Zakaz palenia papierosów w samochodzie? Jestem za

Mam pomysł. Chciałabym, aby pojawił się przepis zakazujący palenia papierosów w samochodzie kierowcom, podróżującym z dziećmi. W trosce o to, by małolaty nie były skazane na wdychanie w kabinie auta szkodliwego dymu i nie traciły przez to zdrowia. Jako kobieta od zawsze niepaląca, jestem jak najbardziej za.

Zastanawiam się jedynie nad możliwością egzekwowania takiego przepisu. Czy nie stanie się on kolejnym przykładem martwego prawa? Po pierwsze, policjant będzie musiał dostrzec, że kierowca pali. Po drugie, od razu zauważyć, że jedzie w towarzystwie dziecka (dzieci) lub zatrzymać go dla sprawdzenia, czy aby w foteliku na tylnej kanapie nie siedzi niewidoczny z zewnątrz maluch. Po trzecie i być może najważniejsze - wykazać się nie tylko spostrzegawczością, ale i determinacją, by w ogóle zawracać sobie głowę takim wykroczeniem, zwłaszcza gdy również sam jest palaczem.

Reklama

Nie wiadomo ponadto, kogo uznać za dzieci. Wszystkie osoby, które nie ukończyły 18 roku życia? Jeżeli tak, wówczas pojawi się kolejny problem. Funkcjonariusz przed ewentualnym wystawieniem mandatu będzie musiał zweryfikować wiek pasażera. Sprawdzić, czy rzeczywiście, jak zapewnia tatuś, siedzący obok niego dryblas z sypiącym się pod nosem wąsem, jest pełnoletni czy też jeszcze mu trochę do świętowania osiemnastki brakuje.           

Nawiasem mówiąc uważam, że palenie tytoniu przez kierowcę wiozącego pasażerów jest zwyczajem obrzydliwym. Nawet, jeżeli owi pasażerowie są dorośli i z grzeczności wyrazili na to zgodę.

Nie wolno też pominąć aspektu bezpieczeństwa. Niedawno obserwowałem pędzące dwupasmówką i wyprzedzające slalomem inne samochody BMW X5. Gdy stanęliśmy obok siebie przed światłami na skrzyżowaniu (tyle dały owe manewry) zrozumiałem, dlaczego kierowca beemki wielokrotnie zmieniając ruch nie włączał kierunkowskazu. Otóż miałby z tym problem, gdyż prowadził jedną ręką. W drugiej trzymał zapalonego papierosa.

Ludziom, którzy siedząc za kierownicą nie potrafią zapanować nad swoim nałogiem, dziwię się z jeszcze innego powodu - przecież takie przesiąknięte papierosowym smrodem auto trudniej im później odsprzedać.

A teraz druga budząca moje wątpliwości informacja sprzed bodajże dwóch lat. Pojawiła się wtedy nowelizacja  ustawy o kierujących pojazdami, która pozwoliła osobom głuchym lub niedosłyszącym prowadzić pojazdy ciężarowe. Jak czytam, "Zgodnie z nowymi zasadami, częściowy lub całkowity ubytek słuchu nie będą już stanowiły przeciwwskazania zdrowotnego do uzyskania prawa jazdy na ciężarówki. Nie będą też mogły być powodem odebrania takich uprawnień.

Chodzi o prawo jazdy kategorii C1 oraz C, czyli na samochody o dopuszczalnej masie całkowitej przekraczającej 3,5 t, z wyjątkiem autobusu, a w przypadku C1 z limitem masy do 7,5 t."

Z całym szacunkiem dla osób niepełnosprawnych i ich problemów, ale czy faktycznie słuch nie jest dla kierowcy niezbędnym zmysłem? Jeżeli tak, to dlaczego nie wolno prowadzić auta ze słuchawkami na uszach? Czy okoliczność, że nie mamy szans usłyszeć sygnałów dźwiękowych zbliżającego się pojazdu uprzywilejowanego, nie stwarza zagrożenia w ruchu? Jak niesłyszący kierowca, sprawca wykroczenia, porozumie się z policjantami, którzy zatrzymali go na drodze? Zgodnie z nowymi przepisami, podczas egzaminu na prawo jazdy będzie mógł bezpłatnie skorzystać z pomocy tłumacza języka migowego. Czy taki asystent będzie również przyjeżdżać na każde wezwanie patrolu drogówki?

Bardzo chciałbym poznać odpowiedzi na powyższe pytania.

Maria Odrowąż

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy