, że to życzenie się spełni.
Grzegorz Gac