Wypadek na A1. Nowe fakty w sprawie Sebastiana M. i jego ekstradycji
Polskie władze próbują ratować twarz po kompromitującej je ucieczce Sebastiana M., który spowodował tragiczny wypadek na autostradzie A1. Niestety, sprowadzenie mężczyzny do Polski z Arabii Saudyjskiej wcale nie jest proste, a na pewno zajmie sporo czasu.
Spis treści:
Przypomnijmy, że chociaż od początku było wiadomo, że Sebastian M. prowadził BMW z bardzo wysoką prędkością i uderzył w Kię Proceed, to początkowo policja pominęła wątek BMW w komunikacie o pożarze Kii, w którym zginęły trzy osoby - rodzice z 5-letnim dzieckiem. Kierowcą BMW nie zainteresowała się również prokuratura. W efekcie, podczas gdy swoje własne "dochodzenie" prowadzili internauci, należący do majętnej rodziny Sebastian M. uciekł z Polski.
Służby się skompromitowały, Sebastian M. uciekł
Sprawa stała się medialna, ale było już za późno. Gdy dochodzenie objął nadzorem Zbigniew Ziobro, Sebastiana M. w kraju już nie było. W efekcie prokuratura mogła jedynie wydać list gończy, w którym - tak na marginesie - zupełnie bez powodu ujawniła pełne dane osobowe ofiar wypadków. Ta wpadka znalazła się w orbicie zainteresowań Rzecznika Praw Obywatelskich.
Ostatecznie Sebastian M. został zatrzymany na lotnisku w Dubaju. Polska od niedawna ma umowę o ekstradycji ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, co jednak nie oznacza, że sprowadzenie mężczyzny do Polski będzie proste. Sprawą będzie musiał zająć się tamtejszy sąd, który m.in. oceni, czy Sebastian M. będzie miał w Polsce sprawiedliwy proces.
Mężczyzna to kwestionuje i ma do tego podstawy. Jego adwokat Bartosz Tiutiunik mówił m.in:
Mój klient mógłby wyrazić zgodę na ekstradycję, ale tego nie zrobi. Osobiste zaangażowanie w sprawę ministra Ziobry oraz jego wypowiedzi medialne wywołały u mojego klienta przekonanie, że nie może liczyć na uczciwość postępowania.
BMW Sebastiana M. jechało z prędkością ponad 300 km/h
Sam Zbigniew Ziobro, dla którego sprawa Sebastiana M. jest ważna również w kontekście wyborów, w środę podał kilka nowych informacji ze śledztwa. Ujawnił m.in. że biegli wyliczyli, że przed wypadkiem BMW Sebastiana M. poruszało się z prędkością co najmniej 308 km/h (wcześniej Ziobro informował, że z czarnej skrzynki odczytano iż w momencie uderzenia w Kię prędkość wynosiła 253 km/h). To wartość bardzo zbliżona do tej wyliczonej przez niezależnych specjalistów z firmy Crashlab, którzy podali, że było to 314 km/h.
Przypomnijmy, że na autostradzie A1, w miejscu gdzie doszło do wypadku, obowiązuje ograniczenie do 120 km/h.
Ruszyła procedura ekstradycji. Potrwa nawet miesiące
W środę Prokuratura Krajowa poinformowała, że wniosek o ekstradycję Sebastiana M. został przekazany dyrektorowi departamentu ds. cudzoziemców MSZ Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Kiedy zostanie rozpatrzony i z jakim skutkiem? Nie wiadomo. Nieoficjalnie mówi się, że cała procedura może potrwać nawet kilka miesięcy.
Pełnomocnik Sebastiana M. mecenas Bartosz Tiutiunik w rozmowie z PAP podkreślił, że nie wie ile potrwa procedura ekstradycyjna.
Z informacji, które ja mam i z ustaleń, które są poczynione wynika, że mój klient jest reprezentowany na miejscu przez miejscowego prawnika, co z punktu widzenia jego interesów prawnych wydaje się oczywiste. Ja reprezentuję go na terenie Polski i w tym zakresie podejmuję działania. To postępowanie się toczy
Przypomniał też, że w ubiegłym tygodniu złożył wniosek o wydanie listu żelaznego. "W sensie formalnym ten wniosek jest cały czas aktualny i będzie tak długo aktualny, dopóki mój klient będzie znajdował za granicą" - wyjaśnił mecenas i dodał, że nie ma wiedzy, czy sąd wyznaczył termin posiedzenia w tej sprawie.
O co zostanie oskarżony Sebastian M.?
Śledczy chcą postawić Sebastianowi M. zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i taki zarzut został zapisany we wniosku ekstradycyjnym. To oznacza, że maksymalny wymiar kary, jaki mu będzie groził to 8 lat więzienia (kara rośnie do 12 lat, gdy sprawca jest pijany lub uciekł z miejsca zdarzenia, co w tym wypadku nie miało miejsca).
Taki zapis we wniosku ekstradycyjnym niesie również poważne konsekwencje. Zgodnie z prawem nie jest możliwa późniejsza zmiana zarzutów, na takie, za które grozi wyższa kara. To oznacza, że gdy Sebastian M. trafi do Polski, nie będzie możliwa zmiana zarzutów na zabójstwo z zamiarem ewentualnym, czego chce adwokat rodziny ofiar wypadku.
Z tego najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy minister sprawiedliwości i prokurator generalny, który powiedział dziennikarzom:
Dziś mamy do czynienia z kwalifikacją, że doszło do wypadku drogowego ze spowodowaniem skutku śmiertelnego. (...) Ale tak, jak miałem już okazję to mówić, zadaniowałem prokuratorów pod kątem rozważenia ewentualnej zmiany kwalifikacji prawnej na zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Jesteśmy bliżej podjęcia ewentualnej decyzji, co do zmiany kwalifikacji prawnej czynu, ale jeszcze tej kropki nad i nie mogę postawić, są badane dodatkowe okoliczności
Oczywiście gdyby nawet, łamiąc przepisy międzynarodowe, prokurator oskarżył Sebastiana M. o zabójstwo z zamiarem ewentualnym, nie oznacza to, że sąd przychyliłby się do tych zarzutów. W historii polskiego sądownictwa było wiele prób przypisywania sprawcom wypadków zabójstwa z zamiarem ewentualnym, ale tylko raz sąd uznał taki zarzut za słuszny. Chodziło o kierowcę, który podczas próby ucieczki przed policją zabił dwie osoby na przejściu, nie podejmując zupełnie próby hamowania.
Tymczasem Sebastian M. hamował awaryjnie na dystansie, jak wyliczyli specjaliści z Crashlab, 270 metrów, jednocześnie podejmując inny manewr obronny, czyli zmianę pasa ruchu. Od pewnego momentu kierowca BMW próbował więc uniknąć wypadku, co właściwie całkowicie wyklucza skazanie za cokolwiek innego, niż spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym.