Nie 253 a 314 km/h! Tyle pędziło BMW po A1. Nowa analiza wypadku

Zajmująca się rekonstrukcją wypadków firma CrashLab opublikowała wideo, na którym odtworzono przebieg zdarzeń, jakie w konsekwencji doprowadziły do tragicznego wypadku na autostradzie A1. Z analizy specjalistów wynika, że BMW M850i przed wypadkiem poruszało się z prędkością 314 km/h.

Przypomnijmy, do wypadku doszło w połowie września. Bardzo szybko jadące BMW (w pokładowej czarnej skrzynki wynika, że w momencie wypadku prędkość wyniosła 253 km/h) najechało na Kię Proceed, którym podróżowała rodzina - dwoje dorosłych i 5-letnie dziecko. Na skutek uderzenia Kia odbiła się od bariery energochłonnej i natychmiast stanęła w ogniu. Wszystkie trzy osoby jadące tym autem zginęły na miejscu.

Jak doszło do tragedii na autostradzie A1?

Sprawa stała się głośna nie tylko za sprawą tragicznego finału. Oliwy do ognia dolała policja, która początkowo zdawała się ignorować fakt udziału w wypadku BMW.
To zbulwersowało internautów, którzy na podstawie zdjęć i nagrań wykonanych na miejscu zdarzenia szybko wskazali nie tylko potencjalny przebieg zdarzeń, ale nawet domniemane personalia kierowcy BMW i jego potencjalne koneksje rodzinne z łódzkimi policjantami. 

Reklama

Tryby sprawiedliwości mieliły jednak powoli i kierowca BMW uciekł z Polski. Sprawa nabrała przyśpieszenia dopiero, gdy zajęli się nią politycy. Za Sebastianem M. najpierw wydano list gończy, a następnie zatrzymano go na lotnisku w Dubaju. Strona polska czyni obecnie starania o ekstradycję, natomiast adwokat Sebastiana M.  kwestionuje rzetelność ewentualnego procesu przed polskim sądem.

Jak dokładnie doszło do wypadku na A1? Kwestią rekonstrukcji głośnego wypadku zajęli się już profesjonaliści. Firma CrashLab zajmuje się analizą i rekonstrukcją wypadków drogowych. Specjaliści firmy przygotowują również wideo przedstawiające, jak doszło do głośnych wypadków. Tak było m.in. w przypadku obu tragedii z udziałem Renault Megane RS.

Jak doszło do wypadku na A1? BMW jechało 314 km/h

CrashLab zajęło się również tragedią, do której doszło na autostradzie A1. Zwymiarowano miejsce zdarzenia i wszystkie pozostałe ślady. Na tej podstawie ustalono sporo faktów oraz przygotowano wideo, które jest rekonstrukcją wypadku.

Jak ustaliło CrashLab, prędkość BMW w momencie rozpoczęcia manewru hamowania wynosiła około 314 km/h. Po wyhamowaniu, w momencie uderzenia, w Kię - 253 km/h (zgodnie z odczytem danych z pamięci sterownika). Samochód Kia jechał prawdopodobnie również lewym pasem ruchu. Takie domniemanie wynika z używania sygnałów świetlnych przez kierującego BMW. 

Jednak do zderzenia pojazdów doszło na środkowym pasie ruchu, co oznaczało że oba pojazdy wykonały zmianę pasa ruchu, przy czym kierowca Kii zrobił to odrobinę wcześniej. Gdy Kia była już na pasie środkowym, to BMW było jeszcze na pasie lewym - już hamując. 

W chwili rozpoczęcia hamowania BMW znajdował się w odległości 270 m od miejsca zderzenia oraz około 145 m za Kią. 

Kierowca Kii nie popełnił błędu. Całą odpowiedzialność ponosi Sebastian M.

- Ustaliliśmy prędkość Kia w chwili kolizji na 135 km/h i taką też przyjęto prędkość wyjściową. Oczywisty błąd popełnił kierujący samochodem BMW. Ten błąd był rażący i miał związek z zaistnieniem wypadku oraz ze skutkami (potężną deformacją pojazdu Kia). Gdyby pojazd BMW jechał z prędkością 140 km/h to oczywiście sytuacja niebezpieczna wcale by nie powstała, ponieważ pojazdy zbliżałyby się do siebie powoli, lub nawet wcale (zbliżone prędkości ruchu). Wg nas kierujący samochodem Kia nie popełnił błędu, który miałby związek z zaistnieniem wypadku. Nic nie wskazuje na tzw. "zajechanie drogi" pojazdowi BMW, a do tego kierujący pojazdem Kia nie musiał spodziewać się za sobą pojazdu jadącego ponad 300 km/h, szczególnie w warunkach nocnych, gdy miał możliwość obserwacji jedynie zbliżających się świateł mijania lub drogowych - mówi Interii Rafał Bielnik w firmy CrashLab.

Wypadek czy zabójstwo z zamiarem ewentualnym?

Analiza specjalistów nie pozostawia więc wątpliwości. Jeśli podobne wnioski zostaną wyciągnięte przez biegłych na potrzeby procesu, trudno spodziewać się, by Sebastian M. uniknął wysokiego wyroku skazującego.

Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi do 8 lat więzienia. Natomiast nie jest wykluczone, że prokuratorzy będą chcieli postawić Sebastianowi M. zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym, wówczas 8 lat wynosi minimalny wymiar kary.

Czy policjanci na miejscu wypadku pracowali rzetelnie?

Ponieważ wypadek odbił się głośnym echem w mediach, a działania policji i prokuratury początkowo wzbudziły szereg wątpliwości, Zbigniew Ziobro nakazał rozpocząć postępowanie, które ma wykazać, czy służby dochowały należytej staranności i po wypadku wykonały wszystkie stosowne czynności.

Gdy to internauci wskazali, że kierowca BMW doprowadził do wypadku, łódzka policja zareagował oświadczeniem, w którym wyjaśniała, że postępowała prawidłowo. Mogliśmy w nim przeczytać m.in. że "policjanci zabezpieczyli szereg śladów, przesłuchali świadków. Na miejscu obecny był również prokurator, który nadzorował pracę funkcjonariuszy". 

Tymczasem przedstawiciele Crashlab, podczas wykonywania oględzin miejsca wypadku, znaleźli szereg przedmiotów, które mogą okazać się dowodami przydatnymi w śledztwie czy też w procesie sądowym. Poza szeregiem zabawek czy innych rzeczy, które po uderzeniu wypadły z Kii, znaleziono między innymi opony, pochodzące zarówno z Kii jak i prawdopodobnie z BMW.

To może budzić wątpliwości, czy obecni na miejscu policjanci rzeczywiście rzetelnie wykonywali swoją pracę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wypadek na a1
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama