Złodziej chciał mu ukraść auto, ale oberwał zupą. Amerykanin bronił swego

Mieszkaniec Nowego Orleanu wykazał się sporą lekkomyślnością, ale dzięki determinacji uchronił swoje auto przed kradzieżą.

Lokalnej telewizji powiedział potem, że chciał tylko podrzucić sąsiadowi prezent, miało mu to zająć góra 60 sekund, więc nawet nie gasił silnika w swoim Lexusie RX. Być może w Stanach nie znają porzekadła, że okazja czyni złodzieja. W tym przypadku uczyniła. Gdy bohater tej historii wszedł na schody sąsiada, obok jego auta zatrzymał się Nissan Rogue Sport (odpowiednik sprzedawanego w Europie modelu Qashqai), ktoś z niego wyskoczył i błyskawicznie zajął miejsce za kierownicą Lexusa.

Nietypowa metoda na uniknięcie kradzieży

Gdy właściciel zorientował się, co się właśnie wydarzyło, szybko zbiegł do auta i stanął na drodze złodziejowi. Ten ruszył, ale widząc człowieka, depnął na hamulec. Właściciel odbił się od maski, ale chwilę później sytuacja się powtórzyła - złodziej ponownie ruszył do przodu i na szczęście ponownie powstrzymał się przed rozjechaniem właściciela Lexusa. Gdyby zamiast do przodu ruszył do tyłu, pewnie byłoby już „po temacie” – właściciel auta nie miałby szans go dogonić.

Reklama

Tymczasem bohater tej historii w ferworze rzucił w auto kubkiem zupy gumbo, który chciał sprezentować sąsiadowi i wskoczył na maskę. Złodziej ruszył do przodu, ale właściciel nie dał za wygraną i przez otwarty szyberdach zaczął okładać i szarpać kierującego. Po chwili amator cudzej własności wyskoczył z auta i wskoczył na kanapę Nissana, który cały czas poruszał się tuż obok. Całe zdarzenie uwieczniono na wideo:

Później w rozmowie z reporterami telewizji właściciel przyznał, że ruchy, które wykonał nie były najmądrzejsze. Gdyby złodziej zdecydował się nie hamować, albo wyjął broń, sprawa mogłaby zakończyć się tragicznie.

Z tego szczęśliwie zakończonego wydarzenia można wyciągnąć jeden wniosek: nigdy, pod żadnym pozorem, nie wysiadamy z samochodu zostawiając go z otwartymi drzwiami i odpalonym silnikiem. Nawet na 60 sekund. Na ulicy, na parkingu, czy na myjni - nigdzie. To najlepszy sposób, by uchronić się przed podobną próbą kradzieży. A jak już się taka wydarzy, radzimy by jednak zachować spokój i nie iść w ślady krzepkiego Amerykanina. Atakując złodzieja można napytać sobie biedy.

***


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy